Niepodległa od 32 lat Mołdawia nie była jeszcze świadkiem tak wielkiego wydarzenia. Na jego miejsce prozachodnia prezydent Maia Sandu wybrała zamek Mimi, ledwie 8 kilometrów od Naddniestrza, terytorium okupowanego przez rosyjskich żołnierzy. Ze względów bezpieczeństwa zamknięto mołdawską przestrzeń powietrzną, a natowskie samoloty zwiadowcze AWACS patrolowały niebo. Na wszelki wypadek większość przywódców postanowiła pojawić się tu tylko na kilka godzin, bez nocowania.
Erdogan się nie pojawił
Ale to wystarczyło, aby pokazać głęboki zwrot w polityce Zachodu wobec Kremla, w szczególności Francji. Szczyt odbył się w ramach Europejskiej Wspólnoty Politycznej (EWP), formatu powołanego w ubiegłym roku z inicjatywy Paryża w trakcie francuskiego przewodnictwa w Unii. Zostały do niego zaproszone wszystkie kraje Europy poza Rosją i Białorusią: sygnał kontynentalnej solidarności przeciw rosyjskiemu agresorowi. Po Pradze szczyt w Kiszyniowie jest drugim takim spotkaniem tej inicjatywy. Pomocy w jego organizacji przez 2,5-milionową Mołdawię udzieliła Francja. Chodziło o pokazanie, że dla Paryża – i szerzej całej Europy – nie ma już czegoś takiego, jak rosyjska strefa wpływu.
Czytaj więcej
Przemawiając na dorocznej konferencji think tanku GLOBSEC w Bratysławie, Macron powtórzył swój apel o bardziej powszechną „europejską obronę” i „europejski filar w NATO”.
Bo też prezydent Sandu chce wykorzystać szczyt dla silniejszego zakotwiczenie swojego kraju z Zachodem. Mołdawia w czerwcu ub.r. uzyskała (razem z Ukrainą) status kraju kandydackiego do UE. Teraz Mołdawianie chcą, aby do końca tego roku rozpoczęły się rokowania akcesyjne.
Innym sygnałem, że Kreml traci kontrolę nad dawnymi republikami radzieckimi, jest spotkanie, jakie zaaranżowano w zamku Mimi między skonfliktowanymi przywódcami Azerbejdżanu i Armenii. Wzięli w nim udział przewodniczący Rady Europejskiej Charles Michel, prezydent Macron oraz kanclerz Olaf Scholz. Na szczycie osobiście zjawił się też Wołodymyr Zełenski, choć w ostatniej chwili z udziału w nim zrezygnował Recep Erdogan. Turek pozostał wierny swojej podwójnej grze – z Waszyngtonem i Moskwą.