Przedłużenie obowiązującego na Węgrzech stanu nadzwyczajnego od czasów pandemii jest pierwszą decyzją Viktora Orbána rozpoczynającego właśnie czwartą z rzędu kadencję na stanowisku szefa rządu. Ogłosił swą decyzję we wtorek tuż po przyjęciu przez parlament poprawki do art. 53 konstytucji zezwalającej na wprowadzenie jednego ze stanów nadzwyczajnych, mianowicie stanu zagrożenia w sytuacji działań wojennych czy określonej sytuacji humanitarnej w sąsiednim kraju. Nowy stan nadzwyczajny wszedł w życie jeszcze przed końcem obowiązywania starego do 31 maja, wprowadzonego na dwa lata w związku z pandemią.
Ogłaszając swą decyzję na Facebooku Orbán udowadniał, że „wojna (w Ukrainie – przyp red.) i sankcje Brukseli spowodowały wielki wstrząs gospodarczy i drastyczny wzrost cen”, a świat stoi na krawędzi kryzysu gospodarczego. W trosce o bezpieczeństwo finansowe węgierskich rodzin rząd musi podejmować decyzje odpowiednie szybko i sprawnie. Może więc nadal rządzić za pomocą dekretów w zasadzie bez aprobaty nowo wybranego parlamentu, w którym Fidesz Orbána ma, wraz z niewielkim ugrupowaniem koalicyjnym, konstytucyjną większość.
W starym stylu
– W tej sytuacji rząd specjalnych uprawnień nie potrzebuje. Jest to raczej kontynuacja stylu rządzenia premiera Orbána, który pragnie sam podejmować decyzje bez konsultacji, rozszerzając zakres swej władzy, co czyni konsekwentnie od dawna – mówi „Rzeczpospolitej” Krisztian Szabados z budapeszteńskiego think tanku Social Development Intitute. Jego zdaniem rządzenie dekretami nie jest konieczne dla utrzymywania niskiego poziomu niektórych cen, jak np. benzyny, ale jest swego rodzaju sygnałem dla UE, że Węgry nie zgadzają się na proponowane unijne embargo na rosyjską ropę. Zdaniem Szabadosa rząd zrujnował budżet przedwyborczymi obietnicami i widzi, że nie ma szans na otrzymanie środków z KPO. Co więcej, UE uruchomiła procedurę z art. 7 traktatu o UE z powodu wyraźnego ryzyka poważnego naruszenia przez Węgry wartości, na których opiera się Unia.
Czytaj więcej
Węgry poszły tak daleko we wspieraniu interesów Putina w Europie, że już samo ochłodzenie relacji Warszawy z Budapesztem nie wystarcza. Polskie władze muszą jasno potępić węgierskiego przywódcę.
W poniedziałkowym liście do KE Orbán podkreślił, że nie jest w stanie wyrazić zgody na embargo także z tej przyczyny, że Węgry nie mogą liczyć na środki unijne, aby dostosować swój przemysł petrochemiczny do nowej sytuacji. Jak początkowo twierdził szef węgierskiej dyplomacji, koszt przestawienia rafinerii na nowy rodzaj ropy z innego źródła wyniósłby ok. 500 mln euro, plus 200 mln na zwiększenie przepustowości ropociągu z Chorwacji na Węgry. Obecnie rząd twierdzi, że koszt wyniósłby ponad 1 mld euro. Nie brak opinii, że taka żonglerka szacunkami jest elementem nacisku na UE.