Takie podejście ma dla niemieckiej gospodarki znaczenie kluczowe. Od siedmiu lat Chiny są dla zorientowanej eksportowo niemieckiej gospodarki najważniejszym partnerem handlowym. Nie ma więc mowy o jakimkolwiek politycznym ograniczaniu relacji handlowych z Pekinem. Mają co do tego pewne zastrzeżenia Amerykanie, wskazując na niebezpieczeństwo zbytniego uzależnienia od Chin. Kanclerz Scholz nie ustaje w zapewnieniach, że nie ma mowy o powstaniu nowej jednostronnej zależności. – Wyciągnęliśmy wnioski z tego, co zrobiła Rosja – uspokajał w przeddzień swej wizyty w Pekinie w listopadzie ubiegłego roku. Był wtedy pierwszym gościem Xi Jinpinga po pandemii. Towarzyszyła mu liczna delegacja przemysłu, którego zaangażowanie w Chinach determinowało w ostatnich dekadach niemiecką politykę wobec tego kraju. W czasie 16 lat swych rządów Angela Merkel gościła w Chinach 12 razy, zawsze w licznym towarzystwie przedstawicieli biznesu.
Inaczej wyglądała już wizyta pani Baerbock wiosną tego roku, która upomniała się o prawa człowieka w niespotykany do tej pory sposób. A na Tajwanie gościła minister edukacji i badań naukowych Bettina Stark-Watzinger. Była to pierwsza od ćwierćwiecza oficjalna wizyta członka niemieckiego rządu na wyspie, którą Pekin uważa za część Chińskiej Republiki Ludowej. Był to też wyraźny sygnał zmian w polityce wobec Chin rządu Olafa Scholza. W takiej atmosferze odbyły się niemiecko-chińskie konsultacje międzyrządowe w Berlinie w czerwcu.
Cień Rosji
– Bez rosyjskiej agresji na Ukrainę uwrażliwienie na Chiny przebiegałoby znacznie wolniej. Wojna z Rosją była zatem z pewnością katalizatorem nowego podejścia do Chin, które jest bardziej zorientowane na bezpieczeństwo i ryzyka. Jednak współzależność niemieckiej gospodarki z Chinami, zależność od chińskiego rynku, od importu i funkcjonujących łańcuchów dostaw jest znacznie wyższa niż w przypadku Rosji. Kluczowym słowem nie jest zatem decoupling, ale derisking, czyli nie zakończenie kooperacji, ale redukcja ryzyka – tłumaczy „Rzeczpospolitej” Kai-Olaf Lang, ekspert berlińskiego think tanku Wissenschaft und Politik.
Jego zdaniem zgodnie z nową strategią Niemcy zachowują pole manewru, utrzymają współpracę, ale podejmują środki ostrożności, aby stać się mniej podatnymi na zagrożenia. W jego opinii, o ile nie wybuchnie poważny konflikt z Chinami, niemiecką politykę cechować będzie przyspieszona ewolucja, ale nie zerwanie więzi.
Na to Niemiec po prostu nie stać, nawet w sytuacji, gdy niemiecka zależność od chińskiego rynku, importu i łańcuchów dostaw jest znacznie wyższa, niż było to w przypadku Rosji. Wartość wymiany handlowej wyniosła w roku ubiegłym 299 mld euro przy niemieckim deficycie 85 mld euro. 9,8 proc. niemieckiego eksportu jedzie do Chin. Monachijski instytut IFO obliczył, że „reshoring”, czyli przeniesienie produkcji z powrotem do Niemiec, doprowadziłoby do spadku PKB o około 9,7 procent. Z drugiej strony Chiny poniosłyby tylko stratę w wysokości 0,17 proc. W Berlinie nikt o tym nie myśli.