Albo: „Zbombardowaliśmy Hiroszimę, zbombardowaliśmy Nagasaki, zabiliśmy znacznie więcej ludzi, niż zginęło w Nowym Jorku i Pentagonie, i nawet nie drgnęła nam powieka. Rzeczy, które robiliśmy za granicą, wracają teraz do naszego ogródka. Przemoc rodzi przemoc, nienawiść rodzi nienawiść, terroryzm rodzi terroryzm”.
Lub: „Ten kraj powstał na rasizmie i dalej opiera się na rasizmie”.Kaznodzieję zaczęto określać mianem czarnego radykała. Komentatorzy medialni zaczęli się domagać od Obamy, by wytłumaczył się ze swej 20-letniej przynależności do kościoła Wrighta. Presja była tak wielka, że Obama, który dotąd unikał tematu rasy, by nie zostać zaszufladkowany jako „czarny kandydat”, czyli „kandydat czarnych”, postanowił wygłosić w Filadelfii wielkie przemówienie w tej sprawie.
Jak napisał tygodnik „Time”, biała Ameryka była zaszokowana słowami Wrighta, bo obcy jest jej język czarnego kościoła. Tam jednak, gdzie biali słyszeli antypatriotyczny język nienawiści, tam czarni słyszeli oparte na zwyczajowej w tej tradycji hiperboli słowa słusznego gniewu.Jak wyjaśnił mi profesor Michael Dawson z Uniwersytetu Chicagowskiego, w czarnej społeczności Wright mieści się pod względem poglądów w samym centrum, nie jest żadnym radykałem. Takie słowa słyszy się co niedzielę w czarnych kościołach całej Ameryki.
W czasach niewolnictwa, a potem segregacji, Kościół był jedną z niewielu, jeśli nie jedyną instytucją, w których czarni mogli się czuć swobodnie, w której czuli się niezależni. To Kościół pod przywództwem charyzmatycznego pastora znajdował się w centrum ich życia społecznego. To pastor w chwilach kryzysu stawał się zwykle w sposób naturalny przywódcą społeczności. Z tej tradycji charyzmatycznych kaznodziejów wywodzą się i Martin Luther King, i jego polityczny spadkobierca Jesse Jackson, i pastor Jeremiah Wright.
Z tej tradycji bierze się mesjanistyczne widzenie świata i upodobanie do starotestamentowej obrazowości. W nią wpisane jest też swoiste widzenie roli Ameryki w świecie.
– Staram się o prezydenturę z powodu tego, co Martin Luther King nazywał „gwałtowną potrzebą chwili teraźniejszej” – powtarza często Barack Obama. Mało kto wie, że ta „gwałtowna potrzeba” – „the fierce urgency of now” – pochodzi z mowy „Poza Wietnam: czas przerwać milczenie”, którą King wygłosił parę miesięcy przed śmiercią.