Było to kolejne pytanie w trudnej rozmowie, która zaczęła się od podsłuchanej informacji, że coś niedobrego dzieje się za granicą. Dziecko wychowuje się w domu, gdzie telewizor jest włączony, więc wojny, trzęsienia ziemi są stale obecne i docierają do wszystkich zmysłów.
W czasie mojej ostatniej wizyty z telewizora napływały wiadomości o samobójczych myślach dzieci z podstawówki. Z jednej strony takie raporty są potrzebne, z drugiej obawiam się, że generują kolejne frustracje. Jak rozmawiać z dzieckiem, które od pierwszych lat życia styka się ze światem pełnym zagrożeń? Dzieciom trzeba mówić prostą prawdę, co nie jest takie łatwe, kiedy mowa dorosłych jest skażona zawiłościami, określeniami z nie do końca przemyślanym znaczeniem.
Czytaj więcej
Największym polskim wieszczem narodowym, a nawet globalnym, powinien zostać obwołany Jan Brzechwa. A na literackich szczytach powinien królować jego wiersz „Na straganie”.
Pytania dzieci są dla dorosłych szokiem, działają jak prysznic, który zmywa przyschnięty brud. W zasadzie nie mamy przecież powodu, żeby zapytać samego siebie „co to są granice?”. Przyjmujemy je jako oczywisty podział krajobrazu, który bywa przedmiotem konfliktów i może zmieniać położenie. Najlepiej żeby granic nie było i przynajmniej na terenie Unii Europejskiej są otwarte. Nie jest najlepszym wyjściem tłumaczenie, że granice są złem, bo kiedy ma się pięć lat, trudno dźwigać świadomość, że wszystko jest fatalnie urządzone.
A więc próbowałam tłumaczyć dziecku i sobie, że państwa mają granice, tak jak każdy pokój ma ściany, żeby... – dziecko patrzyło na mnie cierpliwie i ufnie, a ja gubiłam się przy tłumaczeniu, dlaczego właściwie mieszkanie jest podzielone na pokoje. Dlaczego nie można mieszkać na otwartej przestrzeni, razem? Sprawy intymne musiałam odłożyć na czas, kiedy dziecko podrośnie, więc jedynym argumentem było to, że pokój osobny jest potrzebny, bo każdy czasem chce mieć spokój i robić to, co lubi. Dlaczego nie można robić tego w jednej wspólnej przestrzeni? To jest dobre pytanie.