Reklama
Rozwiń

Do dziś strzelają Kaczyńskiemu w głowę

Aktualizacja: 22.09.2012 02:16 Publikacja: 22.09.2012 01:01

Robert Frycz, twórca portalu Antykomor.pl

Robert Frycz, twórca portalu Antykomor.pl

Foto: Fotorzepa, Darek Golik DG Darek Golik

Imię, nazwisko?



Robert Frycz, syn Janusza.



Znaki szczególne?



Twórca Antykomor.pl.



Wiek?



26 lat.



Karany?



Tydzień temu w pierwszej instancji. 40 godzin prac społecznych miesięcznie przez rok i trzy miesiące.



Za?



Znieważenie prezydenta i fałszerstwo dokumentów. Uniewinniony z zarzutu posługiwania się cudzym, czyli ojca, dowodem osobistym.



Co to za fałszerstwo?



Na poprzedniej uczelni nie zaliczyłem niemieckiego i prosiłem o sesję poprawkową, a żeby mieć jakiś argument w ręku wymyśliłem chorobę i sfałszowałem zaświadczenie lekarskie. Głupio mi z tego powodu i przepraszam. Co mogę więcej powiedzieć? Głupota.

Z czego się skazany utrzymuje?



Studiuję filologię angielską na jednej z prywatnych uczelni. Nie mogę powiedzieć na jakiej, bo dziekan zapowiedział, że nie chce tu ani polityki, ani dziennikarzy.

Za jakie treści na stronie Antykomor.pl pana skazano?

Za gry „Komor killer" i „Komor shotter", które są już niedostępne, oraz za trzy fotomontaże. Na jednej było trzech mężczyzn z tabliczką „I'm fucked in head" co jest idiomem angielskim i można to także tłumaczyć jako: „Mam nie po kolei w głowie". Na drugim fotomontażu Komorowski przytula do  brzucha dziewczynę, a na trzecim on, całkowicie ubrany, leży na łóżku i pochyla się nad nim gruba kobieta. Sąd dopatrzył się znieważenia i elementów pornograficznych.

Co teraz jest na pańskim blogu?

Artykuły, moje wpisy, fotomontaże, filmiki i kilka gier.

Na czym polegają gry?

Na strzelaniu do postaci Komorowskiego farbą, obrzucaniu warzywami, policzkowaniu go.

I to jest zabawne? Czteroletniemu synowi zabraniam celowania do ludzi, bo strzelanie do człowieka to nie jest rozrywka. Pana tego nie uczono?

Zgadzam się, że nie powinno się strzelać do ludzi, ale to tylko gra komputerowa. Rozumiem, że zabawa w strzelanie do prezydenta to kontrowersyjna kwestia, wielu powie, że nie wypada, ale z drugiej strony tak się dzieje na całym świecie. W Stanach znajdzie pan setki gier, w których można prezydenta Obamę zabić, zgwałcić, takich, w których on gwałci...

Podoba się panu taka zabawa?

Traktuję to jako ostry, ale jednak żart.

Odpowiada panu to poczucie humoru?

A czemu nie?

To trzeba było zrobić grę „Zgwałć sobie Komorowskiego".

No nie, to przesada, akurat takich rzeczy nie popieram. To jest właśnie ta granica, której w żartach nie przekraczam.

Zabij tak, ale zgwałć – nie?

Ja wiem, że to pokrętne tłumaczenie, że gwałt to za  daleko, a strzelanie jest śmieszne...

Dobrze, że pan dostrzega jego pokrętność.

Ale ja nie twierdzę, iż zabijanie ludzi jest zabawne. Widziałem tylko, jak wiele jest podobnych gier na Zachodzie i nikomu nie wytacza się za nie procesów.

Jak to się u pana zaczęło? Interesuje się pan polityką?

Od jakichś dziesięciu lat, odkąd pojawiły się lekcje WOS.

Nie wierzę: jest pan pierwszym sukcesem, choć dość  specyficznym, „zajęć z wiedzy o społeczeństwie" w historii polskiego szkolnictwa!

Nie, w domu tematy polityczne pojawiały się od zawsze, bo i tata się interesuje, i babcia, więc jakieś wzorce tego co dobre, a co złe przekazali mi rodzice.

Nie wstąpił pan do żadnej młodzieżówki partyjnej?

Nigdy.

A był pan aktywnym internautą?

Współtworzyłem lokalny serwis internetowy w Tomaszowie, ale nie udzielałem się w sprawach politycznych. Miałem swoje poglądy, trochę czytałem różne blogi, czasem coś pisałem na forach internetowych, ale nie angażowałem się, nie tworzyłem żadnych stron internetowych, niczego. Byłem po prostu obserwatorem.

Czyli ani przesadnie rozpolitykowany, ani przesadnie przy- wiązany do Internetu. To co takiego pchnęło pana do  stworzenia Antykomora?

To było w trakcie ostatniej kampanii prezydenckiej, po Smoleńsku. To wtedy założyłem blog. Bulwersowało mnie zachowanie Bronisława Komorowskiego, uznałem, że on się kompletnie nie nadaje na to stanowisko. Ilość wpadek, gaf, kompromitacji dyskwalifikowała go jako prezydenta!

Dyskwalifikowała?

Oczywiście! Widziałem też jego stosunek do nieżyjącego prezydenta, Lecha Kaczyńskiego. To był drugi powód – to wszystko, co tworzono na poprzedniego prezydenta, ta nagonka, która na niego spadła.

Co pana najbardziej irytowało?

Poziom tych żartów, perfidne naśmiewanie się z byle głupstwa. Rozumiem, że można pośmiać się, kiedy prezydent mówi „Irasiad" czy „Borubar", według mnie to całkiem zabawne, ale nie widzę w tym nic, co by go kompromitowało.

A to ciekawe, bo gafy Komorowskiego go nie tylko kompromitują, ale nawet dyskwalifikują.

Waga tych wpadek jest zupełnie inna. Co innego, kiedy prezydent myli nazwiska piłkarzy, w końcu może nie interesować się piłką nożną, a co innego...

Kiedy mówi o kaszalotach?

Chodziło mi o sytuacje, gdy Komorowski mówi dziennikarzom, że ma gotową strategię wyjścia z NATO, albo gratuluje Putinowi zwycięstwa w sfałszowanych wyborach.

To ocena polityczna, a nie gafa. Jednych śmieszą kaszaloty, innych „Irasiad". To nie jest podobna kategoria?

To akurat jest i niektóre wpadki, które komentujemy na Antykomor.pl są podobne do gaf poprzedniego prezydenta, ale w przypadku Komorowskiego widać zupełne nieprzygotowanie do pełnienia najwyższych urzędów. Jak można pisać „bul" czy „nadzieji"?!

Niczego dobrego o tej prezydenturze pan nie powie?

Doceniam pewne starania, choćby w sprawie nauczania historii w szkołach czy nagradzanie żołnierzy wyklętych. Podoba mi się nawet to, że Bronisław Komorowski promuje wielkich poetów, biorąc udział w czytaniu „Pana Tadeusza", ale to nie zmienia mojej generalnej opinii, że się do tej funkcji nie nadaje i pełni ją źle. Bo z jednej strony żołnierze wyklęci, a z drugiej zaproszenie komunistycznego dyktatora, gen. Jaruzelskiego do Rady Bezpieczeństwa Narodowego. Przecież ten człowiek ma krew na rękach!

Rozumiem nawet najostrzejszą krytykę Komorowskiego, ale czy pan nie przesadził tak samo jak ci, którzy tworzyli przemysł pogardy?

Teraz się wszyscy oburzają, niesmaczą, a zapomnieli jak w dobrym tonie było rzucić żarcik o Kaczyńskim, zadrwić z niego, z PiS-u. Można było nawet okrasić to jakimś wulgarnym wyrazem i nikomu to nie przeszkadzało, bo panowała moda na lżenie Kaczyńskiego. Urągano mu, kpiono...

Tak jak pan z Komorowskiego.

Niech pan zobaczy te wszystkie strony internetowe ze Spieprzajdziadu.com na czele – ile tam wulgaryzmów, czystego chamstwa! Na Antykomorze nie znajdzie pan żadnego wulgaryzmu.

Pisze pan: „Mógłbym publikować materiały, których treść byłaby ohydna, obleśna i przesycona chamstwem oraz prymitywizmem, ale tego nie robię, bo jest pewna granica, której przekraczać się nie powinno". Jaka to granica?

To właśnie granica wulgaryzmów. Nigdy nie pokazałbym scen gwałtów. Tymczasem na Spieprzajdziadu.com jest filmik pokazujący prezydenta Kaczyńskiego uprawiającego miłość z o. Rydzykiem, a dla mnie to gruba przesada.

Pan może nie idzie aż tak daleko, ale operuje w podobnej poetyce.

Tylko że ich nikt nie ścigał, więc ja też nie chcę być ścigany! Z Kaczyńskiego można  się było śmiać, to była normalna satyra, a z Komorowskiego nie wypada, bo to prezydent, głowa państwa, wybrała go większość Polaków. No ale Lecha Kaczyńskiego też wybrała większość i on na szacunek nie zasługiwał? Jakoś nie widziałem wtedy tego oburzenia na wulgarne strony internetowe, a prokuratura i ABW nikogo nie ścigali. Zresztą takie strony, znacznie ostrzejsze niż moja, istnieją do dziś. Do dziś jest w sieci gra w zabijanie Kaczyńskiego, trafienie w głowę jest najlepiej punktowane, krew się leje, a głowa rozpada się na kawałki.

Urocze...

Ale mimo usilnych starań nie znalazłem informacji, by autorów podobnych stron ścigano.

Może trzeba było zawiadomić prokuratora?

Ja jestem zwolennikiem wolności wypowiedzi i nikogo nie chcę ścigać. Skoro nie jestem zainteresowany drwinami z Kaczyńskiego, to na takie strony nie wchodzę, bo nie chcę się czuć dotknięty i moim przeciwnikom radzę to samo. Lubią Komorowskiego? To niech omijają mój blog, w końcu skoro coś ma „anty" w nazwie, to wiadomo, czego się spodziewać.

W ramach rewanżu za żarty z Kaczyńskiego zaczął pan posługiwać się tymi samymi narzędziami?

Trochę tak. Chciałem pokazać drugiej stronie, jakie to fajne, gdy wchodzi się na jakąś stronę i widzi się kpiny z osoby, którą się szanuje. Niech zobaczą jakie to miłe, gdy widzi się swego idola wiszącego w szlafroku w szafie albo między Kim Dzong Ilem a Lordem Vaderem. Na pewno strasznie ich to rozśmieszy.

Ktoś pana zachęcał do stworzenie Antykomora?

Nikt mnie nie namawiał, nikt mi nie pomagał, to miał być zwyczajny, hobbystyczny blog.

A reklamy?

To reklamy Google'a, które dostaję z systemu.

Sam pan wszystko stworzył?

Administratorem jestem tylko ja, ale korzystałem z tego, co stworzyli internauci: nadsyłali zdjęcia, fotomontaże. Gry robią Polacy z Ameryki. Blog miał jakieś trzy miesiące, gdy w październiku  2010 roku zgłosili się do mnie z pytaniem, czy nie wrzucałbym na stronę gier, które zrobią. Gry są bezpłatne, trzeba je tylko ściągnąć ze strony i zaakceptować licencję z uwagą, żeby nie brać ich na poważnie, bo nie jesteśmy terrorystami i nie zamierzamy nikogo zabijać.

To się pojawiło dopiero po akcji ABW?

Nie, taka uwaga była od początku. Zdawałem sobie sprawę, że ktoś mógłby jeszcze pomyśleć, że to jakaś zapowiedź zamachu czy czegoś w tym rodzaju.

Ostrzegano pana, że to balansowanie na cienkiej linie?

Dostawałem komentarze internautów, że mnie zgłoszą do policji, prokuratury.

Aż w końcu wkroczyła ABW.

18 maja 2011 roku o 5.40 rano.

Jak to wyglądało?

Tata wstaje rano, więc poszedł do piekarni. Wraca, wchodzi do bloku, a tu na klatce schodowej mija go siedmioosobowa grupa ABW. Siłą rzeczy zaprosił ich do domu. Obudzili mnie...

Nie było żadnego rzucania na ziemię?

Na szczęście obyło się bez tego, choć panowie mieli broń na widoku i budziło to respekt. Kazali oddać mi komputer, na którym tworzyłem bloga i na tym powinni zakończyć działania, ale wbrew przepisom przeszukali całe mieszkanie, piwnice, wszystko. Chcieli też wziąć komputer taty.

Wzięli?

Tata strasznie się zdenerwował, bo to komputer służbowy, a ja nawet nie znam do niego hasła, ale w końcu sprawdzili go pobieżnie na miejscu i nie zabrali.

Pan poinformował media?

Podpułkownik z ABW zastraszył mnie, że to tajna akcja i nie mogę nikomu o niej mówić, a ja uwierzyłem. Powiedział też, bym zamknął stronę, więc to zrobiłem i rozdzwoniły się telefony.

Co pan mówił dziennikarzom?

Że nie mogę o tym rozmawiać, bo strona zamknięta, ale oni już wiedzieli o ABW i wyśmiali informację, że to tajna akcja, skoro nie podpisywałem żadnego pisma.

Skąd ma pan takiego prawnika, posła PiS Bartosza Kownackiego?

Dzień po akcji ABW zadzwonił poseł Ziobro i zaproponował pomoc. A ponieważ nie chciałem zostać sam, bałem się, że zostanę zjedzony przez prokuraturę, a może i prawników prezydenta, to się zgodziłem.

Bo jest pan pisowcem?

Jakby zadzwonił ktoś inny, też bym się zgodził.

A nie dzwonili?

Dzwonili, ale Ziobro był pierwszy. Skontaktowała się ze mną Helsińska Fundacja Praw Człowieka, oferowała pomoc, byli obserwatorami na rozprawie, zorganizowali mi jedną z konferencji prasowych, wydali oświadczenie.

Myślał pan o zaangażowaniu w politykę?

Nie chcę się dać zaszufladkować, oplakatować żadnej partii. Wspiera mnie nie tylko PiS i Solidarna Polska: bronili mnie też panowie z SLD, a nawet, co mnie bardzo zdziwiło, Ruch Palikota. Oni bronią mnie nie za moje przekonania, ale dlatego, że chcą wolności słowa.

Naiwny pan...

Że niby nie wiem, iż oni wszyscy chcą na tym coś ugrać? Ależ oczywiście, że chcą, i to wszyscy! PiS też! Doskonale zdaję sobie sprawę, że traktują mnie instrumentalnie, ale mi to nie przeszkadza, bo krytykując merytorycznie rząd, mają rację.

Czuje się pan ofiarą prześladowań politycznych?

Ofiarą? Raczej ofiarką... (śmiech) Prawdziwe prześladowania i ofiary to były za komuny.

Ale jednak się pan skarży?

Bo, jak mówiłem, dużo ostrzejsze rzeczy w internecie były wcześniej, ale teraz ma być grzecznie, przykręcono śrubę.

Robi się z pana niemal więźnia sumienia, drugiego „Starucha"...

To przesada, bo nie siedzę w więzieniu, a tego, co mnie spotkało, nie nazwałbym represją, to za mocne słowo.

Jakie byłoby odpowiednie?

Jestem przykładem nierównego traktowania obywateli. Mówiłem już o tym, że Internet był pełen chamskich ataków na poprzedniego prezydenta, ale chodzi o coś jeszcze. Wszyscy mamy być równi: minister, kierowca MZK, student, tak?

Rozumiem, że nie jesteśmy?

Skoro mnie się skazuje za żart z prezydenta, to skażmy posła Palikota za jego wulgaryzmy, marszałka Niesiołowskiego, który mówił o zabiciu i wypatroszeniu Kaczyńskiego, ministra Sikorskiego za „dożynanie watahy"... No, albo wszyscy jesteśmy równi i wtedy na pracach społecznych będę razem z tymi politykami, albo nie karajmy nikogo.

Odwoła się pan?

Oczywiście. Czekamy na uzasadnienie wyroku, a potem będziemy się odwoływać do skutku. Jak się nie uda w Polsce, to wygramy w Strasburgu.

Bronisław Komorowski i tak pana ułaskawi.

Nie, dziękuję. Prezydent miał czas, mógł jakoś zareagować, wypowiedzieć się, skomentować całą tę sprawę, ale tego nie zrobił. To i ja nie chcę, by teraz coś na niej ugrywał, pokazywał, jaki jest wielkoduszny.

Spotkał pan kiedyś Bronisława Komorowskiego?

Ostatnio pojechałem z kolegami na dożynki prezyden- ckie do Spały, bo chciałem zobaczyć jakąś wpadkę na żywo. Trochę się spóźniliśmy, było już po jego wystąpieniu, ale stanęliśmy w grupce ludzi przy wyjeździe z ośrodka.

Po co?

Żeby coś zobaczyć, zrobić filmik, nawet podszedł jakiś pijaczek, który krzyczał, że kocha Bronka... W pewnym momencie do nas podeszło sześciu policjantów i funkcjonariusz BOR: „O, pan Antykomor, to pan został skazany". I przeszukali nas, nasze plecaki, kazali pokazać, co mamy pod kurtkami. Niby taka ich praca, ale okazało się, że jestem sławny...

—rozmawiał Robert Mazurek

Imię, nazwisko?

Robert Frycz, syn Janusza.

Pozostało jeszcze 100% artykułu
Plus Minus
Konsumpcjonistyczny szał: Boże Narodzenie ulubionym świętem postchrześcijańskiego świata
Plus Minus
Kompas Młodej Sztuki 2024: Najlepsi artyści XIV edycji
Plus Minus
„Na czworakach”: Zatroskany narcyzm
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego
Plus Minus
„Ciapki”: Gnaty, ciapki i kostki
Materiał Promocyjny
„Nowy finansowy ja” w nowym roku