Ile trwa napad lęku?
Zaburzenia lękowe typu lęku napadowego osiągają maksymalne natężenie w ciągu 10 minut, a cały napad trwa do godziny. Ataki te częstsze są u osób młodych, u seniorów to raczej trwający lęk. Bywają też ciężkie depresje o charakterze psychotycznym, w których mogą pojawić się urojenia: kary, winy, prześladowcze czy nihilistyczne. Depresja to wreszcie myśli samobójcze.
„Leżę na ciepłej od słońca ziemi, przyglądając się, jak wolno wsiąka w nią moja krew. Ból między piersiami powoli ustaje. Czuję błogość", „Unosiłam się coraz wyżej w gęstej, białej chmurze. Ból ustał. Było bezpiecznie. Z dołu słyszałam przez chwilę, jak wołał mnie mój mały synek. Nie czułam nic. Nie wróciłam". To cytaty z forów internetowych. Tyle że ich autorki potem, jak co dzień, wyszły do pracy.
Rzeczywistość w depresji boli. Proszę uwierzyć, że z wielkim trudem podejmujemy wtedy nawet proste codzienne czynności: ubieranie czy wstawanie z łóżka.
Myśl o śmierci przynosi ulgę w bólu?
Tylko rozładowuje napięcie. Inna sprawa, że pacjent planujący samobójstwo często uspokaja się, bo uważa, że znalazł wyjście z sytuacji.
Sądzi pan, że on to naprawdę zrobi?
Z doświadczenia zawodowego wiem, że lepiej tego nie sprawdzać. Myśli samobójczych, gdy już się pojawiają, nie wolno bagatelizować. Trzeba taką osobę skonsultować, czasem nawet bez zgody zatrzymać...
...o ile ujawni, co jej w duszy gra. Zwykle obserwując, że jest smętna, dajemy jej złotą radę typu „weź się w garść".
A ona próbuje. Zaczyna od łykania suplementów diety, zestawów witamin, żeńszenia czy yerba mate. Albo pochłania czekoladę potencjalnie zawierającą prekursory serotoniny itd. O ile jednak reakcję adaptacyjną można przeżyć, a smakołykami poprawić sobie nastrój, o tyle (powtórzę) depresja jest chorobą i czekoladą jej nie wyleczymy. Sportem też nie. Bieganie owszem, wzmaga wydzielanie endorfin, a medytacje „wyciszają ducha, ale to wciąż za mało. W końcu zostają nam używki i alkohol nasilający tylko objawy depresyjne i lękowe.
No tak. Pogardę dla napoju bogów otrzymał pan pewnie na chrzcie świętym wraz z imieniem. Bonaparte do bólu rozcieńczał wino wodą...
No i wydało się (śmiech). Niemniej, jeśli pijemy z powodów towarzyskich, wszystko jest w porządku. Wino działa antyoksydacyjnie itd. Inaczej, gdy używamy alkoholu wieczorem, by uwolnić się od stresu i zasnąć. Pracując w poradni uzależnień, mam wielu pacjentów, którzy zmęczeni po pracy, ot, „wypijają wieczorem kilka piw". Obserwuję, że po paru latach radzenia sobie ze stresem w ten sposób, uzależnienie jest niemal murowane. To alkoholizm objawowy.
Nierozwiązujący naszego problemu?
Mało tego, alkohol wypijany z powodu smutku czy problemów ze spaniem wielokrotnie nasila te objawy. Spłyca sen, nie dopuszczając do głębokich faz odpowiedzialnych za tworzenie się białek czy antyoksydantów, słowem: regeneracji organizmu. Powoduje szybkie zasypianie, potem jednak częste wybudzanie się, stąd korzyść z nadmiernego picia jest iluzoryczna. Zresztą nawet z bieganiem czy jedzeniem niewinnej pietruszki też można przesadzić.
A gdyby depresję przespać, przeczekać? Minie?
To ryzykowne. Nieleczona depresja może się pogłębić lub rozhuśtać się do psychotycznej...
...albo, jak głosi dr Google, przejść w schizofrenię?
Skądże, to zupełnie inne schorzenie. Fakt, że depresji mogą towarzyszyć wspomniane urojenia prześladowcze czy nihilistyczne z zanikaniem ciała włącznie, są one jednak zawsze zgodne z nastrojem. A schizofrenia? To raczej pewien chaos: urojone nasyłanie i odbieranie myśli, głosy komentujące, dyskutujące czy echo myśli. Jeśli mamy z czymś problem, proponuję iść do psychiatry czy psychologa, by się poradzić. Jeśli objawy są lekkie, reaktywne, być może minie samo albo można pomóc sobie psychoterapią.
Ponoć zaleca pan pacjentom egzorcyzmy jako terapię dodatkową.
Niestety. To internetowy żart. Wszelkie rzekome „opętania" skutecznie leczy się za pomocą środków antypsychotycznych.
Gdy pójdę z depresją do psychiatry, zapisze mi tabletki i odeśle do domu.
Nie „zapisze", ale dobierze do profilu. Depresja zaburza układ kilku różnych neurotransmiterów: dopaminy, serotoniny, noradrenaliny i innych, a każdy z tych układów ma odmienne działanie. Czy wie pani, że mamy do wyboru aż kilkadziesiąt substancji działających antydepresyjnie? Lek można zatem idealnie dobrać do skarg pacjenta. Nie strzelamy receptą ot tak, spod palca!
Cóż z tego, jeśli lista skutków ubocznych na ulotkach antydepresantów jest dłuższa niż działań „pro bono". Internauci donoszą m.in. o niekontrolowanych napadach agresji.
Każdy lek ma działania niepożądane, można jednak użyć ich z premedytacją. Środki mające wpłynąć na jakość snu zadziałają też antyhistaminowo, służące poprawieniu nastroju „ubocznie" polepszą apetyt...
...co niechybnie skończy się przytyciem.
Nie musi, bo jeśli apetyt nie był obniżony, dopasujemy po prostu inny lek. A napady agresji? Może to korelacje z innymi lekarstwami czy z alkoholem? Takich środków nie wolno brać ot, tak sobie.
A jednak. Wielu faszeruje się antydepresantami, bo „podnoszą inteligencję i dają kopa".
Tyle że trudno wtedy przewidzieć jak zadziałają, tym bardziej że oczekujemy, jak słyszę, działań niespecyficznych. Podam przykład: gdy zdrowy człowiek przyjmie lek przeciw grypie, nie poprawi mu samopoczucia, za to podniesie ciśnienie. Wskutek zaś działania pochodnych amfetaminy doświadczy nawet przykrego „biegu myśli". Wiem, że internet przyniósł modę na autodiagnozy i samoleczenie. Tymczasem dr Google, oferując wiedzę o danym schorzeniu, nie daje nam ogólnej wiedzy medycznej pozwalającej wiązać z sobą różne aspekty.
Zdaniem Beaty Pawlikowskiej tabletka w istocie nie rozwiązuje naszych problemów. Sprawia tylko, że czujemy mniej. Faktem jest, że nie podniesie naszej samooceny.
Tyle że w przebiegu depresji ta karczemnie niska samoocena może wynikać z obniżonego nastroju. Ten zaś, m.in. z małego poziomu serotoniny. Podnosząc zatem jej poziom za pomocą tabletki, zwiększymy pośrednio też samoocenę. A problemy? Cóż, mając na myśli depresję, nie mówimy o realnych problemach. Ona sama jest tu problemem.
Pewnego razu, gdy snułam się między aptecznymi regałami z poczuciem, że życie jest podłe, bystra farmaceutka podsunęła mi środek na... zapalenie zatok. Całodzienną pracę wykonałam wtedy w kilka godzin.
To była zapewne pseudoefedryna. Działa bardzo silnie stymulująco. Niestety to, co szybko podnosi nastrój, jak pochodne amfetaminy czy kokainy, równie szybko uzależnia. Tak dużych dawek substancji uzależniających nie ma w lekach antydepresyjnych, a zatem nie działają one tak szybko. Efekty widać dopiero za dwa do sześciu tygodni.
Wielu wybiera zatem dopalacze czy marihuanę. Gimnazjaliści obowiązkowo przygotowują w szkole uświadamiającą prezentację o środkach psychoaktywnych ze zdjęciami. Sami ćpają „Acodin" czy płukankę ginekologiczną „Tantum rosa".
Jak „Pomysłowy Dobromir"? Dla odmiany: pracuję także z uzależnionymi efektywnie faszerującymi się np. całymi opakowaniami gałki muszkatołowej pitej z wodą. Zawarta w niej mirystycyna to związek psychoaktywny. A że widzę błysk zainteresowania w pani oczach, to dodam, że na zwykłego zjadacza chleba ta substancja może zadziałać też... rozwalniająco, można się więc rozczarować. (śmiech)
Cenna uwaga końcowa. Wróćmy jednak do antydepresantów. Jak długo bierze się te leki? Do końca życia?
Zwykle od sześciu do dziewięciu miesięcy. Potem zaś stopniowo się je odstawia, jeśli stan psychiczny na to pozwala. A później? Weźmy za przykład zaburzenia lękowe i nastroju: ktoś ma agorafobię i boi się wychodzić z domu. Otóż w trakcie działania leku mózg się uczy. Przestaje łączyć wychodzenie z domu z lękiem, niepokojem czy kołataniem serca. W depresji łączy też świeżo poprawiony nastrój z wieloma sytuacjami, co skutkuje innym już funkcjonowaniem takiej osoby.
Po zakończeniu leczenia ten efekt się utrzyma?
Taki jest cel. Nie osiągniemy go jednak, odstawiając leki na własną rękę z dnia na dzień. Można spodziewać się wtedy raczej nawrotu objawów, a czasami lekkich reakcji odstawiennych.
Jeśli depresja jest chorobą ciała, po co leczyć ją psychoterapią?
Psychoterapia jest metodą wspomagającą. Widzi pani, w depresji częsta jest tak zwana triada Becka, czyli negatywna ocena przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. Ważne więc, by dobrze poznać swoje emocje i źródło ich pochodzenia. Co więcej, depresji towarzyszyć mogą problemy w związku, w pracy czy w relacjach międzyludzkich. Psychoterapia zaś uświadamia nam własne schematy myślowe.
Poznanie wroga pozwala nam go pokonać?
Pozwala zmienić schematy myślowe. To ważne także wtedy, gdy depresja pojawia się na tle zaburzeń osobowości, np.: o typie zależnym, lękowym czy borderline. Cierpi na nie aż do 20 proc. z nas. To z powodu zaburzeń osobowości niektóre osoby uciekają w alkohol czy narkotyki.
Czym są zaburzenia osobowości?
Każdy ma jakąś osobowość. Gdy przeważają w niej cechy szkodzące nam w codziennym życiu, przysparzające problemów w rodzinie czy w relacjach z innymi ludźmi, pojawia się zaburzenie osobowości. Skąd? Osobowość kształtuje się od dzieciństwa do dorosłości. Składa się na nią temperament odziedziczony po rodzicach i charakter kształtowany przez środowisko, wykuwany w trakcie obserwacji zachowania otoczenia.
Wychowując się w patologicznym domu, ukształtujemy osobowość nieprawidłowo...
O to chodzi. Tyle że domowa „patologia" ma bardzo różne twarze. Niemniej wzorców radzenia sobie ze stresem uczymy się od rodziny i otoczenia. Załóżmy, że kiedyś rodzice faktycznie nadużywali alkoholu, a wychylenia emocji były w tym domu duże. Ich dziecko wykształca wadliwe schematy radzenia sobie ze stresem: ratuje się wtedy agresją lub ucieka w alkohol. I często wiąże się z podobną do siebie osobą.
Mało kto dojrzewa w rodzinie jak z reklamy.
Owszem, nie mówimy jednak zwykle o zaburzeniach osobowości, gdy w domu „nie było idealnie". Mam na myśli raczej głębokie nieprawidłowości.
Zaburzenia osobowości można wyleczyć?
Można. Psychoterapia potrafi zmienić wzorce radzenia sobie z emocjami czy stresem. Problem w tym, że osoby z zaburzoną osobowością nie dostrzegają własnych błędów i powielanych schematów myślowych. „Leczenie" psychoterapią polega zatem nie na pokazaniu, „co masz robić", ale na uświadomieniu pacjentowi istnienia błędnych i wskazaniu właściwych wzorców radzenia sobie ze stresem i przeżywania.
Psychoterapia kojarzy mi się z upiornymi scenami „ustawień rodzin" Berta Hellingera opisanymi w „Uwikłaniu" Zygmunta Miłoszewskiego. Pacjenci wcielają się w członków rodziny jednego z nich. To w ogóle może działać?
Psychoterapia to udowodniony naukowo zbiór technik pomagających leczyć rozmaite dolegliwości natury psychologicznej. Słyszałem, że ustawienia Hellingera są nawet dość popularne, nie mają jednak oficjalnego statusu psychoterapii. Mówi się o nich raczej w kontekście psychodramy. Klasyczna psychoterapia nie bywa raczej tak upiorna. Ale działa.
— rozmawiała Ewelina Pietryga
Dr hab. Napoleon Waszkiewicz jest kierownikiem Kliniki Psychiatrii Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku
PLUS MINUS
Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:
prenumerata.rp.pl/plusminus
tel. 800 12 01 95