Gruzińskie rolnictwo po upadku Sowietów to był, co tu kryć, obraz nędzy i rozpaczy. Na herbacianych polach Batumi pasły się krowy, wina robiono najtańsze, byle jak i z byle czego. Trzeba było 15–20 lat, żeby wybuchła tam ewolucja naturalistów, którzy postanowili wrócić do tradycji. Nie dość, że skoncentrowali się na gruzińskich odmianach, a jest ich podobno pięćset, to jeszcze wino robią jak kilka tysięcy lat temu.
Jak? Najpierw maceracja, czyli czas, kiedy sok z winogron leży ze skórkami i pestkami. Im krótsza, tym wino lżejsze, łagodniejsze, zwiewne, ale też i trochę puste. Gruzińscy naturaliści czasu maceracji nie liczą w godzinach, ale w tygodniach i miesiącach. Powstają więc wina głębokie w smaku, cieliste. Zamiast beczek wrócili do tradycyjnych amfor, czyli potężnych, czasem nawet do 2000 litrów, glinianych dzbanów wkopanych w ziemię, w których wino dojrzewa.
Jednym z pionierów rewolucji był Nika Bakhia, rzeźbiarz i malarz, pochodzący z arystokratycznej, profesorskiej rodziny, który rzucił wszystko i zajął się winem. Nie bez przeszkód, właśnie ostatnio – i to kiedy jego kilkumiesięczna córeczka przechodziła operację serca w Berlinie – ktoś podpalił mu winnicę i musi wszystko odbudowywać. Wspomóżmy go, łącząc przyjemne z pożytecznym, czyli kupując jego wina.
Rkatsiteli to winorośl biała, tu w wydaniu bursztynowym, bo tak Gruzini nazywają wina pomarańczowe. Tarieluna 2015 uleczy wasz strach przed tymi wynalazkami – najlepsze wino dla początkujących. Jeśli chcecie poznać moc rkatsiteli, to polecam Dato Noah 2013 – są i bandaże, i lizanie doniczki, a wszystko przy akompaniamencie drożdży oraz orzechów. Uwielbiam to! I wreszcie wino czerwone. Czy w Amorze można się zakochać? Jeśli lubicie, gdy porzeczkowy owoc ciągnie się niesłychanie dłuuugo, a goryczka zielonego orzecha wyrywa was ze snu, będziecie zachwyceni. Musicie tego spróbować!
PLUS MINUS
Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:
tel. 800 12 01 95