37 deputowanych w 150 parlamencie: Partia Wolności (PVV) uzyskała ponad dwukrotnie więcej mandatów w stosunku do poprzednich wyborów. Frans Timmermans, choć zbudował koalicję ugrupowań socjaldemokratycznych i Zielonych, pozostał daleko w tyle z 25 mandatami. A liberalna VVD, partia dotychczasowego, czterokrotnego premiera Holandii Marka Rutte, musiała się zadowolić 24 deputowanymi.
Wynik Partii Wolności to miara spektakularnego sukcesu polityka, który był do tej pory spychany na margines holenderskiej polityki i musi mieszkać w strzeżonym domu w obawie przed zamachami.
W tryumfalnym przemówieniu wygłoszonym w noc wyborczą Wilders zapowiedział, że utworzy rząd z VVD i Nowym Kontraktem Społecznym (NSC), partią utworzoną ledwie parę miesięcy temu przez Pietera Omtzigta. Do tej koalicji miałaby też dołączyć formacja broniąca interesów rolników, czyli BBB. Na razie nie wiadomo czy faktycznie dojdzie do złamania kordonu sanitarnego, który do tej pory otaczał Partię Wolności Wildersa (choć popierał on już w przeszłości rząd Ruttego w parlamencie nie wchodząc w koalicję z nim)?
Czytaj więcej
Pierwszy sondaż exit poll, przeprowadzony przez agencję badawczą Ipsos, pokazuje, że skrajnie prawicowa Partia Wolności, kierowana przez Geerta Wildersa, uzyskała najwięcej mandatów w wyborach w Holandii.
Geert Wilders stał się holenderskim Nigelem Faragem
Następczyni Ruttego na czele VVD, wywodząca się z Turcji Dilan Yesilgoz, w trakcie kampanii mówiła, że jest gotowa do koalicji z Wildersem, choć już po ogłoszeniu wyniku wyborów zastrzegła, że „nie wyobraża sobie”, aby mógł on zostać premierem. Jeszcze bardziej na współpracę z Partią Wolności jest otwarty Omtzigt. - Krajem trzeba rządzić - oświadczył w środę wieczorem.