W warszawskim Muzeum Polin trwa wystawa Wilhelma Sasnala „Taki pejzaż". Prezentowane na niej prace w przeważającej części dotyczą Holokaustu. Ale to tylko jeden z wątków twórczości artysty, choć on sam przyznaje: – Odczuwam potrzebę powracania do tematu historii, Holokaustu, stosunku Polaków do niego. Wydaje się być dla mnie niewyczerpywalny, chociaż nieraz czuję przesyt.
– Pejzaż to temat nośny na tyle, by objąć wiele spraw, nie tylko związanych z zagładą Żydów, ale również ze współczesnym rasizmem, ksenofobią w Polsce i gdzie indziej – uważa kurator wystawy Adam Szymczyk. – Są tu obrazy dotyczące odległych miejsc i sytuacji, które pozornie wydaje się, że nie mają wiele wspólnego z tematyką, którą zajmuje się Muzeum Polin. Ale my to widzimy inaczej.
Około 80 proc. prezentowanych dzieł pochodzi z pracowni artysty, ale można zobaczyć też prace, które były eksponowane już na pierwszej obszernej prezentacji Wilhelma Sasnala „Lata walki" w Zachęcie w 2007 r., m.in. inspirowane komiksem „Maus" Spiegelmana, dokumentem „Shoah" Lanzmanna. Wystawę obejrzało 50 tys. ludzi, co było ówczesnym rekordem frekwencyjnym Zachęty. Oprawa, jaka towarzyszy obecnej ekspozycji w Muzeum Polin, godna jest największych wydarzeń wystawienniczych, zadbano o liczne materiały, także wizualne, i szeroką promocję w mediach. A sam Sasnal mówi bez pozy, dużo. To część jego pracy.
Przywoływana legenda
Urodził się w 1972 r., dwa lata studiował architekturę na Politechnice Krakowskiej, zanim poszedł na ASP. Pracownię prof. Leszka Misiaka wybrał świadomie, jako miejsce, w którym indywidualność nie jest karcona, ale pozwala się jej wędrować własnymi ścieżkami. Jak opowiada sam profesor w filmie zrealizowanym przez ekipę Wajda School, Sasnal był niezwykle aktywnym, pracowitym studentem. Przychodził do pracowni pierwszy, malował z uporem przedmioty zwyczajne, codziennego użytku, „proste rzeczy". – Nie zmuszałem się do niczego, tylko bardzo dużo malowałem – wspomina Sasnal w tym filmie. – Profesor to widział i pozwalał mi na wszystko. Zawsze stawał po mojej stronie. Musiał mnie trochę chronić przed innymi dogmatykami Akademii.
– Na dyplom namalował 40 obrazów, wszystkie w kwadracie – przypomina prof. Misiak. – I była bardzo duża rozbieżność ocen, niektórzy członkowie komisji byli zachwyceni i oceniali go bardzo wysoko, a profesor Zbylut Grzywacz nie chciał mu dać noty pozytywnej. W końcu jednak zdecydował się na dostateczną, aby zakończył studia.