Złote myśli cynika

Kiedy zdeklarowany egocentryk pisze książkę, to nie ma się co łudzić, że będzie ona o kimś innym niż on sam. W „Życiu bez końca" ten znany z celebrycko-skandalizującego życia prezenter telewizyjny i autor książek (m.in. „29.99" i „Francuska powieść") gra zucha. „Wszyscy prowadzimy identyczne nieżycie: chcemy błyszczeć w blasku innych" – pisze Frédéric Beigbeder, w pierwszej kolejności o sobie. Wplata w opowieść elementy autobiograficzne: „reprezentuję typ sukinsyna zdolnego bez trudu żeglować między teologią a skatologią". Robi niebolesny rachunek sumienia z dwoma ożenkami i rozwodami, a także z córką w tle.

Publikacja: 08.01.2021 18:00

Złote myśli cynika

Foto: materiały prasowe

Kiedy jako motto jednego z rozdziałów przywołuje słowa Bette Davis: „Starzenie się nie jest dla zmokłych kur" – jest tyleż efektowny, co efekciarski.

Beigbeder, rocznik 1965, wie, że pięćdziesiątka, która mu stuknęła, to nie przelewki i że mimo niezłych statystyk (w 2010 roku we Francji żyło 15 tys. stulatków) – czerwona lampka się zapaliła, bo niezbyt się dotąd oszczędzał. A żyć mu się chce: „Powiedzmy jasno: nie nienawidzę śmierci; nienawidzę swojej śmierci".

Książka jest wędrówką w poszukiwaniu możliwości przedłużenia życia – i to dosłowną. Znajdują się w niej – jak deklaruje autor – prawdziwe rozmowy z lekarzami, uczonymi, biologami i genetykami odbyte w różnych krajach w ciągu dwóch lat.

Nieodłączną towarzyszką tej życiowej podróży jest dziesięcioletnia córka Romy, z którą, jak referuje na początku, „pierwszy raz spędziłem z nią dwa dni sam na sam. Najwyższy czas, żebym poznał swoją córkę". Zaczęli od Kliniki Genomu w Szwajcarii i rozmowy z uczonym o tym „w jaki sposób modyfikowanie kwasu dezoksyrybonukleinowego mogłoby przedłużyć nasze istnienie". Kolejni specjaliści nie pozostawiają złudzeń – nie ma ucieczki od śmierci.

Beigbeder chętnie wchodzi w rolę głosu pokolenia. Zauważa: „Moje pokolenie w mgnieniu oka przeszło od beztroski do paranoi", która i jego nie ominęła – nawrócił się na kuchnię light, a nawet zapisał na siłownię.

Mnóstwo zgrabnych zdań układa w „złote myśli". Pisze ciekawą rozprawkę o selfie: „Selfie to nowy język narcystycznej epoki: zastępuje kartezjańskie cogito. Zamiast »myślę, więc jestem« mamy »pozuję, więc jestem«. [...] To jest logika selfisty: zmiażdżyć bliźniego maksymalizacją miłości publicznej". Przyznaje, że i tej słabości ulega i że jego selfie mające na fanpage'u 135 tysięcy polubień było dla niego powodem do dumy.

Ale nieraz robi się poważnie: „Należę do pierwszego pokolenia ludzi wychowanych bez patriotyzmu, bez dumy rodowej, bez głębokich korzeni, bez przynależności lokalnej, bez określonej wiary, jeśli nie liczyć katechizmu w szkole katolickiej we wczesnym dzieciństwie". „Jestem konsekwencją pewnej niemodnej utopii, tej z lat 70., kiedy mieszkańcy krajów zachodnich próbowali się pozbyć wszystkich kul odziedziczonych po poprzednich wiekach".

Beigbeder zauważa: „Ateizm jest taką samą religią jak inne. Oryginalne jest w nim tylko to, że piekło i raj znajdują się w tym samym miejscu: tutaj", a „nawrót do religii oznacza tylko kryzys ateizmu". Ale choć kpi z siebie i innych, to kiedy Romy mu się zwierza, że w czasie wspólnej wizyty w kościele Grobu Pańskiego w Jerozolimie widziała Jezusa („On nie mówił słowami. Stał spokojnie, oparty o kamień. I nagle wylał na mnie całą swoją miłość. [...] czuję to dotąd"), to Beigbeder pisze, że w opisywanej chwili odczuł „niewytłumaczalny spokój". I nie pręży się w wymyślnych pozach.

Krok po kroku autor dochodzi do wniosku, że najważniejszym dokonaniem jego życia jest ojcostwo i że „ojcowski przełącznik" nagle zmienia hierarchię spraw. Piękne, ale czy prawdziwe w jego przypadku? Tak czy siak – lubię tego cynika we łzach.

Kiedy jako motto jednego z rozdziałów przywołuje słowa Bette Davis: „Starzenie się nie jest dla zmokłych kur" – jest tyleż efektowny, co efekciarski.

Beigbeder, rocznik 1965, wie, że pięćdziesiątka, która mu stuknęła, to nie przelewki i że mimo niezłych statystyk (w 2010 roku we Francji żyło 15 tys. stulatków) – czerwona lampka się zapaliła, bo niezbyt się dotąd oszczędzał. A żyć mu się chce: „Powiedzmy jasno: nie nienawidzę śmierci; nienawidzę swojej śmierci".

Pozostało jeszcze 85% artykułu
Plus Minus
„Czechowicz. 20 i 2”: Syn praczki i syfilityka
Materiał Promocyjny
Gospodarka natychmiastowości to wyzwanie i szansa
Plus Minus
„ale”: Wschodnia aura
Plus Minus
„Inwazja uzdrawiaczy ciał”: W poszukiwaniu zdrowia
Materiał Promocyjny
Suzuki Vitara i S-Cross w specjalnie obniżonych cenach. Odbiór od ręki
Plus Minus
„Arcane”: Animowana apokalipsa
Materiał Promocyjny
Wojażer daje spokój na stoku