Reklama
Rozwiń

Władysław Pasikowski: Franz Maurer jest aniołem stróżem i zemsty jednocześnie

Zło nas zdumiewa, potem oburza, a później się przyzwyczajamy i machamy na nie ręką. Mój bohater, którym chciałbym być jak każdy facet w średnim wieku, nie macha ręką. Kroczy przez dolinę, stawiając czoło tyranii złych ludzi – mówi Barbarze Hollender reżyser Władysław Pasikowski.

Publikacja: 17.01.2020 10:00

Władysław Pasikowski: Franz Maurer jest aniołem stróżem i zemsty jednocześnie

Foto: materiały prasowe

Plus Minus: Bohater „Psów" i „Psów 2" Franz Maurer wychodzi z więzienia po 25 latach odsiadki. Trafia do nowego świata, którego nie zna. Dla niejednego artysty to byłby pretekst do zrobienia filmu obyczajowego. Pan robi film sensacyjny. Kino musi nieść mocne wrażenia?

Kino musi robić wrażenie. Mocą, rozmachem, dramatyzmem albo prawdą. Może też uwodzić spokojem albo refleksją, może być bardzo różne. Jednego tylko nie może – nudzić nie może. Na ten temat mógł powstać film obyczajowy, doskonale go sobie wyobrażam, ale to jeden z tych gatunków, do których nie mam zaufania, a nawet podejrzewam, że jak nie wiadomo, czy mamy do czynienia z komedią czy z horrorem, to wrzucamy film do szuflady „obyczajowy", czyli moim zdaniem nijaki.

W pana sensacyjnych filmach jest więcej Polski niż w niejednej socjologicznej rozprawie. I trudny, smutny to obraz.

Dziękuję za dobre słowo w trudnych czasach, gdy palmę pierwszeństwa na rynku przejęli inni, młodsi, albo wręcz kobiety... Życie jest co prawda od 1989 roku wesołe, ale pojawiają się na nim takie skazy, że mnie jako obywatela to oburza. Głosowanie nie pomaga, to filmy robię „na panów", „na chłopów", „na plebanów". No, na tych ostatnich to nie, bo koledzy robią.

Przez ćwierć wieku, które Maurer spędził w więzieniu, wszystko się zmieniło: wygląd ulic, domy notabli, samochody, styl zabawy. Do codziennego życia wkroczyły komputery, komórki, kamery. Ale ciemne interesy, związki biznesu, świata przestępczego i policji trzymają się mocno.

Padło na policję, bo jak oni się wychylą, to widać najbardziej, pomijając oczywiście pucz wojskowych, ale tak naprawdę chodzi nie o policję, tylko o to popularne miano, jakim przez lata my, starsi obywatele PRL, ją obdarzaliśmy. Chodzi o słynne „panie władzo".

Od pierwszych „Psów" do trzecich minęło prawie 30 lat, a brutalność świata i korupcja są wciąż takie same. A może jeszcze większe?

Pewnie nie, za komuny było naprawdę gorzej. Człowiek, jak wiadomo, przyzwyczaja się do dobrego. Kiedyś punkowcy kpili, śpiewając: „spytaj policjanta, on ci prawdę powie". Teraz zakładamy a priori, że tak jest, więc kiedy władza mówi nieprawdę albo wręcz łże, albo robi coś nie do końca przejrzystego, żeby nie powiedzieć: cynicznie partykularnego – jest to zło i to zło nas zdumiewa, potem oburza, a później się przyzwyczajamy i na nie utyskujemy. A jeszcze potem machamy na nie ręką i utyskujemy, ale nic z nim nie robimy. Mój bohater, którym chciałbym być jak każdy facet w średnim wieku, nie macha ręką. Kroczy przez dolinę, stawiając czoło tyranii złych ludzi.

Jeden z pana dwóch najważniejszych bohaterów Morawiec miał być kiedyś tym „nowym", uczciwym funkcjonariuszem policji. Dziś to lekko stetryczały facet z trójką dorosłych, nieusamodzielnionych dzieci i rencista stale podkreślający, że jest prezesem klubu działkowiczów.

Spluszowiał, „dobrobyt" go dopadł. Życie się jakoś toczy wśród znoju codziennego, drobnych przyjemności i ogólnego „jakoś sobie radzimy – dobrze, że nie jest gorzej"... A potem nagle następuje zwrot, jak pisze w swoim pamiętniku Travis Bickle, i człowiek nagle jakby oślepł, nic już nigdy nie będzie takie samo. Taki zwrot następuje po czymś, co nas naprawdę porusza; dla jednych to będzie tsunami, noworodki w beczkach, katastrofa lotnicza, dla innych ośmiorniczki na kolację albo hotel na godziny. Jeszcze innych nic nie wybije z fajnego, skromnego, ale przyjemnego zadowolenia z dobrym smartfonem w dłoni. Ci nie zostają bohaterami filmów.

W „Psach 3" skorumpowana, brutalna policja to już nie dawni ubecy i milicjanci. Na ich miejscu są nowi ludzie, równo umoczeni w układy z mafią i władzą. Jak to się dzieje, że wciąż nie potrafimy zbudować uczciwego państwa, że niszczymy system sprawiedliwości?

W „Psach 3" są źli gliniarze, ale są i dobrzy. „Psy" i sequele opowiadają o jednych i drugich, bowiem opowiadają o złych i dobrych ludziach. Akurat ci z „Psów" są mundurowymi. Ciekawi mnie taki moment w życiu, który na ogół przeoczamy i najczęściej rozmywa się on w codzienności, ale czasami staje się nadzwyczajnie widoczny. Moment, kiedy w ciągu godziny trzeba podjąć decyzję, jak się zachować, a potem w konsekwencji tej decyzji, jak dalej żyć i jakim być człowiekiem. W „Psach" tym momentem była polityczna weryfikacja. W „Psach 3" to moment, kiedy po ćwierćwieczu człowiek odzyskuje swoje życie na nowo i choćby przez chwilę, jaka mu została, może zrobić coś dobrego, coś podłego albo to olać, czyli raczej coś podłego zrobić, bo jak wiadomo, złem często bywa obojętność na innych.

Wróćmy do lat 1992–1993. Euforia, bo wreszcie „wiosna nasza". Transformacja. Pana koledzy po fachu, nieco oszołomieni przez „szok wolności" i rodzący się rynek, próbują opisać nową rzeczywistość, Kieślowski zamyka okno od ulicy i robi „Trzy kolory", inni dość nieudolnie próbują naśladować kino amerykańskie, opowiadając o nowobogackich biznesmenach. Pan portretuje byłych ubeków. Odważny krok.

Odważnym bym go nie nazwał, ciekawym tak. Nie obchodziła mnie tajna policja ani inna milicja. Ludzie związani z komuną mnie interesowali w momencie, gdy ich komuna skonała. Padło na ubeków, bo stanowili ekstremum. Można tę opowieść było snuć o magistrach biologii albo socjologii, ale wtedy bym wylądował w obszarze filmu obyczajowego, a taki, jak już mówiłem, nie cieszy się moim pełnym zaufaniem.

W pierwszych „Psach" była mocna scena, w której byli ubecy, zweryfikowani policjanci, nieśli na drzwiach kolegę, śpiewając „Janek Wiśniewski padł". Tak jak w Gdańsku w 1970 roku stoczniowcy nieśli zabitego kolegę. Chciał pan swoich bohaterów zohydzić, ale długo panu tę scenę wytykano. Oburzony był Andrzej Wajda.

Jedno wielkie, ciągnące się latami, nieporozumienie. Pan Andrzej nie oburzał się na mnie, tylko na reakcję widzów, którzy ryczeli przy tej scenie ze śmiechu.

A pana ta reakcja nie przeraziła? Co pan wtedy pomyślał?

„Dobry kawał filmu nakręciliśmy z Pawłem i Bogusławem" – pomyślałem. Nie przerażają mnie spontaniczne reakcje widzów, kiedyś na moich filmach i teraz te na filmach pana Patryka Vegi, bo jako humanista mam głębokie przekonanie, że po spontaniczności następuje refleksja albo otrzeźwienie, albo zdumienie w stylu: „Wow, no to teraz przegięli".

Oglądając dzisiaj „Psy", ma się wrażenie, że pan wtedy wiedział to, co do innych dotarło dopiero po jakimś czasie. Że transformacja nie jest łatwa, że każda władza wypacza i korumpuje. Pokazał pan już wtedy niszczenie i moc „teczek". W euforii początku lat 90. nikt jeszcze o tym głośno nie mówił.

Nie, żadnym analitykiem władzy i politologiem nie byłem i nie jestem. W jednych filmach się w coś trafia, w innych nie. W tamtym, na nieszczęście, mieliśmy dużo szczęścia w trafianiu...

Dwa lata po „Psach" zrobił pan „Psy 2". Maurer wyszedł z więzienia, ale wplątał się w handel bronią, która – jak się potem okazało – szła do Serbii. A on musiał „ludzkie chwasty" wyrwać. W „Psach 3" policjant Wit mówi do niego: „Siedziałeś za podwójne morderstwo". „Pięciokrotne" – prostuje. „Zabiłeś ich wszystkich?" – „Co do jednego".

Cóż, w sensie metaforycznym, tak, Maurer nie jest przystojnym facetem w garniturze. Maurer jest aniołem prawa i sprawiedliwości, aniołem stróżem, ale że jest kawałem sukinsyna jednocześnie, jest także aniołem zemsty.

„Nikogo nie obchodzimy, ale to nie znaczy, że nie mamy rachunków ze światem" – mówi dziś jeden z pana bohaterów. Ważne zdanie. Brzmi jak hasło wykluczonych.

Dziękuję, mam nadzieję, że będzie ważne. Nie jest deklaracją polityczną – jest manifestem skrzywdzonych i poniżonych, którzy doszli do kresu wytrzymałości, którym zaczyna doskwierać godność, i choć milczeli przez całe życie, teraz mówią „nie". Na razie cicho, nieśmiało i osobnymi głosami, bo anioł jeszcze do nich nie zstąpił. Pytanie, jakiego rodzaju to będzie anioł. Czy ten z lirą, czy ten z mieczem ognistym.

Pana bohaterowie byli skurczybykami, ale mieli swoje zasady. I mają je nadal. Gdzieś w środku, pod mocnym pancerzem, dopatruje się pan w nich prawości. Własnej, wewnętrznej hierarchii wartości. Lojalności.

Świat idzie w złym kierunku, ale jest w ludziach kilka cech, które budzą we mnie nadzieję. Gdyby świat poddawał się zasadom demokracji, wystarczyłoby, żeby było nas 51 proc., żeby wepchnąć go z powrotem na właściwe tory i zachować z niego to, co najlepsze, albo po prostu w ogóle go zachować dla naszych dzieci.

Tęskni pan za takimi wartościami w dzisiejszym świecie – pełnym podziałów i hejtu?

Zawsze była nienawiść i podziały, bo jesteśmy tu, a nie w królestwie niebieskim, i nawet pewnie wolimy... Ale zawsze znajdzie się ktoś, kto budzi nadzieję. Ci mili ludzie, którzy w piekle pożaru gasili dymiącego misia koalę, ją budzą... panna Greta... Franz Maurer – w innym obszarze.

„Psy 3. W imię zasad" to powrót do starych przyjaźni. Pan, Linda, Pazura, Żmijewski. Odnaleźliście na planie ćwierć wieku później dawne klimaty? Bardzo się przez te lata zmieniliście?

Bardzo.

Franz Maurer, postarzały o 25 lat więzienia, ma w sobie ten sam dystans co kiedyś, ale jeszcze worek goryczy. Bogusław Linda jest w tej roli fenomenalny. Wielki żal, że poza Wajdą w „Powidokach" reżyserzy przez całe lata nie mieli dla niego godnych propozycji.

Żal, co zrobisz, nic nie zrobisz... Przykład jedynie można wziąć, szczególnie ci młodsi koledzy reżyserzy, żeby się rozglądali, ale i koledzy aktorzy, żeby dokonywali słusznych wyborów, bo za 25 lat o ich kredytach we frankach nikt nie będzie pamiętał, a role Bogusława pozostaną i filmy pana Andrzeja, i filmy pana Romana.

Cezary Pazura po 20 latach rozśmieszania widzów w serialach i „Futrach z misia" wrócił w pana „Pitbullu. Ostatnim psie", a teraz w „Psach 3" znów pokazał aktorską klasę.

Nie mnie oceniać. Nam z Cezarym jest bardzo dobrze, gdy pracujemy razem. Efekty, myślę, nie są najgorsze. Obaj mamy zawsze nadzieję, że robimy dobrze, ale oczywiście wychodzi różnie. Ja jestem szintoistą, Cezary nie, ale to nie przeszkadza nam się porozumiewać.

No i fantastycznie dołączył do tego zespołu Marcin Dorociński. Jako współczesny „pies" idealnie wpisał się w klimat pana filmów.

Podkreślmy to. Tak jest. Zależy mi na tym, bo wiele wokoło tej roli nieporozumień w otoczeniu aktora. Nie mogłem wybrać lepiej. Miałem ogromne szczęście, pracując z Marcinem Dorocińskim, i będę mu za to wdzięczny aż do emerytury.

No i dorzuca pan jeszcze do nowych bohaterów weterana misji w Afganistanie. Facet wpisuje się idealnie w krajobraz pana bohaterów. Ale gdzieś w widzach musi się zrodzić pytanie: „Jakie ślady w osobowości pozostawia w człowieku obcowanie z przemocą?". Potem łatwo sięgnąć po broń?

Nie mam pojęcia. Ufam tym, co mają, gdy mówią: „za drugim razem już łatwo", ale nie będę się mądrzył na temat weteranów, przemocy i broni w rozmowach, bo dość na ten temat się wymądrzam w moich filmach. Film jednak jest wypowiedzią – z braku lepszego określenia – „artystyczną". Gdybym mówił prywatnie, udawałbym, że odwołuję się do doświadczenia i wiedzy... Nie mam takiej.

Ma pan ucho do dialogów. „Bo to zła kobieta była". „Nie chce mi się z tobą gadać". „Ty stara dupa jesteś". „A gdzie ja teraz robotę znajdę, jak tylko przesłuchiwać umiem?" – „W Polskich Nagraniach. Idź tam, dziadek, na łowcę talentów". „A kto umarł, ten nie żyje". Wszystko to weszło do potocznego języka. Co zostanie z „Psów 3"? Jak powstają te dialogi?

Pewnie gdzieś je słyszałem. Niektóre nawet pamiętam gdzie. Tekst o martwym umarłym powiedział Olaf Lubaszenko, tego o wieku kobiet często używał prywatnie inny gwiazdor, ale nie mogę wymienić nazwiska z powodu #MeToo... Nie wiem, co zostanie z „Psów 3". Jesteśmy w okolicach premiery. Pani już była łaskawa coś zapamiętać. Choćby to niech zostanie.

Pewnie na dobre zakorzeni się nam również w pamięci ten lejtmotyw trzech filmów, który teraz trafił do tytułu: „W imię zasad". Ale muszę pana na koniec zapytać o kobiety. W pana filmach zwykle były one na marginesie. Zdradzały, odchodziły, raniły. Teraz pierwszy raz pozwala pan dziewczynie zostać z mężczyzną. Jednak i tak usłyszy pan zarzut męskiego szowinizmu. Dzisiaj w kinie następuje czas mocnych, ciekawych kobiet, a pan nic: ciągle tylko te eteryczne łanie na długich nogach...

Tak, to prawda, świat w filmie jest dużo piękniejszy. Dlatego je robię.

A zrobi pan kiedyś film o Franzu Maurerze w spódnicy?

Następny. Nazywa się „Księżna i szubrawcy". Zaczynamy przygotowania, więc jak kiedyś pisał tygodnik filmowy „Ekran": „piękne kobiety na start". 

Plus Minus: Bohater „Psów" i „Psów 2" Franz Maurer wychodzi z więzienia po 25 latach odsiadki. Trafia do nowego świata, którego nie zna. Dla niejednego artysty to byłby pretekst do zrobienia filmu obyczajowego. Pan robi film sensacyjny. Kino musi nieść mocne wrażenia?

Kino musi robić wrażenie. Mocą, rozmachem, dramatyzmem albo prawdą. Może też uwodzić spokojem albo refleksją, może być bardzo różne. Jednego tylko nie może – nudzić nie może. Na ten temat mógł powstać film obyczajowy, doskonale go sobie wyobrażam, ale to jeden z tych gatunków, do których nie mam zaufania, a nawet podejrzewam, że jak nie wiadomo, czy mamy do czynienia z komedią czy z horrorem, to wrzucamy film do szuflady „obyczajowy", czyli moim zdaniem nijaki.

Pozostało jeszcze 94% artykułu
Plus Minus
Konsumpcjonistyczny szał: Boże Narodzenie ulubionym świętem postchrześcijańskiego świata
Plus Minus
Kompas Młodej Sztuki 2024: Najlepsi artyści XIV edycji
Plus Minus
„Na czworakach”: Zatroskany narcyzm
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego
Plus Minus
„Ciapki”: Gnaty, ciapki i kostki
Materiał Promocyjny
„Nowy finansowy ja” w nowym roku