„Zakazane jest istnienie partii politycznych i innych organizacji odwołujących się w swoich programach do totalitarnych metod i praktyk działania nazizmu, faszyzmu i komunizmu, a także tych, których program lub działalność zakłada lub dopuszcza nienawiść rasową i narodowościową, stosowanie przemocy w celu zdobycia władzy lub wpływu na politykę państwa albo przewiduje utajnienie struktur lub członkostwa" – głosi art. 13 przyjętej w 1997 r. Konstytucji RP.
Miał on zapobiec reanimacji i funkcjonowaniu w boleśnie dotkniętej przez dwa totalitaryzmy Rzeczypospolitej ruchów neofaszystowskich i komunistycznych. W praktyce stał się narzędziem do zbijania kapitału politycznego.
– Pojawiające się wnioski o delegalizację danej organizacji politycznej należy traktować wyłącznie w kategorii politycznych postulatów, trudnych do zrealizowania i, szczerze mówiąc, absurdalnych. Jeżeli działacze jakiejś partii czy organizacji naruszają prawo, to jest kwestia stopnia tego naruszenia i wyciągnięcia odpowiedzialności wobec osób prawo naruszających, a nie składania wniosków o delegalizację danej instytucji – ocenia Jacek Bąbka, prezes Fundacji Badań nad Prawem.
– Jeżeli mówimy o takich przedsięwzięciach jak delegalizacja organizacji społecznej czy politycznej, musimy pamiętać, że taka decyzja powinna być traktowana jako wyjątkowa, bo mamy pluralizm polityczny – przypomina dr Ryszard Piotrowski, prawnik konstytucjonalista. I zwraca uwagę na zagrożenia, jakie niosą ze sobą pochopne próby delegalizacji. – W społeczeństwie informacyjnym zakazy często przynoszą skutek odwrotny do zamierzonego. Delegalizacja jakiejś organizacji ze względu na jej działania może spowodować, że te działania się upowszechnią – podkreśla.
Ważniejsze jest wzmacnianie społeczeństwa obywatelskiego niż zakazy działania partii