Po części, rzecz jasna, takie tłumaczenie ma na celu uspokojenie opinii publicznej. Szaleniec to oczywiście człowiek nieprzewidywalny, może w każdej chwili zaatakować bez powodu, ale w sumie takie zagrożenie jest mniej niepokojące, niż gdyby zamachy były dziełem Al-Kaidy czy Państwa Islamskiego, przygotowywanym od miesięcy przez sztaby islamskich radykałów.
A jednak warto się zastanowić nad współczesną definicją szaleńca. Gdyby opierać się na doniesieniach medialnych, to psychiczne chory jest każdy, kto dokonuje samobójczego zamachu, niezależnie od tego, czy jest to pilot Germanwings, który ma osobiste kłopoty, czy też muzułmanin pragnący dokonać masakry niewiernych. Problem w tym, że taka kwalifikacja jest oczywista tylko z naszego punktu widzenia – Europejczyków o chrześcijańskich korzeniach, dla których aberracją jest sam fakt, że ktoś może odebrać sobie życie, a przy okazji zabić wielu niewinnych ludzi. W naszych czasach, w naszym kręgu kulturowym takie postępowanie to objaw szaleństwa. Podobnie jak w Związku Sowieckim uznawano, iż objawem choroby psychicznej jest niezgoda na komunizm – czego skutkiem było zamykanie w psychuszkach ludzi chorych na „schizofrenię bezobjawową".
Zastosujmy jednak do sytuacji, o której mowa, standardy multikulturalizmu – tolerancji dla innych narodów i wyznań. W takim kontekście pilot Germanwings pozostaje osobą niestabilną psychicznie, ale islamista już niekoniecznie. Bo wedle zasad jego religii poświęcenie swojego życia dla Boga (a tak postrzega samobójcze zamachy spora część muzułmanów) nie jest wcale dowodem choroby psychicznej, ale po prostu wyrazem silnej wiary.
Zlaicyzowane zachodnie społeczeństwa nie są pewnie tego w stanie zrozumieć, bo nie przyjmują do wiadomości, że istnieją takie wartości wyższe, za które normalny człowiek może chcieć oddać życie. Nawet wynoszone przez nich na piedestał tolerancja i prawa człowieka (oraz swoboda działania Trybunału Konstytucyjnego w Polsce) nie są wszak warte takiego poświęcenia.
Nazywanie ludzi o odmiennej tradycji i poglądach szaleńcami jest tym bardziej absurdalne, że równocześnie usiłuje się zlikwidować pojęcie „norma psychiczna". Kolejne dewiacje, którymi jeszcze do niedawna zajmowali się psychiatrzy – jak homoseksualizm – zostają uznane już nie tylko za zachowania zwyczajne, ale wręcz za godne specjalnego szacunku i wsparcia. Nie piszę o tym, by usprawiedliwiać islamski terroryzm – bo nie ma dla niego żadnego racjonalnego usprawiedliwienia. Piszę, aby szaleństwem nie nazywać metody.