Rzeczpospolita: Tylko sześć koni czystej krwi arabskiej sprzedano na aukcji Pride of Poland w Janowie Podlaskim. Pozostałych 19 koni wróciło do stajni. Tym samym właściciele polskich stadnin zarobili zaledwie 410 tys. euro. Co wpłynęło na taki wynik aukcji?
Hanna Łysakowska: To była katastrofa. Ale aukcja to tylko wierzchołek góry lodowej, a nie główny problem. Przede wszystkim hodowla koni wymaga czasu, wiedzy i doświadczenia. Tutaj z niczym nie można się spieszyć. Ciąża u klaczy trwa aż jedenaście miesięcy, zatem jeśli co roku uda się uzyskać źrebaka, to będzie to naprawdę dobry wynik. W związku z tym należy mieć plan hodowli na wiele lat do przodu i prowadzić ją z dużym wyczuciem. Ale na początku 2016 roku do polskich stadnin trafiły osoby, które po prostu nie znały się na hodowli koni. Dopiero później pracę w janowskiej stadninie objął prof. Sławomir Pietrzak, który zawodowo zajmuje się końmi. Natomiast tacy ludzie jak Marek Trela czy Jerzy Białobok stali się nagle niepotrzebni. Trzeba podkreślić, że Marek Trela pracował w janowskiej stadninie kilkadziesiąt lat, nabierając doświadczenia u boku dyrektora Andrzeja Krzyształowicza, a przez ostatnie kilkanaście lat sam był jej dyrektorem. Podobnie Jerzy Białobok, który przez blisko 20 lat szefował stadninie w Michałowie – trafił tu po studiach, jego mentorem był dyrektor Ignacy Jaworowski.