W telewizji powojenna generacja wspomina wpierw mizerię końca lat 40., by potem zachwycić się wspomnieniami gospodarczego boomu z lat 50. Siwe damy i dżentelmeni opowiadają, jak dzięki kanclerzowi Adenauerowi mogli wtedy najeść się wreszcie czekolady czy bananów.
Wyblakłe kolorowe zdjęcia pokazują symbole cudu gospodarczego z lat 50. Volkswageny garbusy, dziwaczne samochodziki BMW Isetta, pierwsze wyjazdy na hiszpańskie wakacje czy błogostan własnego domku jednorodzinnego. Pokolenie „68 syte już rocznicowej rewolucyjnej nostalgii z chęcią sięga wspomnieniami do przeżytego po dziecięcemu 1958 roku – momentu kulminacji radości z odzyskanego dobrobytu.
„Z popiołów zrobiliśmy złoto” – wspomina tamte lata piosenkarz Paul von Dyk w swoim niedawnym szlagierze spod znaku nowego niemieckiego patriotyzmu. Ale znacznie rzadziej od starych kronik filmowych wspomina się o filozofii twórców cudu gospodarczego i o tym, z jaką odwagą wykorzystali oni swoje pięć minut w historii Niemiec.
Erhard z dnia na dzień wymienił pieniądze, zablokował konta i oświadczył: »wszyscy dostają po 40 marek. Kto chce mieć więcej, musi się wykazać produkcją«. No i ruszyło się”. Tak w 1991 roku brutalnie, ale szczerze, Stefan Kisielewski przedstawiał jako wzór dla Polski – powojenną reformę walutową w zachodnich sektorach Niemiec.
Była niedziela 20 czerwca 1948 roku. Godzina zero dla zachodnioniemieckiej gospodarki. Bez żadnej wcześniejszej zapowiedzi ogłoszono wycofanie z użycia starych, jeszcze hitlerowskich reichsmarek. Wymiana na nową walutę odbywała się po mało ekwiwalentnym kursie – za 100 starych można było otrzymać 6,5 nowej deutschmarki (Kisiel pomylił liczby). Reforma walutowa rozwiała ostatnie nadzieje na zjednoczenie Niemiec. W reakcji na wprowadzenie nowej deutschmarki do zachodnich sektorów Berlina Stalin nakazał blokadę stolicy Niemiec. Zaczęła się zimna wojna.