Zamach stanu sprzed tygodnia był czwartym wojskowym przewrotem w historii Republiki Turcji, ale pierwszym, który się nie powiódł. Nie udał się, bo nie został przeprowadzony przez całą armię, a jedynie jej część, bo nie zdołano aresztować przywódców kraju na czele z prezydentem Recepem Tayyipem Erdoganem. Bo, jak pokazały wydarzenia, nadal ma on wielu zwolenników, których w dodatku z talentem potrafi zmobilizować do działania.
Jeżeli Erdogan mówi, że to lud turecki pokonał zamachowców, w jakiejś mierze ma rację. Mieszkańcy Stambułu i Ankary, którzy na jego wezwanie wylegli na ulice powstrzymali żołnierzy. Ale faktem jest także, że gdyby ci ostatni nie liczyli się z ludzkim życiem, opór byłby pewnie łatwy do pokonania.