Leonid Bieżyn
Więc od czego się to zaczęło? Kiedy dokładnie się to pojawiło, wyodrębniło, przybrało kształt skończonego zjawiska, które ma swoją nazwę i miejsce w literaturze? Na pewno nie za panowania pierwszych książąt Rusi Kijowskiej. Nie w czasach „Słowa o pułku Igora" i „Supliki Daniela Więźnia" – można śmiało za to ręczyć, ponieważ heroiczny i monumentalny styl literatury staroruskiej, opiewającej wojenne zwycięstwa i akty poświęcenia za wiarę, wykluczał z niej intymne uczucia i myśli pojedynczego człowieka. Tym bardziej takie, jak nuda, apatia, lenistwo czy chandra, i jeśli w tamtych odległych czasach modlono się słowami: „...nie dawaj mi ducha zniechęcenia", to zniechęcenie owo było jakby niepsychologiczne, definiowane tylko abstrakcyjnie i brak w nim było tego emocjonalnego miąższu, którego smak można poczuć, tak jak czuje się smak gorzkiego czy kwaśnego owocu.
Staroruskie zniechęcenie byłoby więc kategorią etyczną, oznaczającą niezdolność duszy do chrześcijańskiego czynu, do aktywnej służby na rzecz prawosławnej prawdy, i w literaturze z epoki rozpatruje się je nie jako stan emocjonalny, lecz jako wadę moralną, nawet grzech, który wymaga radykalnego wykorzenienia.
Nie dawaj mi ducha zniechęcenia!
Podobny stosunek do negatywnych czy – tak będzie lepiej – grzesznych emocji utrzymywał się także później. Utrzymywał się aż do wieku XVIII, w którym nawet ból Dzierżawina wywołany przemijaniem nie przybierał postaci doznania o charakterze osobistym, intymnym. Pozostawał on jakby bólem świata – w sensie bezpośredniego związku z kosmosem, wszechświatem. Dlatego w spuściźnie Dzierżawina, oprócz pełnych bólu wierszy ostatnich, znajdują się również utwory całkiem inne – entuzjastyczne i hedonistyczne – jak choćby biesiadny wiersz „Kielich", w którym upojone przyjaźnią i zabawą towarzystwo pije ze srebrnych kielichów przelewające się radośnie piwo angielskie i rosyjskie z dodatkiem suchego chleba oraz skórki cytryny.
Czy nie nazbyt różne są te nastroje jak na jednego poetę? Lecz o to właśnie chodzi, że poeta jeszcze nie stał się jednym, nie upozował się jeszcze na stroniącego od tłumu geniusza, nie uległ złudzeniu własnej wyjątkowości. Nie utracił jeszcze świadomości, że jest nie tylko mieszkańcem własnego majątku, ale też mieszkańcem wszechświata, cząstką niezmierzonego kosmosu. Skoro na całym świecie rozum triumfuje nad zacofaniem i niewiedzą, światło zwycięża ciemność, a dobro okazuje się silniejsze od zła, to człowiek również żyje wedle tych samych zasad – przezwycięża zniechęcenie i ból, zagłusza je brzękiem uderzających o siebie kielichów i biesiadnymi okrzykami: „Hura! Hura! Hura!".