I tu zaczynają się schody. Sprzedaż przez internet to w gąszczu polskich przepisów terra incognita, ideałem byłaby więc sieć sklepów winiarskich, prawda? I żeby były w każdym mieście, żeby obsługa była miła i kompetentna, a ceny niziutkie, jak u producenta, żeby jeszcze mieli wina z całego świata, no i żeby można było spróbować. No dobrze, zejdźmy na ziemię, a tu amatorzy wina skazani są na Biedronkę lub Lidla. Nic dziwnego, że importerzy sięgają po pomysły ze świata i zakładają kluby wina, czyli uruchamiają sprzedaż wysyłkową. Szczerze? Jestem sceptyczny. Często z wielkim zadęciem sprzedają tam w dalece niekonkurencyjnych cenach banalne butelczyny. Tu ma być inaczej, bo twarz temu daje pierwszy polski mistrz sommelierski Adam Pawłowski.
Czytaj więcej
To było kilka lat temu w Franschhoek, sercu winiarskiej RPA. Znajomi winiarze na wieczór zapowiedzieli niespodziankę i pojechaliśmy na degustację. Ginu, jak się okazało. Wokół genialne winnice, a my będziemy pić jałowcówkę?! Próbowałem się wykpić, ale nikt mojej osoby nie słuchał. Tak oto pokochałem to paskudztwo.
On ma wybierać do zestawu wina bezpieczne, klasyczne, a szef Spotu Lech Olszewski – te bardziej odjechane. Jakie? To tajemnica, bo wchodząc do tego klubu, godzicie się na to, że dostaniecie dwa (150 zł) lub cztery (280 zł) wina – niespodzianki w miesiącu. Co panowie znaleźli do debiutanckiego zestawu? Ano poszli po bandzie i to jest najciekawsze. Olszewski wybrał rarytasy. I tak biały to grüner veltliner, szczep znany z Austrii tu w wydaniu nadwiślańskim, i to dosłownie, bo spod Kazimierza. Inula jest leciutka (10 proc. alkoholu), czyściuteńko wytrawna i pełna papierówek. Pije się ją z najwyższą przyjemnością. Czerwone przekonało mnie dopiero drugiego dnia, ale przekonało na amen. Albahra to świeżuteńkie, ultrasoczyste (wiśnia, porzeczka, jeżyna) wino z solidną dawką pieprzu i słodkimi nutami w tle. Cuda-wianki!
Inula jest leciutka (10 proc. alkoholu), czyściuteńko wytrawna i pełna papierówek. Pije się ją z najwyższą przyjemnością. Czerwone przekonało mnie dopiero drugiego dnia, ale przekonało na amen.
A drugą skrajnością są wybory master sommeliera, bo Pawłowski postawił na innego grüner veltlinera – z legendarnego, 850-letniego, austriackiego Schloss Gobelsburg. To wzorzec z Sevres tego szczepu, wino bez wad. A czerwień to kolejna ikona stylu, dziewięcioletnia rioja, która po trzech latach w beczce i sześciu, dojrzewając w piwnicy, wyrusza na podbój świata. Za dziesięć lat też będzie wielka. Cóż, clubbing w świecie wina ma swoje uroki.