Carlos Alonso Zaldivar: Kuba nie jest państwem upadłym

To, co jest zaskakujące w reakcji kubańskiego prezydenta na uliczne protesty, to umiar, z jakim sięgnął po przemoc. To rzecz wyjątkowa w kraju, który nie przywykł do manifestacji - mówi Carlos Alonso Zaldivar, były ambasadorem Królestwa Hiszpanii w Hawanie.

Publikacja: 30.07.2021 10:00

Carlos Alonso Zaldivar: Kuba nie jest państwem upadłym

Foto: AFP, YAMIL LAGE

Plus Minus: Od przejęcia władzy przez Fidela Castro w 1959 r., Kuba nigdy nie była świadkiem tak masowych protestów jak ostatnio. Co się stało?

Ludzie wyszli na ulice, bo nie mają co jeść. Nie mogą też zdobyć podstawowych leków. Życie codzienne jest bardzo trudne.

Po 63 latach rewolucji stoimy więc u progu upadku komunizmu?

Nie. Kubańczycy potrafią zacisnąć zęby, wytrzymać. W szczególności, jeśli czują zagrożenie dla rewolucji z zewnątrz. To jest wyspa, to jest forteca. Specyficzna mentalność. Zresztą komunizm upadł tam, gdzie został narzucony przez Związek Radziecki, Rosję. Ale tam, gdzie zrodził się samoczynnie, jak w Chinach, Wietnamie czy właśnie na Kubie, trwa. Ale tak naprawdę to, co nie przemija, to obsesja mediów, tępa lub celowa, nazywania tego systemu komunizmem i utożsamiania go z ZSRR.

Trzymając się jednak tej nazwy, trudno nie zauważyć, że krajów, które jak Kuba czy Korea Północna zdołały utrzymać ustrój komunistyczny po upadku Związku Radzieckiego, jest bardzo mało. Co, poza tym, że rewolucję przeprowadzili sami Kubańczycy, a nie została ona przyniesiona na bagnetach Armii Radzieckiej, tłumaczy taką odporność?

Analogia z Chinami wiele tu wyjaśnia. Przywódcy Komunistycznej Partii Chin ostrzegli prezesów największych chińskich koncernów technologicznych, jak Alibaba czy Tencent: zbudowaliście największe fortuny w kraju, ale to nie wy będziemy decydować o polityce gospodarczej kraju, tylko KPCh, która ma przeszło 90 milionów członków. Także Kubańczycy boją się, że w razie przewrotu krajem będą rządzić wielkie koncerny amerykańskie, jak przed Fidelem Castro.

Tym, co pozostało z komunizmu w KPCh – którą tak naprawdę należałoby nazwać Konfucjańską Partią Chin, bo podstawą ideologiczną kraju stał się konfucjanizm i niezwykle długa historia – jest wiara, że krajem rządzi lud, a nie pieniądz. Mao bardziej niż Marksa czytał przecież dzieje Chin. Napisał „Czerwoną książeczkę" nie dla indoktrynacji marksizmem, ale by doprowadzić do ujednolicenia języka chińskiego. Gdy zaś idzie o Koreę Północną, powiem tak: Koreańczycy wiedzą, że Niemcy wywołali drugą wojnę światową, przegrali ją i zostali podzieleni. I nie rozumieją, dlaczego na Dalekim Wschodzie, gdzie wojnę wywołała Japonia i także ją przegrała, zwycięskie potęgi nie podzieliły jej, tylko zrobiły to z Koreą. Korea Południowa się do tego przystosowała, bo stacjonowali na jej terytorium Amerykanie, którzy otworzyli przed nią rynek Stanów Zjednoczonych, aby zaspokoić popyt spowodowany wojną w Wietnamie. Kraj się na tym bardzo wzbogacił. Korea Północna nie zaakceptowała jednak podziału, poszła na starcie z Ameryką, zamknęła się w sobie i postawiła na produkcję pocisków i broni jądrowej, aby zagwarantować swoje przeżycie.

Co w takim razie pozostało na Kubie z ideałów komunistycznych?

Siłą napędową rewolucji kubańskiej nie były ideały komunistyczne, ale chęć przeciwstawienia się amerykańskiemu imperializmowi, którego uosobieniem była ponura dyktatura Fulgencia Batisty. Fidel Castro stał się komunistą później, kiedy uznał, że dzięki temu lepiej zabezpieczy pozycję Kuby na świecie. Ale też kierował się stanowiskiem ZSRR tylko wtedy, kiedy było mu to na rękę. Inaczej tego nie robił. Gdy w 1962 roku wybuchł kryzys kubański, nie chciał wycofania radzieckich pocisków jądrowych. Dopiero Nikita Chruszczow musiał uprzeć się przy takim rozstrzygnięciu. Zupełnie inaczej niż w NRD, która obaliła mur zaraz po tym, gdy Michaił Gorbaczow, całując Ericha Honeckera, powiedział: „Zrób co uważasz za słuszne, ale weź pod uwagę, że Armia Radziecka już za tobą nie stoi".

Kuba pozostaje dyktaturą. Do jakiego stopnia Kubańczycy taki układ akceptują?

Owszem, to jest dyktatura, ale taka, która ma szerokie poparcie społeczne. Na Zachodzie nie zawsze jest to dobrze dziś rozumiane, dlatego warto odnieść się do historii. Napoleon też był dyktatorem, ale powszechnie we Francji popieranym. Podobnie, jak Ho Chi Minh w Wietnamie. Ale rzecz jasna są też dyktatorzy źli, jak Hitler czy Franco. Wszystko zależy od tego, co robią. Na Kubie trzeba mówić o dyktaturze w tym sensie, że nie spełnia ona reguł demokracji, jakie dziś się zakłada na Zachodzie. Ale przecież w starożytnej Grecji ten termin też oznaczał coś zupełnie innego, była to demokracja bezpośrednia, bez partii politycznych i innych struktur, w której brała jednak udział wyłącznie jedna trzecia społeczeństwa – mężczyźni, ale już nie kobiety ani niewolnicy. Jeśli wejść głębiej w definicję tego słowa, Stany Zjednoczone nie funkcjonują w oparciu o zasadę jeden człowiek, jeden głos. Tam w ogromnym stopniu wpływ na wynik wyborów mają ci z dużymi pieniędzmi. Na Kubie korzeni poparcia społecznego dla obecnego reżimu należy po części szukać w identyfikacji społeczeństwa z historią partyzantki i ideałami Fidela, a po części z tym, że władza dostarcza połowie Kubańczyków środki, które im pozwalają na przeżycie. Ta połowa obawia się, że któregoś dnia zabraknie Komunistycznej Partii Kuby i dopływ tych środków się skończy.

Tyle że przytłaczająca większość osób, które wyszły na ulice, to młodzi, którzy nie mogą pamiętać rewolucji 1959 roku.

Spróbuję to wytłumaczyć. Rewolucja polegała na obaleniu Batisty i ówcześni młodzi (poza bardzo nielicznymi), również jej nie znali, bo nie brali udziału w partyzantce. Jeśli jednak pod pojęciem rewolucji kubańskiej rozumiemy późniejsze zmiany, to owszem, młodzi brali w nich udział w znacznie większym stopniu, a przede wszystkim skorzystali z jej dobrodziejstw, na przykład wielu studiowało w Rosji i Niemczech Wschodnich. Inni brali udział w wojnie w Angoli albo pracowali jako lekarze w krajach Ameryki Łacińskiej i Trzecim Świecie. Kolejne pokolenia co prawda nie miały już takich doświadczeń, przypadło im żyć w trudnym tzw. okresie przejściowym po upadku ZSRR, a dziś pandemii... Ale też ci młodzi byli świadkami czegoś, co wydawało się zupełnie niewyobrażalne: widzieli prezydenta Stanów Zjednoczonych, Baracka Obamę, który przyjechał na Kubę z obietnicą, że Ameryka nie będzie już starała się siłą obalić ustroju, w którym się wychowali, ale w zamian będzie dążyła do pokazania zalet jej własnych rozwiązań. Do Hawany przyjechali nawet Rolling Stonesi... Trudno mi przesądzić, jak to wszystko wpłynie na młodych Kubańczyków. Ja już jestem stary.

Po raz pierwszy reżim komunistyczny musi jednak stawić czoła protestom społecznym bez charyzmy Fidela Castro. Comendante odszedł w 2016 r. na wieczną wartę. Jak to wpłynie na bieg wydarzeń?

W taki sam sposób, w jaki na rozwój Wietnamu wpłynęła śmierć Ho Chi Mina. Właściwie niezauważalny. Powtórzę: mówimy o rewolucji, która zrodziła się na Kubie, a nie jest produktem Międzynarodówki Komunistycznej. Powszechnie uważa się, że to przywódcy tworzą historię, ale w rzeczywistości jest odwrotnie, to historia tworzy przywódców. I niszczy ich, jeśli posuwają się poza granicę tego, na co pozwala historia.

Prezydent Miguel Diaz-Canel zareagował na manifestacje użyciem siły, przeszło 200 osób znalazło się w wiezieniu. Przywódca Kuby poszedł w ślad Aleksandra Łukaszenki, chce, aby jego kraj przekształcił się w „Białoruś pod słońcem"?

To, co jest zaskakujące w reakcji Diaza-Canela, to umiar, z jakim sięgnął po przemoc. Wykazał pewność siebie, nie puściły mu nerwy. To rzecz wyjątkowa w kraju, który nie przywykł do manifestacji. W Madrycie, Paryżu zatrzymanie kilkuset protestujących jest przecież czymś normalnym, a w Stanach Zjednoczonych w takich przypadkach liczy się raczej zabitych, bo ludzie mają broń. Gdy zaś idzie o pomysł, że Kubańczyk miałby iść w ślady Rosjanina czy Białorusina, to nie mogę powstrzymać się od śmiechu. Kiedy pełniłem misję ambasadora Hiszpanii, nieraz rozmawiałem z Kubańczykami o ich wrażeniach z pobytu przed laty Rosjan. Podkreślali, że „nie dało się z nimi zaśpiewać ani jednej piosenki, ani razu pójść w tan". Mieszkańcy stepów i tropików mogą się dobrze dogadywać, ale jednak są bardzo różni.

Pandemia okazała się wielką traumą dla Kuby. Do dziś tylko 16 proc. Kubańczyków jest w pełni zaszczepionych. Kraj nie może przyjmować zagranicznych turystów, którzy byli fundamentalnym źródłem dewiz. Rząd nie ma środków na zakup szczepionek za granicą. Kuba przetrzyma pandemię?

Liczba zgonów z powodu Covid-19 w przeliczeniu na ludność kraju jest na Kubie 3,55 razy mniejsza, niż średnio na świecie. Takie są przynajmniej dane na 15 lipca. To wydaje się ciekawym punktem wyjścia do analizy, jak wyspa poradziła sobie z pandemią. Kuba nie kupuje szczepionek, tylko sama je opracowuje i produkuje. Jedna z nich ma już wszystkie międzynarodowe atesty i jest rozprowadzana, pozostałe dwie czekają na takie certyfikaty. Problemy, które zrodziły się w walce z zarazą, nie wynikały z braku szczepionek, ale igieł, co jest czymś bardzo typowym dla Kuby. Ale sam fakt, że Kubańczycy sami opracowali szczepionkę jest czymś nadzwyczajnym, co osiągnęło bardzo niewiele państw, w tym Stany Zjednoczone, a w Europie Zachodniej Niemcy we współpracy ze Szwecją.

Do jakiego stopnia bankructwo gospodarki kubańskiej jest wynikiem braku reform, a w jakiej mierze to efekt czynników zewnętrznych, przede wszystkim embarga nałożonego przez Stany Zjednoczone i upadku głównego sojusznika Hawany, Wenezueli?

Gospodarka kubańska nie bankrutuje. Tego chciałby Biden. Albo przynajmniej chciałby, aby w to uwierzono. Dlatego mówi o Kubie jako „państwie upadłym". To jest bardzo ważny punkt, dlatego chciałbym go rozwinąć. Przymiotnik „upadły" może oznaczać wiele rzeczy. Albo że państwo straciło kontrolę nad swoim terytorium, albo nie ma już monopolu na prawomocne użycie siły. Może też oznaczać, że nie potrafiło utrzymać podstawowych zabezpieczeń społecznych albo nie jest już w stanie utrzymywać kontaktów z innymi państwami. Nie jest to precyzyjny termin prawny i dlatego można go używać na wiele sposobów, jako potwarz lub groźbę albo dla usprawiedliwienia interwencji w takich państwach, jak: Libia, Syria, Irak. Prezydent Biden doskonale wie, że Kuba nie jest państwem upadłym. Kubańska armia kontroluje terytorium kraju, jego przestrzeń powietrzną i wody przybrzeżne. Kuba przedstawiła też w Radzie Ogólnej ONZ projekt rezolucji wzywający do zniesienia przez USA embarga, który otrzymał wsparcie 184 państw. Mówimy o kraju, którego ludność (12 mln) zachowuje daleko idącą spójność, jest dobrze wykształcona, zdrowa i cieszy się długą średnią życia. Kobiety na wielką skalę uczestniczą w rynku pracy. Na Kubie mieszka milion osób z wyższym wykształceniem. Jest także pół miliona studentów, którzy z determinacją stawiają na naukę, bo wiedzą, że na tym będzie polegał cały ich kapitał. Z budżetu państwa opłacane są zabezpieczenia społeczne dla 6 mln Kubańczyków: emerytury, ale też subwencje do usług socjalnych i części produktów. Wskaźnik rozwoju społecznego jest jednym z najwyższych w Ameryce Łacińskiej.

Dlaczego więc, zdając sobie doskonale z tego sprawę, Joe Biden powtarza, że Kuba jest krajem upadłym? Prezydent USA nie powinien negować rzeczywistości. Czy chce więc faktycznie przekształcić Kubę w państwo upadłe? Zaostrzyć blokadę, mnożyć zamachy, operacje wojskowe? A więc wrócić do czasów, gdy Ameryka raz próbowała zająć Kubę, a wielokrotnie zamordować Fidela Castro? Biden nie może nie pamiętać, że w przemówieniu w Hawanie w marcu 2016 roku Barack Obama, odnosząc się do inwazji w Zatoce Świń zorganizowanej przez CIA w 1961 roku i polityki prowadzonej przez USA od tego czasu, podkreślał, że „nie pozwoliła na osiągnięcie naszych interesów" i „nie wsparło jej żadne inne państwo". Dodał: „Nie sądzę, abyśmy mogli robić to samo, co robiliśmy przez poprzednie pięć dekad, i spodziewać się odmiennych wyników". Z pewnością Biden doskonale to pamięta. Ale myśli przede wszystkim o wyborach do Izby Reprezentantów i Senatu w 2022 roku, w których republikanie mogą odzyskać większość, co pozostawiłoby mu niewiele uprawnień. Co więcej, jeśli republikanie odniosą wówczas sukces, może się zdarzyć, że Trump zdecyduje się kandydować w wyborach w 2024 roku, a w takim przypadku wyniki głosowania na Florydzie będą decydujące. Biden rozumuje więc tak: muszę pozyskać jak najwięcej głosów na Florydzie i w tym celu będę jeszcze bardziej radykalny wobec Hawany niż Trump! Oby Biden pokonał Trumpa, ale nie kosztem cierpień Kubańczyków żyjących na wyspie. Jednak ta strategia wpisuje się w znacznie szerszy program całej polityki Bidena: wydatki publiczne, nowe podatki, powstrzymanie Chin, ostre wypowiedzi o Putinie. To ma na celu zachowanie dla demokratów mandatów w Senacie i Izbie Reprezentantów i powstrzymanie powrotu Trumpa.

Biden może się posunąć do próby zajęcia Kuby albo wesprzeć obalenie rządu siłą?

Sądzę, że sam tego do końca nie wie. Przecież jako prezydent mówi i robi rzeczy odwrotne do tego, co robił jako wiceprezydent. Ryzykuje więc, że któregoś dnia obudzi się, nie wiedząc, co tak naprawdę powinien dalej czynić. W każdym razie gdy idzie o wsparcie wewnętrznego puczu, nigdy nie rozwiał wątpliwości, jakie w tej sprawie zasiał Trump. Obiecywał, że przywróci loty na wyspę i możliwości transferu pieniędzy, ale nigdy tego nie zrobił.

Hiszpania od 500 lat odgrywa kluczową rolę na Kubie. Jak odnosi się dziś do sytuacji na Kubie?

Hiszpania wykorzysta wszystkie swoje wpływy, aby Kuba mogła przezwyciężyć obecne trudności i nadal rozwijać się w pokoju.

Jan Paweł II był pierwszym papieżem, który odwiedził w 1998 r. Kubę. 20 lat później można mówić o duchowym odrodzeniu kraju czy raczej traci ona swoje dziedzictwo chrześcijańskie?

Kuba nie traci swojego dziedzictwa. Ani jezuickiego, które było bardzo obecne u Fidela Castro, ani afrykańskich babalawos, ani wszystkiego, co może mieścić się między tymi dwoma skrajnościami. 

Carlos Alonso Zaldivar był ambasadorem Królestwa Hiszpanii w Hawanie w latach 2004–2008. Jest uważany na świecie za czołowego znawcę Kuby

Plus Minus
„Czechowicz. 20 i 2”: Syn praczki i syfilityka
Materiał Promocyjny
Gospodarka natychmiastowości to wyzwanie i szansa
Plus Minus
„ale”: Wschodnia aura
Plus Minus
„Inwazja uzdrawiaczy ciał”: W poszukiwaniu zdrowia
Materiał Promocyjny
Suzuki Vitara i S-Cross w specjalnie obniżonych cenach. Odbiór od ręki
Plus Minus
„Arcane”: Animowana apokalipsa
Materiał Promocyjny
Wojażer daje spokój na stoku