W literaturze interesują mnie wątki historyczne. Moim ulubionym reportażystą jest Curzio Malaparte. Był korespondentem wojennym po stronie państw osi. Często jednak pisał z krajów, w których nie było armii niemieckiej czy włoskiej, np. w Finlandii w 1939 r. W zbiorze reportaży „Kaputt" genialnie opisał, jak rosyjskie konie zamarzały na stojąco. Finowie wtedy wysadzili lód na jednym z jezior. To jeden z najlepszych wojennych opisów, jakie czytałem.
Choć sam piszę o szpiegach, to nie czytam wielu książek szpiegowskich. Wiem jednak, że świetnym autorem z tego nurtu bez wątpienia jest John le Carré. To na podstawie jego książki powstał film „Bardzo poszukiwany człowiek". W mojej książce „Igły. Polskie agentki, które zmieniły historię" przedstawiłem tragiczne losy kobiet, których bohaterstwo było okupione ogromnym poświęceniem.
Wielkie katastrofy świetnie opisuje W.G. Sebald, który był kronikarzem tragedii pojedynczych ludzi. Jestem pod wrażeniem jego dwóch książek: „Opis nieszczęścia. Eseje o literaturze" i „Wojna powietrzna i literatura". Ta druga opisuje zniszczenia Niemiec przez aliantów. Po przeliczeniu wychodzi, że na naszego zachodniego sąsiada spadła równowartość 140 bomb atomowych, takich jak na Hiroszimę. Malapartego i Sebalda cenię pod względem historycznym, za to pod względem językowym świetny jest Laurent Binet, który napisał „HHhH. Zamach na kata Pragi", bardzo dobrą reporterską historię zabójstwa Reinharda Heydricha.
Obejrzałem ostatnio bardzo dobry dokument „Tajemnice Mosadu". Powstawał przez wiele lat, a twórcom udało się porozmawiać z szefami Mosadu i nakłonić ich do wyznań. Okazali się, pragmatykami do granic cynizmu, a sam zawód agenta służb specjalnych wymagał od nich wielu trudnych decyzji. Dużo w nim wyrachowania, mało romantyzmu. Muszę się też przyznać, że mam pewien rytuał, zanim pójdę spać – muszę obejrzeć jakiś dokument o Hitlerze lub II wojnie światowej na YouTube. Taka makabryczna dobranocka.