Jan Maciejewski: Test epitafium

Cywilizacja rodzi się w chwili przesunięcia horyzontu porażki – dalej niż śmierć. Ale tak czy inaczej – zawsze jest coś jeszcze, co można stracić.

Publikacja: 21.02.2025 14:00

Wymienienie wszystkich „ale”, jakie można mieć wobec monachijskiej mowy J.D. Vance’a, jest materiałe

Wymienienie wszystkich „ale”, jakie można mieć wobec monachijskiej mowy J.D. Vance’a, jest materiałem na osobną rozmowę. Raczej trudno byłoby mi żegnać amerykańskiego wiceprezydenta oklaskami na stojąco, wzorem ogromnej części prawicowego komentariatu. Ale w jednym nie można odmówić Vance’owi racji. I racji tej nie powinno nic innego przesłonić: jeżeli Europa umrze, będzie to śmierć samobójcza.

Foto: REUTERS/Leah Millis

Wymienienie wszystkich „ale”, jakie można mieć wobec monachijskiej mowy J.D. Vance’a, jest materiałem na osobną rozmowę. Raczej trudno byłoby mi żegnać amerykańskiego wiceprezydenta oklaskami na stojąco, wzorem ogromnej części prawicowego komentariatu. Ale w jednym nie można odmówić Vance’owi racji. I racji tej nie powinno nic innego przesłonić: jeżeli Europa umrze, będzie to śmierć samobójcza.

Bo tak właśnie odchodzą wszystkie cywilizacje. Tak umierała Grecja, Rzym czy – z tysiącletnim poślizgiem – Konstantynopol. Na własne, choć nie zawsze wyrażone wprost, życzenie. Mniej lub bardziej gwałtownie, przy asyście obcych sił. Ale też właśnie tym one były – bardziej alibi niż winowajcą. Barbarzyńskie hordy działały zgodnie z prawami natury, jak wilki atakujące najsłabsze ogniwo stada. Skracały jego cierpienia. A samą ofiarę uwalniały od poczucia winy. „Mit barbarzyńcy” jest stałym refrenem każdego wielkiego końca. Barbarzyńca przybywa tylko na zaproszenie. Dolicza do dziesięciu. Kończący cios został zadany dużo wcześniej.

Czytaj więcej

Jan Maciejewski: Pozwólcie dać z siebie wszystko

A jest go tak łatwo przegapić, bo nie polega na zmianie treści, tylko kontekstu. Mowa pogrzebowa Peryklesa – czy posiadałaby choć dziesiątą część swojej wagi, gdyby została wygłoszona dla studentów, a nie żałobników? Gdyby za plecami ateńskiego wodza zamiast stygnących ciał poległych wojowników stały regały z książkami albo gromadzili się działacze jakiejś partyjnej młodzieżówki – to o czym by tak naprawdę ona była? Pochwałą jakiej cywilizacji by się stała? Wszystkie one muszą raz na jakiś czas przejść tę próbę, „test epitafium”. Jeśli go obleją, jeżeli okaże się, że nie warto było umierać za ten sposób życia, za te kilka wielkich spraw, wokół których toczy się nadal życie ich bliskich (aktualnie – żałobników), to mowa pogrzebowa zmienia swój charakter. Staje się aktem oskarżenia. I listem pożegnalnym. Cywilizacje odchodzą, zostają pożegnane, gdy oblewają ów „test epitafium”. Jakiś jeszcze czas trwają, ale już tylko w oczekiwaniu na barbarzyńców. Aż wreszcie ci przyjdą i wbiją gwóźdź do ich trumny.

Ale w jednym nie można odmówić Vance’owi racji. I racji tej nie powinno nic innego przesłonić: jeżeli Europa umrze, będzie to śmierć samobójcza.

Coś przecież musi trzymać nas razem, coś ponad nami. Jakiś wysoki punkt, jak czubek cyrkla, zakreślającego okrąg świętych słów, przekleństw i błogosławieństw. Ludzie łączą się w grupy – tak już nasz gatunek ma w zwyczaju – ze względu na przyświecające im Dobro. Święta Sprawa, Wielka Rzecz; coś, co się podziwia, co się kocha – coś, dla czego można oddać życie. To „coś” musi być więc od tego życia wyższe, ważniejsze.

Czytaj więcej

Jan Maciejewski: Wiatr zmian

Cywilizacja rodzi się w chwili przesunięcia horyzontu porażki – dalej niż śmierć. To może być hańba, stracony honor, postradane imię. Może to być niegodny człowieka sposób życia. Albo i potępienie, stracona dusza. Ale tak czy inaczej, zawsze jest coś jeszcze, co można stracić. A więc i zyskać. Coś więcej niż życie. A to, co przyzwyczailiśmy się nazywać cywilizacją, suma spisywanych w księgach słów, czynów, budowli i obrazów, dzieł, jest tylko efektem ubocznym. Musiało być „coś więcej”, co popchnęło w drogę tych, których powrót uczczono łukiem triumfalnym. Przed spisaniem najbardziej doskonałego kodeksu musiała się pojawić w głowach idea sprawiedliwości. Przed wzniesieniem katedry – wiara w Boga. Na początku cywilizacji jest zachwyt, drżenie serca i nóg. Na końcu – znużenie. Wytarte z treści słowa, pozbawione znaczenia i ładunku. Pomiędzy tymi dwoma momentami jest czas budowania, pisania, gromadzenia przez cywilizację materialnych dowodów na rzecz swojego istnienia.

Ale to tylko środkowa część tej opowieści. Ani jej źródło, ani finał. A ten drugi może mieć kształt zarówno dekadencji elit, jak i schadenfreude mas. Te pierwsze mogą ciskać w Vance’a gromy, te drugie zaś bić się po udach z radości, że ktoś wreszcie wygarnął eurokratom prawdę prosto w twarz. Chwila satysfakcji, dreszcz na dźwięk spływającego z amerykańskiego nieboskłonu potwierdzenia własnych diagnoz – to trochę mało. Zdecydowanie za mało jak na „test epitafium”.

Plus Minus
„Białe pierze się w dziewięćdziesięciu”: bestseller o dzieciństwie w Jugosławii
Materiał Promocyjny
Jak wygląda nowoczesny leasing
Plus Minus
„Zapomniane”: Metafizyka szurania kapci i kipiącego rosołu
Plus Minus
„Duch z wyspy”: Lepsza sensacja niż horror
Plus Minus
„Ferdydurke”: Józio notorycznie ugniatany
Materiał Partnera
Kroki praktycznego wdrożenia i operowania projektem OZE w wymiarze lokalnym
Plus Minus
„Oskubani”: Emocje jak w kurniku
Materiał Promocyjny
Suzuki Moto Road Show już trwa. Znajdź termin w swoim mieście