Trudny musi być los kogoś takiego jak mecenas Roman Giertych. Z pewnością nie cierpi go obóz prawicowy. Bo uchodzi za głównego przeciwnika Jarosława Kaczyńskiego, choć poglądów w sprawach ideologicznych nie zmienił. Ale lwia część prawicowej inteligencji pomyliła konserwatyzm z pisowskim rewolucjonizmem i uznała, że doktryna prawicowa to nie obrona tradycji i instytucji, ale wsparcie ustrojowego chaosu, który Polsce funduje prezes PiS.
Dlatego więc 99 proc. obozu prawicowego uważa Giertycha za odszczepieńca. Nie że Giertych odciął się od nauczania Kościoła. Nic z tych rzeczy, bo to na prawicy standardem stały się kolejne śluby. Mecenas publicznie deklaruje przywiązanie do katolicyzmu, ale jest ciałem obcym, bo ostro walczy z Kaczyńskim. To tak, jakby Kaczyński był posiadającym cechę nieomylności papieżem prawicowego kościoła, a każda krytyka prezesa byłaby od razu ogłaszana niebezpieczną herezją, za którą należy się spalenie na stosie, infamia i wszelkie inne formy prawicowego cancel culture.