Pojęcie opinii publicznej ukształtowało się w XVIII-wiecznej Francji jako element powstawania nowoczesnego społeczeństwa. Po to, by opinia była publiczna, nie może – co wynika z definicji – być opinią jednego tylko człowieka. Ale ilu potrzeba ludzi, by móc powiedzieć o wyrażanym publicznie stanie świadomości jakichś zbiorowości?
Ponoć jednym z pierwszych, którzy użyli tego zwrotu, był Choderlos de Laclos w powieści „Niebezpieczne związki”. Możemy się domyślać, że „l’opinion de tout Paris” mogła oznaczać np. pogląd jednego hrabiego i jego dwóch kochanek na temat tego, czy suknia księżnej była dostatecznie skromna. Pogląd wszystkich karczmarzy w Paryżu, choćby ich były setki, nie uchodził za opinię publiczną. Był opinią karczmarzy i już.
Czytaj więcej
Amerykanie pękają ze śmiechu lub wybałuszają oczy, gdy mówię im, że w Polsce czołowi politycy wyzywają się od „ryżych” czy „kurdupli”.
Jednak niedługo po rewolucji francuskiej, gdzie lud wyrażał swoja opinię (już publiczną), krzycząc „na gilotynę!”, Napoleon miał powiedzieć, że „opinia publiczna jest niewidzialną i tajemniczą potęgą, której nic nie jest w stanie się oprzeć, nic nie jest od niej bardziej zmienne, bardziej nieokreślone i silniejsze. A przy tym, przy wszystkich swych kaprysach jest ona znacznie częściej, niż się wydaje, prawdziwa, rozsądna, sprawiedliwa”.
Ale już pół wieku później Karol Marks pisał w swoim słynnym, przez niektórych uważanym za błyskotliwy, eseju „18 brumaire’a Ludwika Bonaparte”: „Gdy proletariat zrzuca z tronu tyrana, wyraża w ten sposób swoją skrystalizowaną opinię publiczną. Gdy jednak tego samego kroku politycznego chwyta się lumpenproletariat – a zatem warstwa, a nie klasa społeczna – to należy to oceniać jako wrogą kontrrewolucję [w oryginale: feindliche Kontrrevolution] wspomagającą klasy panujące”.