Po kilku tygodniach wewnętrznej wojny władze PO zatwierdziły listę kandydatów partii w jesiennych wyborach. Premier Ewa Kopacz próbowała zmusić do rezygnacji ze startu polityków usuniętych przez nią z rządu z powodu ostatnich skandali – w tym afery taśmowej. Bez skutku.
Koniec Biernata
W piątek wymusiła tylko rezygnację najbardziej kontrowersyjnego z nich – byłego ministra sportu Andrzeja Biernata, który został nagrany podczas swych rozmów z biznesmenami Janem Kulczykiem i Michałem Sołowowem.
Biernat ma jeszcze inny poważny problem: CBA wszczęło postępowanie w sprawie nieprawidłowości w jego oświadczeniu majątkowym, a dochodzenie może się zakończyć jeszcze przed wyborami.
Według naszych informacji podczas piątkowych obrad większość zarządu Platformy opowiedziała się za rezygnacją Biernata. Ponieważ zrobił tak nawet jego przyjaciel i sojusznik Cezary Grabarczyk, to uważane jest to za przygotowany wcześniej przez nich krok. Biernat napisał w oświadczeniu: „Podjąłem tę decyzję z myślą o dobru partii, z którą jestem związany od początku jej istnienia, i jak najlepszym dla niej wyniku wyborów. Ale także z myślą o dobru mojej rodziny, która przeszło pół roku jest bezpodstawnie atakowana i pomawiana".
Regres baronów
Kopacz lansowała hasło o „cofnięciu się" regionalnych liderów PO, czyli oddaniu przez nich tradycyjnych jedynek na rzecz innych kandydatów. Ponieważ większość polityków-skandalistów – poza Grabarczykiem także Tomasz Tomczykiewicz, Stanisław Gawłowski i Jacek Protasiewicz – to regionalni liderzy PO, mogła dzięki temu przesunąć ich w dół. Dostali drugie miejsca. Przezornie sam na dwójce obsadził się wcześniej nagrany były minister skarbu Włodzimierz Karpiński, szef PO na Lubelszczyźnie.