– Wychodzi na to, że jestem najmłodszy w tej firmie, ale za to ostatnie zdanie należy do mnie – mówi Mateusz Czeczko, przedsiębiorca z Białegostoku. W zeszłym roku skończył 18 lat, w maju czeka go matura. Swój biznes zaczął w wakacje, gdy zdał do drugiej klasy liceum. Prowadzi go od półtora roku. W firmie pracują już jego rodzice i trzy inne osoby. – Chcę jeszcze kogoś przyjąć. Za dużo mam na głowie. Firma prężnie się rozwija – deklaruje z dumą.
Prof. Jacek Kurzępa, socjolog młodzieży z wrocławskiej SWPS, zwraca uwagę, że nastoletni biznesmen rozwijający w Polsce własną firmę to rzadkość. Jeszcze w latach 90. nastolatki wykazywały się większą przedsiębiorczością, choć miały mniejsze możliwości. – Pracowali jako kelnerzy, przy zbiorze warzyw i owoców, sprzątaniu domów. Dziś m.in. dzięki Internetowi możliwości są o wiele większe, ale nie ma wysypu firm prowadzonych przez nastolatków – mówi prof. Kurzępa. – Porywają się na to tylko ci, którzy wyprzedzają swoich rówieśników w dojrzałości, którzy potrafią sobie powiedzieć, że pomimo młodego wieku mogą podejmować wyzwania jak dorośli – dodaje.
Młodzieńcza energia
Tymczasem im szybciej zacznie się własny biznes, tym większe są szanse na odniesienie sukcesu. Rafał Agnieszczak ze Startup School, która pomaga przekształcać ciekawe pomysły w biznes internetowy, tłumaczy to tak: – Nastolatki są mniej świadome ryzyka, z jakim się wiąże założenie własnej firmy, mają młodzieńczą energię, entuzjazm i zapał. Już kilka lat później, pod koniec studiów, zainteresowanie prowadzeniem własnego biznesu nieco spada. Typowa praca w korporacji wydaje się bardziej racjonalnym i bezpiecznym wyborem.
Takie ryzyko podjął 18-letni Piotr Krause, który dla biznesu rzucił szkołę. – Może jeszcze do niej wrócę, ale na razie musiałem zrezygnować, bo nie miałbym czasu na pracę nad własnym projektem. Zajmuje mi ona czasem nawet 16 godzin dziennie – tłumaczy. Razem z kolegą Maciejem Połońskim tworzą serwis Talenter.pl, który ma pomóc pracodawcom w rekrutowaniu pracowników. Czy rodzice nie mają żalu z powodu jego decyzji? – Mama sama prowadzi biznes, więc to rozumie – ucina Piotr.
Za to rodzice Mateusza Czeczki chcieli, by firmę założył, dopiero gdy będzie pełnoletni. – Po maturze – mówili. Ale on nie dał za wygraną. W końcu przekonał ich, by mu zaufali. To od rodziców i brata dostał pierwsze pieniądze na własny biznes. Jako niepełnoletni firmę zarejestrował na ojca. – Nie chciałem czekać, aż skończę studia. To aż siedem lat – mówi.
Nastolatek stworzył markę Zadrukowani.pl i robił nadruki na kubkach, poduszkach, koszulkach. – To miał być sklep internetowy. Potem pomyślałem, że warto zrobić też stacjonarny, żeby klienci mogli najpierw wszystko zobaczyć i tego dotknąć – opowiada.