– Pan profesor to chyba musi całe dnie spędzać na chłonięciu informacji i analizowaniu ich – powiedziałem. A on spokojnie, w brytyjskim stylu, odparł: „W ogóle nie czytam gazet ani nie oglądam telewizji, siedzę obecnie w średniowiecznej myśli prawnej. Jak coś ważnego się dzieje, raz, może dwa razy na tydzień, to żona mi o tym opowiada". I była w tym głęboka mądrość. Ogromna większość docierających do nas wówczas „newsów" nie miała żadnego znaczenia informacyjnego, była po prostu watą, którą zapełniano czas antenowy, a która utrudniała, niekiedy nawet uniemożliwiała, poprawną analizę rzeczywistości.