– Pod uwagę biorę tylko start z list PO, ale przyjdzie jeszcze czas na moją decyzję o kandydowaniu – zadeklarował w wywiadzie dla portalu Onet.pl Zbigniew Chlebowski, do czasu ujawnienia przez "Rz" jego roli w aferze hazardowej szef Klubu PO. I dodał: – Czuję się kozłem ofiarnym. Inni nie ponieśli takiej ceny jak ja.
Chlebowski twierdzi, że czeka spokojnie na zakończenie pracy prokuratury w sprawie aferowej.
Były szef Klubu PO dopiero teraz zaczął mówić tak otwarcie o swoim powrocie. Drugi główny bohater afery, były minister sportu Mirosław Drzewiecki, chęć come backu deklarował już wiosną, po powrocie z urlopu na Florydzie.
Decyzja o ich ponownym umieszczeniu na listach wyborczych zależy od szefa partii. Na razie sygnały płynące z otoczenia Donalda Tuska były dla nich niezachęcające. Za to ich optymizm wzbudziło sprawozdanie szefa hazardowej komisji śledczej. Mirosław Sekuła niemal całkowicie oczyścił w nim z zarzutów polityków PO. Odpowiedzialność przerzucił na szefa CBA Mariusza Kamińskiego, a szereg działań świadczących o manipulacjach przy ustawie hazardowej uznał za urzędnicze pomyłki.
– Skoro nie było afery, to dlaczego premier wyrzucił z rządu Drzewieckiego, Grzegorza Schetynę i innych – drwiła w czasie sejmowej debaty opozycja. W sytuacji gdy Klub PO przegłosował sprawozdanie negujące aferę, to samo pytanie zadaje sobie Chlebowski. Uważa, że płaci tylko za "głupie gadanie", ale sumienie ma czyste. I przechodzi do kontrataku. W rozmowie z Onet.pl twierdzi, że nie udzielił 30 września 2009 r. wywiadu "Rz" na temat afery, choć zaraz przyznaje, że dowiedział się o niej tego dnia właśnie od dziennikarza "Rzeczpospolitej", z którym rozmawiał. Redakcja "Rz" ma nagranie tej rozmowy, łącznie z fragmentem, w którym Chlebowski zaprzeczał, iż spotkał się z Ryszardem Sobiesiakiem, biznesmenem z branży hazardowej, na cmentarzu w Marcinowicach.