Co to jest gin? Wynaleziona przez Holendrów i rozpropagowana przez Anglików jałowcówka, która powstaje w ten sposób, że czystą wódką zalewa się zioła, warzywa czy co tam komu w duszy gra i zostawia na jakiś czas (w Mikrogorzelni to od sześciu godzin do dwóch dni), po czym się razem destyluje. Na koniec wypada te destylaty zmieszać i odłożyć na krótkie leżakowanie, a potem już leżakują klienci.
Czytaj więcej
No dobrze, ale co to właściwie jest ten furmint, o którym tak często pan pisze? Krótko? To najlepsza w naszej części Europy biała odmiana winogron. A nieznana, bo węgierska. O ile bowiem chardonnay czy rieslinga uprawiają na całym świecie, o tyle furmint nie wyszedł poza Węgry, no Austro-Węgry. Najlepsze furminty powstają na północnych Węgrzech, na zboczach Somlo na północ od Balatonu, w Egerze (mało, ale za to wyśmienite), i przede wszystkim w Tokaju.
Jak to pić? Oczywiście z tonikiem? Hm, jako wielbiciel i ginu, i toniku pijam to osobno, ale wolna wola. Można pić z lodem i cytryną, można stosować do drinków, lecz w przypadku najlepszych ginów to jak dolewanie coca-coli do wyjątkowego koniaku. Niby można, ale szkoda forsy. Wyjątkowe giny, o których piszę, piłbym jak grappę – solo, nawet bez lodu. Tak, wyjątkowe, bo doczekaliśmy się cudu nad Wisłą. Oto grupa znajomych rozlokowała się na warszawskim brzegu i w połowie zeszłego roku wypuściła pierwsze butelki. Swój podstawowy, flagowy produkt nazwali krwiożerczo Ginem z Polskich Botaników. Pozostaje mieć nadzieję, że do następnych użyją roślin, bo jednak szkoda Bogu ducha winnych naukowców. O ile polszczyzna jest ich piętą achillesową (nie, nie chodzi o wasze nogi), o tyle z ginem radzą sobie rewelacyjnie.
Jak to pić? Oczywiście z tonikiem? Hm, jako wielbiciel i ginu, i toniku pijam to osobno, ale wolna wola. Można pić z lodem i cytryną, można stosować do drinków, lecz w przypadku najlepszych ginów to jak dolewanie coca-coli do wyjątkowego koniaku. Niby można, ale szkoda forsy.
Alkohol w Ginie z Polskich Botaników jest ukryty, zamiast niego pochłania nas fantastyczny, złożony aromat z jałowcem w roli głównej. Twórcy chcieli, aby ich gin momentalnie kojarzył się z Polską. Dziennikarz Łukasz Klesyk napisał to jako pierwszy, pozostaje więc powtórzyć, że to jak leśna polana rozgrzana słońcem w upalne, letnie południe. Wyjątkowy, choć wymagający. Na drugim biegunie jest bożonarodzeniowy przebój – Gin Zimowy ze skórką sycylijskiej pomarańczy i cynamonem, przywołujący aromaty drożdżowego ciasta. I wreszcie nowość, jeszcze bez etykiety, bo pojawi się w sprzedaży wiosną – Gin Earl Grey (179 zł) z nutami herbaty i dominującą bergamotką. Napój to zdradliwy, bo tak delikatny, że łatwo stracić miarę. Absolutnie genialny, murowany przebój lata. Mówicie, że kobiety nie lubią ginu? No to się zdziwicie.