Próbowało tego wielu, nie wszystkim się udawało, choć niektórym tak. Powieść wielowarstwowa, totalna, literacki palimpsest z elementami powieści postmodernistycznej. Chodzi o to, by tak snuć na pozór odległe czasowo i przestrzennie historie, żeby z czasem zręcznie połączyć je jedną nicią, perfekcyjnym ściegiem. Może być to nić realistyczna, tzw. efekt motyla, w którym jedno wydarzenie na końcu świata przynosi konsekwencje dla ludzi na jego drugim krańcu i w innej epoce. Żeby daleko nie szukać, udało się to rewelacyjnie Szczepanowi Twardochowi w „Drachu”. Ale można też wybrać nitkę metafizyczną, tak aby to zeitgeist przenikający kolejne epoki i bohaterów, czy jakaś klątwa, fatum, przeznaczenie, spajał losy odległych sobie bohaterów. W tym z kolei specjalizuje się Jaume Cabré z Katalonii (m.in. powieść „Wyznaję”), a w filmie mieliśmy spektakularny przykład „Godzin” Stephena Daldry’ego.
Problem w tym, że Jakubowi Małeckiemu, który się na taką powieść porwał, brakuje podstawowego elementu, którego ten literacki koncept wymaga. Nie ma tu oddechu, rozmachu, przestrzeni, by wyobraźnia mogła się rozpędzić. Brakuje epickości, po prostu.
Czytaj więcej
Nie trzeba znać osobistej historii Piotra Pazdeja, by odczuwać, że pomysły na jego „Ostatnią sarnę na ziemi” kiełkowały przy małym dostępie do światła.
O czym opowiada „Korowód” Jakuba Małeckiego?
Akcja pierwszej części „Korowodu” rozpoczyna się w XVI wieku u wybrzeży Bałtyku. Paweł Wrona, czeladnik drukarski i hazardzista, ucieka przed ludźmi, którzy stracili już cierpliwość do karciarza i zamiast spłaconej wierzytelności zadowolą się już tylko okrutną śmiercią niesolidnego dłużnika. Ten podczas ucieczki spotyka na swojej drodze rodzącą kobietę. Zabiera ją do karczmy stojącej na grubym lodzie i tam dziecko przychodzi na świat – mamy więc genesis, początek powieści, w której zbrodnia, śmierć i narodziny będą nieustannie powracać.
Kolejna z pięciu części tej powieści (a w zasadzie sześciu, o czym zaraz) to listy Feliksa Łabendowicza do jego ukochanej Marianny pisane z okrętu na Bałtyku gdzieś na przełomie XVIII i XIX wieku (nie pada rok, ale narrator cytuje książkę „Zoologia czyli zwierzętopismo, dla szkół narodowych” z 1789 r.). O ile tu mamy korespondencję – dosyć mizerne wyznania miłosne i opis rejsu – o tyle w trzeciej części jest diariusz z początku XX wieku, prowadzony przez nastoletnią pannicę z Warszawy. Basia Brzozowska spędza wakacje u rodziny na prowincji, w czasie których próbuje niezdarnie romansować, poznaje tajemnicze starsze sąsiadki i przede wszystkim czyta, co odbija się w jej dzienniku nieustannymi cytatami z literatury.