W „Tár” – pierwszym od 16 lat filmie Todda Fielda, autora „Za drzwiami sypialni” (2001) i „Małych dzieci” (2006) – jest taka oto scena: Lydia, tytułowa bohaterka grana przez wspaniałą Cate Blanchett (czego innego można by się spodziewać po dwukrotnej laureatce Oscara, zdecydowanym krokiem zmierzającej po trzecią statuetkę?), odprowadza córkę Petrę (Mila Bogojevic) do szkoły. Nie przytula jej na pożegnanie. Miłość – bo pewnie ją kocha – okazuje w inny sposób. „Która to?” – pyta. „Ta w czerwonym” – odpowiada dziewczynka. Gdy Petra znika z horyzontu, Lydia podchodzi do małolaty dokuczającej jej latorośli. „Zrób to jeszcze raz, a pożałujesz” – rzuca. „Dorwę cię, uwierz mi” – kontynuuje, nie siląc się na subtelności. „Dopadnę cię. I nie myśl, że ktoś ci uwierzy, jeśli zaczniesz skarżyć. Jestem dorosła”. Rozmowa z dzieckiem – a właściwie grożenie mu w niezbyt zawoalowany sposób – to moment definiujący protagonistkę (a może raczej antagonistkę?) najnowszego dzieła Fielda.
Widz poznaje Lydię Tár w długiej sekwencji wywiadu udzielanego magazynowi „The New Yorker”. To jedna z najważniejszych osobistości we współczesnym świecie muzyki oraz kobieta, która przebiła bodaj wszystkie szklane sufity, jakie napotkała po drodze. Podczas rozmowy sala pęka w szwach, zupełnie tak, jakby przed publicznością występowała gwiazda rocka. Zanim Tár pojawi się na scenie, dziennikarz – z encyklopedyczną wręcz precyzją – przybliża zgromadzonym jej imponujący życiorys. Pianistka, kompozytorka, etnomuzykolożka (ona sama nie pała entuzjazmem do feminatywów), protegowana Leonarda Bernsteina, wreszcie zaś – pierwsza dyrygentka prowadząca słynnych Filharmoników Berlińskich. Lada dzień ma ukazać się jej książka, ona tymczasem przygotowuje się do nagrania V symfonii Mahlera, mającej być zwieńczeniem jej dorobku.
Czytaj więcej
Nagradzana opowieść sądowa „Argentyna, 1985” rzetelnie rekonstruuje proces junty. Niekiedy aż zanadto rzetelnie.
Film, co istotne, skupia się na postaci fikcyjnej, choć nakreślonej z taką starannością, że po premierze wielu odbiorców żywiło przekonanie obcowania z kinem biograficznym; jest tu nawet ujęcie, w którym narcystyczna Lydia aktualizuje swój profil na Wikipedii.
Lydia bez wątpienia jest na szczycie. Rysy na jej wizerunku, odbijające się nie tylko na pracy, ale i na relacji z partnerką Sharon (Sharon Goodnow), zaczynają się pojawiać wraz z oskarżeniami o nadużywanie władzy i wpływów oraz molestowanie seksualne, jakich miała się dopuszczać, kierując programem stypendialnym przeznaczonym dla dziewcząt marzących o zostaniu mistrzyniami batuty. Field nie mówi o tym wprost. Przelotne konwersacje i niepokojące wiadomości otrzymywane przez Tár każą przypuszczać, że w przeszłości artystka wykorzystała swą podopieczną, a następnie uniemożliwiła jej zrobienie kariery. Duch dawnej uczennicy nawiedza Lydię, co reżyser prezentuje, zacierając granicę pomiędzy jawą a snem i umieszczając główną bohaterkę w swoistym labiryncie bez wyjścia (czyż w imię mitycznego Minotaura nie jest wpisane nazwisko Lydii?). Asystentkę Francescę (Noémie Merlant) – aspirującą dyrygentkę, z którą skądinąd też mogła ją łączyć erotyczna więź – prosi o pomoc w tuszowaniu sprawy.