– Mam obrzydzenie do polityki. Jak widzę w telewizji niektóre gadające głowy polityków, to przełączam na inny kanał – wyznaje Jerzy Orzeł z Bochni, w OKP poseł z okręgu tarnowskiego. Od polityki woli biznes. – Tutaj przynajmniej są jasne reguły gry. Osiągasz zysk, to wygrywasz – tłumaczy. Dlaczego więc zdecydował się w 1989 roku wystartować do Sejmu z listy Komitetu Obywatelskiego „Solidarności”? – Proponowałem młodego zdolnego inżyniera. Jednak przekonano mnie, że brakuje mu doświadczenia i potrzeba takiej osoby jak ja – mówi.
Był wówczas znany w środowiskach opozycyjnych. W 1980 roku zaczął działać w „Solidarności”, był szefem związku w Zakładzie Przemysłu Hutniczego w Bochni. Później siedział w więzieniu. Po wyjściu znalazł się w grupie, która w 1986 roku przygotowała sprytnie skonstruowane wyrzutnie. Umieszczone na dachu kamienicy przy krakowskim Rynku Głównym miały sypnąć na głowy uczestników oficjalnej pierwszomajowej manifestacji ulotki przypominające o istnieniu „S”.
W przeddzień akcji doszło do wpadki. Jerzy Orzeł dziewięć miesięcy siedział w areszcie. Jeszcze pod koniec kadencji Sejmu kontraktowego został wojewodą tarnowskim. Na trzy lata.
– Dużo się na tej funkcji nauczyłem, poznałem zasady działania administracji i gospodarki – opowiada. Potem odszedł od polityki.
W wieku 50 lat skończył studia w AGH ze specjalnością finanse przedsiębiorstw. Stał się specjalistą od spraw trudnych, wyciągał firmy z zapaści, restrukturyzował. Od niedawna jest dyrektorem generalnym cementowni w Nowej Hucie.