Z głębi konfesjonału, zza kratki, po drugiej stronie, gdzie widział jedynie ciemność, dobiegł dziwny dźwięk. Gdyby nie jego stan ducha, miękkie od przerażenia i ulgi z powodu wyznanej właśnie winy nogi, pomyślałby pewnie, że to śmiech. Tłumiony z wysiłkiem, ale jakoś dziwnie ciepły i uwalniający.
Nie wiem do dzisiaj, autor tego nie wyjaśnił, z czego śmiał się podczas tamtej spowiedzi kapłan w jednej z ukochanych książek mojego dzieciństwa – „Zielonych latach” Archibalda J. Cronina. Jej główny bohater, Robi Shannon, osierocony we wczesnym dzieciństwie zostaje przygarnięty przez babkę. A ta, ponieważ nie posiada oddzielnego pokoju, urządza mu posłanie we własnym łóżku. Podczas przygotowania do pierwszej komunii na lekcji katechezy poświęconej grzechom przeciwko szóstemu przykazaniu do Roberta dociera „straszna prawda”. Fakt, że nie tylko dzieli łóżko z kobietą, a więc cudzołoży, ale i do tego z własną babką. Dlatego w czasie swej pierwszej spowiedzi, po wyznaniu zwyczajnych, dziecięcych grzechów – wszystkich nieposłuszeństw, obżarstw i zaniedbań – dodaje na koniec, pełnym dramatyzmu głosem: „proszę księdza, jest coś jeszcze… ja… notorycznie sypiam z własną babcią”.