„Resident Evil 3" ukazał się 21 lat temu i opowiadał historię Jill Valentine, policjantki usiłującej wydostać się z Raccoon City po wybuchu epidemii. Stworzony przez korporację Umbrella wirus zamieniał ludzi w niebezpieczne żywe trupy, a na dodatek po okolicy grasował Nemesis, genetycznie zmodyfikowany potwór. Dokładnie tak samo wygląda to w najnowszej wersji. Jest epidemia, są żywe trupy, a także niemal nieśmiertelna bestia, której pojawienie się zawsze podnosi adrenalinę.
Nowa gra pozostaje horrorem, jednak oferuje bardziej szczegółowy świat i widok zza pleców bohaterki. Kilka lokacji wygląda podobnie, inne jednak znikły, skutkiem czego gra wydaje się nieco krótsza. Znaczne usprawnienie grafiki zmieniło ją w prawdziwą makabreskę. W „Resident Evil 3" trafione z karabinu głowy żywych trupów rozpryskują się w fontannie krwi, sam Nemesis zaś wygląda niczym żywcem wyjęty z hollywoodzkich horrorów.
Nowa gra firmy Capcom po raz kolejny uświadamia, jak daleką drogę przeszły gry wideo na przestrzeni ostatnich 20 lat. Już wtedy uważano, że upodabniają się do hitów znanych z kin czy telewizji. Dziś przypominają je niemal do złudzenia. Gdyby nie praca kamery – wygodna dla graczy, ale mało filmowa – śmiało można by uznać „Resident Evil 3" za kolejny odcinek przebojowego serialu. Takiego, w którym samemu się gra.
Michał Zacharzewski, Zdalaodpolityki.pl
x