W moim pokoju od kilkunastu lat wisi zdjęcie Jana Pawła II. Przez ten czas mój stosunek do niego ewoluował. Zaczęło się od intelektualnej fascynacji, gdy dzięki Instytutowi Tertio Millennio poznałem katolicką naukę społeczną – metapolityczną wizję państwa, społeczeństwa, gospodarki czy kultury, ale też polskości, którą proponował późny wnuk romantyzmu, Jan Paweł II. Miesiąc temu również dzięki Tertio Millennio znów dyskutowałem z młodymi katolikami o KNS, czytaliśmy encyklikę „Centesimus Annus”. I miałem wrażenie, że myśl tam zawarta wciąż dla wielu jest żywa.
Czytaj więcej
Bardzo mało jest dzisiaj miejsca na rzeczowy spór o to, jaka mentalność uformowała Wojtyłę. W jakiej części był dzieckiem swoich czasów, a w jakiej zabrakło mu wyobraźni miłosierdzia.
Znam sporo osób, które wybierając swoją drogę życiową, zawodową, rodzinną (choćby wielodzietność), inspirowały się myśleniem Jana Pawła II. Pewnie część z nich dziś czuje się trochę osierocona, a niektórzy nie posiadają się z oburzenia, gdyż obecne wydarzenia odbierają jako atak na papieża, na Kościół, na świętość.
Przyznam, że na mnie obecna dyskusja nie robi szczególnego wrażenia. Albo więc w swym stosunku do Jana Pawła II jestem całkiem cyniczny (mam nadzieję, że nie, ale kilkanaście lat pracy w mediach robi swoje), albo też swój stosunek do papieża jakoś przepracowałem. Owszem, gdy widzę okładkę „Nie”, to szlag mnie trafia, ale to samo czuję, gdy widzę festiwal hipokryzji w Sejmie, posłów przyłapanych na wątpliwych interesach, paradujących ze zdjęciem papieża po sali plenarnej. Cóż, inaczej rozumiem wezwanie papieża do społecznego angażowania się katolików.