Hipoteza Schetyny byłaby prawdziwa, gdyby niezależnie od formuły, w jakiej do wyborów poszła opozycja, jej wyborcy zachowaliby się tak samo. To ryzykowne założenie biorąc pod uwagę, że zależnie od formuły inaczej musiałaby się zachowywać sama opozycja.
Wybory do PE pokazały, że szeroka lista opozycji, w formule od lewa do prawa, czyli od SLD do PSL oznacza fundamentalny problem ze sformułowaniem jakiegokolwiek programu. Problem ten widać wyraźnie zwłaszcza przy sprawach światopoglądowych – w czasie kampanii przed wyborami do PE widać to było po głośnym, wymierzonym w Kościół wystąpieniu Leszka Jażdżewskiego na UW. O ile np. lewicy łatwo było tym słowom przyklasnąć, o tyle już stojąca w rozkroku między lewą a prawą stroną Platforma Obywatelska musiała klaskać, ale się nie cieszyć, a dla konserwatywnego w tych kwestiach PSL słowa Jażdżewskiego były nie do przyjęcia. W takich kwestiach – a PiS skądinąd bardzo chętnie grał na nutach światopoglądowych w kampanii wyborczej do Sejmu – wielogłos po stronie zjednoczonej opozycji byłby nieunikniony. A przepychanki między politykami opozycji raczej by wyborców nie mobilizowały.