Nowi janczarzy z Ankary

Natura nie znosi próżni. Gdy wskutek otwartej rebelii swoich przywódców Grupa Wagnera została spacyfikowana, w powstałą w ten sposób lukę – zwłaszcza w Afryce – wciska się nowy gracz: tym razem z Turcji.

Publikacja: 02.08.2024 10:00

Generał Adnan Tanriverdi. Przełomem w karierze twórcy „tureckiej Grupy Wagnera” stała się chaotyczna

Generał Adnan Tanriverdi. Przełomem w karierze twórcy „tureckiej Grupy Wagnera” stała się chaotyczna próba wojskowego zamachu stanu w lipcu 2016 r.

Foto: Onur Coban/Anadolu Agency via Getty Images

Azryka, wielka federacja 61 muzułmańskich państw Azji i Afryki, z „suwerennością opartą na szariacie”, Stambułem jako stolicą tego nowego imperium, arabskim jako jego pierwszym językiem, nauczanym we wszystkich szkołach, i mocarstwową konstytucją, która ma stanowić ramy dla tej federacji – taką wizję, wraz z konkretnym 69-stronicowym projektem konstytucji muzułmańskiej potęgi, rozsnuło w ubiegłym roku Centrum Badań Strategicznych Obrońców Sprawiedliwości (ASSAM), z pozoru jeden z wielu tureckich think tanków.

Niejeden instytut tego typu w swoich opracowaniach potrafi odlecieć naprawdę daleko, ale ASSAM jest organizacją wyjątkową – głównie ze względu na przewodniczącego zarządu. Jest nim sędziwy 79-letni generał Adnan Tanriverdi – jeszcze kilka lat temu jeden z kluczowych doradców prezydenta Recepa Tayyipa Erdogana, a co być może jeszcze ważniejsze: założyciel SADAT International Defence Consultancy, prywatnej firmy paramilitarnej, którą coraz częściej nazywa się „turecką Grupą Wagnera” czy „nowymi janczarami”. ASSAM i SADAT są przez ekspertów zwykle uważane za struktury siostrzane, blisko – choć nieformalnie – ze sobą powiązane.

Już na przykładzie powyższej koncepcji Azryki widać, że jeśli chodzi o rozmach, to Jewgienij Prigożyn nie dorastał Tanriverdiemu do pięt. A koncepcja unii składającej się z 61 krajów muzułmańskich to przecież ledwie początek. ASSAM w konkluzjach ze swoich „badań strategicznych” postuluje m.in. koordynację produkcji uzbrojenia i amunicji, gdyż „państwa nie mogą przeciwstawić się krajom, których broni używają”. W internetowej witrynie SADAT emerytowany generał dowodził z kolei, że „dobrobyt Turcji i narodów muzułmańskich oraz zaprowadzenie pokoju i sprawiedliwości na świecie zależy od tego, czy państwa muzułmańskie będą potrafiły zaprezentować się na globalnej scenie jako superpotęga”. SADAT – w ślad za jednym z internetowych wpisów swojego założyciela (firmą zarządza na co dzień jego syn Melih Tanriverdi) – opublikował też materiał, w którym hipotetycznie zaprezentowano logistykę wspólnego uderzenia 57 krajów islamskich na Izrael: w obronie Palestyny, rzecz jasna.

Gdzie zatem ASSAM podrzuca ideę, tam SADAT stara się podsuwać plan konkretnych działań. Na razie jednak, o ile wizje Tanriverdiego seniora krążą wokół odtwarzania Imperium Osmańskiego, o tyle działania Tanriverdiego juniora sprowadzają się do zdobywania kolejnych kontraktów. Przy czym nie wiadomo, czy takie status quo powinno nas radować, czy raczej niepokoić.

Czytaj więcej

Ali Chamenei – najwyższy lawirant Iranu

Paramilitarne jednostki Erdogana. Nawet Atatürk tak nie ingerował w sprawy sąsiadów Turcji 

Od 2012 r. Recep Tayyip Erdogan może liczyć na usługi firmy SADAT” – wzmiankują w książce „Grupa Wagnera. Tajemnice armii Prigożyna” Dimitri Zufferey i Lou Osborn. „Firma zatrudnia tureckich specjalistów. W momencie założenia składała się z 23 oficerów i żołnierzy z różnych jednostek tureckich sił zbrojnych” – piszą dziennikarze śledczy z organizacji All Eyes On Wagner. „SADAT jest najbardziej zauważalną ze zbrojnych grup funkcjonujących jako paramilitarne jednostki Erdogana” – twierdzi Suat Cubukcu, analityk z American University Washington. „Firmę zakładali wojskowi, których zwolniono z armii na podstawie oskarżeń o promowanie i wspieranie ekstremistycznej ideologii muzułmańskiej. (…) Tanriverdi to były generał wyrzucony z armii jeszcze w latach 90. z powodu swoich poglądów. Jest też felietonistą »Yeni Akit«, prorządowej i islamistycznej gazety, która z sympatią odnosiła się do rozmaitych ekstremistycznych grup uciekających się przemocy” – dodaje. Skądinąd były generał poznał obecnego prezydenta jeszcze w czasach, gdy nosił mundur – w połowie lat 90. Tanriverdi był dowódcą garnizonu armii w okolicach Stambułu, a Erdogan piastował funkcję burmistrza tej metropolii. Luźna znajomość długo jednak musiała czekać na przeobrażenie się w bliską współpracę.

Jak twierdzi Alessandro Arduino, autor książki „Money For Mayhem. Mercenaries, Private Military Companies, Drones And The Future of War”, pomysł na założenie takiej firmy przyszedł Tanriverdiemu do głowy podczas wojen na Bałkanach. W trakcie najkrwawszej z nich, w Bośni i Hercegowinie, do szkolenia bośniackiej armii zakontraktowano którąś z pierwszych amerykańskich prywatnych firm paramilitarnych, a turecki oficer był łącznikiem między Amerykanami i Bośniakami. Tanriverdi znalazł się tam jako członek tureckiej delegacji i wyciągnął z tej wizyty dwa wnioski: po pierwsze, pod kierownictwem kontraktorów bośniacka armia szła w kierunku siły opartej na pojazdach opancerzonych i czołgach, co na górzystym, trudno dostępnym terytorium Bośni było bezproduktywne; po drugie, zachodni wojskowi mogli nastawiać muzułmańskich pobratymców wrogo do Turcji. Zapewne późniejsze interwencje w Afganistanie i Iraku tylko ugruntowały te spostrzeżenia.

Pierwsze kroki założycieli firmy były jednak – przynajmniej oficjalnie – dosyć skromne. Najprawdopodobniej przez kilka kolejnych lat po 2012 r. założyciele SADAT skupiali się na oferowaniu szkoleń dla potencjalnych ochroniarzy – zarówno osób aspirujących do roli bodyguarda, jak i tych poszukujących pracy w ochronie obiektów. Od 2010 r. na rynku usług ochroniarskich w Turcji trwał boom, więc klientów chcących nabyć stosowne kompetencje nie brakowało. Nad Bosforem rodziły się nowe fortuny i kolejne firmy, po 2010 r. turecki biznes szukał nowych możliwości w krajach, przez które przetoczyła się Arabska Wiosna – zatem mało bezpiecznych – a na dodatek ochroniarze, poza umiejętnością walki wręcz, mogli już korzystać z broni palnej.

Ale gdyby prześledzić turecką i kurdyjską prasę z tamtych lat, można by natknąć się na wzmianki mniej lub bardziej otwarcie nawiązujące do nowej firmy – a właściwie formacji. Uzbrojeni napastnicy, którzy powoływali się na „organizację SADAT”, próbowali spalić jedną z wsi w prowincji Diyarbakir w ramach kampanii pacyfikacji kurdyjskiej rebelii na wschodzie Turcji. Analityk think tanku American Enterprise Institute Michael Rubin twierdzi, że podwładni Tanriverdiego mogli szkolić członków walczących w Syrii formacji Front An-Nusra oraz bojowników tzw. Państwa Islamskiego, z kolei posłowie opozycyjnej tureckiej Partii Republikańskiej próbowali interpelować w parlamencie ministra obrony Turcji o to, czy SADAT szkoli bojowników Wolnej Armii Syrii.

Przełomem w karierze twórcy „tureckiej Grupy Wagnera” stała się jednak chaotyczna próba wojskowego zamachu stanu w Turcji w lipcu 2016 r. Mimo upływu dobrych kilku lat od tamtych wydarzeń wciąż trudno o jednoznaczną ocenę tego, co wówczas się wydarzyło: część jednostek armii podjęła próbę obalenia prezydenta Erdogana, choć ich działania były zaskakująco niespójne i nieporadne. Generalicja podzieliła się w swoim poparciu dla puczystów, ataki na kluczowe cele – jak choćby obiekty, w których miał przebywać Erdogan – podjęto zbyt późno, puczyści stanęli twarzą w twarz z tłumami zwolenników prezydenta i w końcu złożyli broń. W tym rozgardiaszu SADAT podjął szybką i jednoznaczną decyzję, opowiadając się po stronie Erdogana. Wspomniany wyżej Michael Rubin twierdzi wręcz, że na niektórych zdjęciach szturmu proprezydenckich demonstrantów na oddziały buntowników, które zajęły stambulski most na Bosforze, widać pracowników SADAT atakujących puczystów.

Ledwie miesiąc po nieudanym puczu Tanriverdi został oficjalnym doradcą Erdogana. Przypisuje mu się odegranie kluczowej roli w czystkach, jakie dotknęły po nim armię i inne służby mundurowe – a także dyskretne forsowanie polityki, która umożliwiała SADAT wchodzenie na nowe rynki: poza Syrią także do Libii, Emiratów, afrykańskich państw Sahelu, na Kaukaz. „Pojednawszy się z muzułmańskim dziedzictwem i wielością tożsamości Turcji, neoosmanizm stał się znacznie bardziej ambitny i idealistyczny niż kemalizm w forsowaniu Turcji do roli regionalnej superpotęgi” – skwitował jeden z ekspertów zajmujących się polityką zagraniczną Ankary Ömer Taspinar. Innymi słowy, nawet Atatürk nie ingerował w sprawy sąsiadów tak, jak robi to Erdogan. Wizje Tanriverdiego zaś doskonale rezonują z ambicjami prezydenta.

Eksperci mniej lub bardziej otwarcie sugerują też, że SADAT ma do odegrania również rolę w samej Turcji. Wiąże się to z mocno zakorzenionym wśród Turków – i wcale niebezzasadnym – przekonaniem, że krajem rządzi w gruncie rzeczy „głębokie państwo”: sojusz rozmaitych sił ze świata polityki, służb mundurowych i bezpieczeństwa, półświatka i rozmaitych ekstremistów. W latach 90. o sile „głębokiego państwa” mogły świadczyć działania np. tureckiego – czy właściwie kurdyjskiego – Hezbollahu, którego członkowie (religijni radykałowie kurdyjscy) polowali na swoich świeckich ziomków (związanych z lewicą lub Partią Pracujących Kurdystanu). Albo tajemniczy wypadek, w którym zginęli – podróżujący jednym samochodem – wysoki rangą policjant, poszukiwany przez policję ultranacjonalista kierujący przemytniczym gangiem, miss Turcji, a czwarty z pasażerów, kurdyjski deputowany do parlamentu, próbował uciec z miejsca kraksy ze złamaną nogą i częściowo zgruchotaną czaszką.

„Prezydencka Partia Sprawiedliwości i Rozwoju, niegdyś adwersarz głębokiego państwa, odziedziczyła to modus operandi w relacjach ze swoimi wewnętrznymi i zewnętrznymi przeciwnikami” – twierdzi Arduino, powołując się tu na tureckich politologów. W takim ujęciu SADAT jest nieco bardziej elegancką i profesjonalną odsłoną nieformalnej siły do załatwiania porachunków w samej Turcji. Nie mówiąc już o wspieraniu potencjalnych aliantów za granicą. „Nowa fala tureckich firm zajmujących się obronnością nie jest może współczesną odsłoną janczarów, ale jeśli ekspansja tureckich interesów na świecie, forsowana przez prezydenta, ma się odbywać z taką samą prędkością, jak po 2016 r., to ich rola w tym procesie, wkrótce będzie cieszyć się podobną sławą” – dowodzi ekspert.

Jak to działa na froncie wewnętrznym? Choćby tak, jak po ubiegłorocznych, tragicznych w skutkach trzęsieniach ziemi we wschodniej Turcji, które obnażyły wieloletnie zaniedbania w monitorowaniu przestrzegania przepisów budowlanych i funkcjonowaniu służb ratunkowych. W obliczu kryzysu, który mógł zaważyć na bliskich już wówczas wyborach prezydenckich, eksperci SADAT postanowili wtrącić swoje trzy grosze. Na witrynie ASSAM pojawiła się „analiza” pióra byłego pułkownika Alego Cosara, który dowodził, że wstrząsy nastąpiły wkrótce po tym, gdy ze strony Stanów Zjednoczonych padły pod adresem Turcji pogróżki, a wizytę w Stambule złożył amerykański okręt wojenny. Przypadek? Pułkownik nie sądzi.

Syria, Libia, Niger. Kogo werbuje turecka grupa Wagnera 

Tanriverdi doradcą pałacu prezydenckiego był przez cztery lata. Jego wzlotem – oraz firmą – szybko po nominacji zainteresowały się niedobitki niezależnych tureckich mediów, a do upadku przyczyniły się prorocze wizje, jakimi dzielił się choćby na forum ASSAM. „Mahdi powróci” – ogłosił tuż przed dymisją w 2020 r., nawiązując do figury muzułmańskiego mesjasza, który przybędzie u schyłku czasów, by zaprowadzić pokój i sprawiedliwość. „Należy przygotować odpowiednie przyjęcie dla niego” – zapowiedział.

Odejście komentował krótko: „W związku z moim wiekiem oraz kampaniami oszczerstw, które sięgnęły apogeum, poprosiłem o zwolnienie mnie ze stanowiska” – poinformował lakonicznie w informacji skierowanej do kolegów z prezydenckiej kancelarii. Ale też, jak widać z cytowanych na wstępie scenariuszy dla świata muzułmańskiego, nie oznaczało to wycofania się z proroczych wizji i prób suflowania decydentom mniej lub bardziej konkretnych rozwiązań. Ba, firma, nad którą sędziwy generał roztaczał zapewne dyskretną opiekę przez wszystkie te lata u boku Erdogana (i w zarządzie której wciąż zasiada), rozwijała w tym czasie skrzydła.

Trzeba przyznać, że w ostatnich latach syn zaczyna gonić ojca – może nie pod względem snucia dalekosiężnych wizji, ale na pewno, gdy chodzi o próby wywierania wpływu na politykę. „Jeżeli ta aplikacja zostanie zatwierdzona, historia nam tego nie wybaczy” – pisał na platformie X Melih Tanriverdi w ubiegłym roku, gdy Erdogan przedkładał pod głosowanie parlamentu wniosek Szwecji o członkostwo w NATO. Trzy lata temu prezes SADAT formalnie przyznał też, że jego firma współpracuje z wywiadem.

Nie jest jasne, ilu obecnie pracuje w niej speców od wojskowości. Szacunki są rozbieżne – od 50 do 200 osób. Ale też „turecki Wagner” nie ogranicza się do kontraktowania samych Turków – mnożą się, trudne do jednoznacznego potwierdzenia, sygnały, że subkontraktorami firmy są Syryjczycy, których SADAT może przerzucać w różne miejsca na świecie, począwszy od Ukrainy, na pasie Sahelu skończywszy. Niejaki Omar – jak nazwali swojego rozmówcę dziennikarze AFP – przyznał, że zasadniczym powodem, dla którego zaczął pracować dla Turków, był brak jakiejkolwiek alternatywy. „Nie ma pracy poza zaciągnięciem się w szeregi jakiejś bojówki za równowartość niecałych 50 dol. miesięcznie” – pisał do francuskich reporterów Syryjczyk. „W SADAT zarabiam 1500 dol. miesięcznie (na misji w Afryce – red.), a oni wszystkim się zajmują”.

Syrian Observatory for Human Rights, organizacja z siedzibą w Londynie, w maju bieżącego roku poinformowała, że z Nigru wracają pierwsze ciała Syryjczyków, którzy zginęli tam w walkach z dżihadystami. Zgodnie z tą narracją Turcy weszli w miejsce amerykańskich i francuskich misji wojskowych oraz – po części – idącej w rozsypkę od ubiegłego roku grupy Wagnera, z którą Turcy wciąż jednak lokalnie współpracują. SADAT ma w Nigrze strzec kopalni, instalacji naftowych czy baz wojskowych – i czyni to rękami syryjskich subkontraktorów, których liczba (tylko w tym jednym kraju) może sięgać już tysiąca.

Nie jest to pierwszy front, na jaki podwładni Tanriverdiego mogli rzucić Syryjczyków. Operacją bardziej bezpieczną i zakrojoną na większą skalę miała być interwencja w konflikcie między Azerbejdżanem i Armenią o Górski Karabach w 2020 r. Jak spekulowano wówczas, Turcy przerzucili na Kaukaz około 4 tys. Syryjczyków, którzy mieli tam walczyć po stronie Azerbejdżanu przeciw karabaskim Ormianom. Rekrutom oferowano 1800 dol. miesięcznie w ramach trzymiesięcznego kontraktu, na miejsce zaś przerzucano ich początkowo z Libii, a potem już bezpośrednio z Turcji.

Z cytowanej wyżej relacji Omara można wywnioskować, że rekruterzy „tureckiego Wagnera” nie szukają raczej chętnych wśród sił, które mieli rzekomo szkolić w poprzedniej dekadzie – czyli wśród syryjskich dżihadystów lub rebeliantów z Wolnej Armii Syrii. Przed laty szefowie SADAT publicznie forsowali pogląd, że wzdłuż granicy tureckiej po syryjskiej stronie powinny powstać autonomie tamtejszych Turkmenów oraz arabskich sunnitów – i to zapewne w tych grupach etnicznych i religijnych firma szuka potencjalnych najmitów.

Bastionem i potencjalną bazą wypadową na Afrykę Północną i pas Sahelu jest dla SADAT Libia. To chyba najbardziej znany przykład zaangażowania firmy w konflikt zbrojny w innym kraju. Turcy pojawili się tam zapewne wkrótce po rozpoczęciu działalności, nawiązując kontakt z tzw. rządem zgody narodowej w Trypolisie (jednym z dwóch rywalizujących ośrodków władzy w kraju), a z czasem – i nominacją założyciela na stanowisko prezydenckiego doradcy – tylko nabierali impetu w swoich działaniach. W 2019 r. dostarczyli bojówkom wspierającym trypoliski gabinet olbrzymią ilość broni i amunicji, a rok później zaangażowali się w walki z napierającymi na Trypolis oddziałami politycznych rywali. Po wybronieniu gabinetu w Libii rozmieszczono liczący prawdopodobnie około 5 tys. zbrojnych Syryjczyków kontyngent.

Formalnie rzecz biorąc, żadna z powyższych kampanii – w Syrii, Libii, Górskim Karabachu, Nigrze – nie ma oficjalnego poparcia Ankary. Nagabywany wielokrotnie o tureckie tropy w toczących się tam konfliktach prezydent – podobnie jak członkowie jego kolejnych gabinetów – zbywał pytania wzruszeniem ramion i lapidarnym dementi. Nawet on jednak nie mógł dłużej udawać niewiedzy w sytuacji, gdy chodziło o poczynania firmy należącej do jednego z jego najbliższych doradców – co może tłumaczyć dymisję Tanriverdiego.

A SADAT bynajmniej nie ma zamiaru zwalniać tempa ekspansji. Według Alego Cosara, wspomnianego już wyżej w kontekście amerykańskiej odpowiedzialności za trzęsienia ziemi, „Turcja będzie musiała wesprzeć budowę nowego Afganistanu we współpracy z Pakistanem, Katarem i Malezją” – pisze w swojej książce Arduino. „W artykule na witrynie ASSAM Cosar uznaje talibów za religijnych wojowników XXI w., którzy raz jeszcze postawili na wojnę asymetryczną, zdecydowali się na męczeństwo i sprawili, że ich ojczyzna przeważyła nad konwencjonalnymi superpotegami w górzystym terenie Azji Centralnej”. Zupełnie jak Seldżukowie i osmańscy Turcy przed wiekami – konkluduje były pułkownik tureckiej armii.

Afganistan, Pakistan, Emiraty, Somalia, Mali, Niger, Palestyna – to tylko kilka potencjalnych nowych frontów, które otwiera lub może otworzyć SADAT w nadchodzących miesiącach czy latach. Zresztą nie tylko o firmę Tanriverdiego tu chodzi: za plecami byłego doradcy Erdogana tłoczy się niemała grupa podobnych spółek, tyle że znacznie mniej znanych opinii publicznej. Arduino wskazuje tu choćby na ACS, kolejną firmę założoną przez byłego generała – Ahmeta Cana Cevika, oficera, który także ma za sobą doświadczenie wyniesione z bałkańskiego teatru działań wojennych. Ten wojskowy z kolei przeciera Turcji ścieżki na dworze emira Kataru: szef firmy został mianowany wojskowym doradcą władcy, a specjalistyczny portal Intelligence Online uznaje, że ACS coraz częściej pełni rolę prywatnego zamiennika dla katarskiej armii. Ma być też zaangażowana w szkolenie jednostek wojskowych w Azerbejdżanie i Turkmenistanie, być może toruje sobie również drogę w Arabii Saudyjskiej. Zaletą tej firmy – z perspektywy władz w Ankarze – jest dyskrecja i unikanie quasi-religijnych tyrad, czego Tanriverdi, jak było widać wyżej, nie potrafi sobie odmówić.

Choć początek epoki prywatnych firm wojskowych eksperci ogłaszają już od dobrych dwóch dekad, czyli od czasów świetności firm takich jak Executive Outcomes czy Blackwater, wygląda na to, że te czasy rzeczywiście w końcu nadeszły. „W raporcie opublikowanym w październiku 2022 r. szwajcarski Federalny Urząd Kontroli Finansów szacuje, że w roku 2020 na globalnym rynku prywatnych usług ochroniarskich działało około 150 dużych prywatnych firm wojskowych i był on wart mniej więcej 120 mld euro” – dowodzą Zufferey i Osborn. „To wielce obiecujący rynek. Silnie zmotywowani przedsiębiorcy wciąż mają możliwość zarobienia dużych pieniędzy. (…) Personel prywatnych firm wojskowych, pełniących funkcję ofensywnych oddziałów bojowych, oferuje wiele korzyści rządowi, który próbuje zasłaniać się niejasnymi regulacjami prawnymi” – dodają.

Czytaj więcej

Cierpliwe tkanie pajęczyny

Najlepsi strażnicy tureckich porządków

Na to samo zwraca uwagę Arduino. „Gdybyśmy porównali turecki rynek prywatnego sektora bezpieczeństwa z rynkami Chin i Rosji, zwłaszcza odnosząc się do potencjalnego kursu, jaki Ankara może wymusić na rodzimych firmach wojskowych, rzuci się w oczy całkowity brak przepisów i regulacji dla tego rozwijającego się sektora” – podkreśla analityk. „Z prawnego punktu widzenia, o ile Chiny mają bardzo uszczegółowione przepisy dotyczące roli, jaką ten sektor może odegrać wewnątrz kraju, oraz nowe regulacje dotyczące jego możliwego zaangażowania poza granicami, o tyle Rosja po prostu uważa prywatne firmy wojskowe za nielegalne. W Turcji zaś istnieje olbrzymia prawna dziura” – kwituje.

A taka luka zachęca do korzystania z „nowych janczarów” – tym bardziej że firmy z tego rynku w oczywisty sposób demonstrują lojalność wobec władz państwowych, a w nowych czasach mogą być lepszymi ambasadorami i strażnikami tureckich porządków w świecie muzułmańskim niż oficjalni przedstawiciele Ankary w afrykańskich, arabskich, kaukaskich i azjatyckich krajach. Być może Turcja, gdzieś w cieniu rosyjskich najemników, otwiera w ten sposób całkiem nowy rozdział w swojej polityce zagranicznej.

Plus Minus
Co można wyczytać z priorytetów prezydencji przygotowanych przez polski rząd? Niewiele
Plus Minus
Po co organizowane są plebiscyty na słowo roku? I jakie słowa wygrywały w innych krajach
Plus Minus
Gianfranco Rosi. Artysta, który wciąż ma nadzieję
Plus Minus
„Rozmowy o ludziach i pisaniu”. Dojmujące milczenie telefonu w domu
Plus Minus
„Trojka” Izabeli Morskiej. Tożsamość i groza w cieniu Rosji