Alfabet tabloidów

... czyli ulubione chwyty bulwarówek. ?Od A przez krwiożercze chomiki, gołe baby, zabójcze tapczany, jeziora pełne wódki, wrednych kosmitów, wieloryby w Wiśle po wściekłe bobry...

Publikacja: 26.09.2014 03:04

Alfabet tabloidów

Foto: Rzeczpospolita, Mirosław Owczarek MO Mirosław Owczarek

A



Ulubiony spójnik redaktorów. Zazwyczaj pojawia się w kontekście przywilejów władzy. „My tłoczymy się w pociągach, a oni wożą się limuzynami" (w związku z zamieszaniem przy okazji zmiany rozkładu PKP) albo: „Takie trzynastki dostaje władza, a mi dajecie 1800 miesięcznie" (o prezydentach miast).



AGD



Artykuły, oczywiście. Na łamach tabloidów bywają bardzo groźne. Znana jest np. historia pana Łukasza, który zamiast telefonu odebrał rozgrzane żelazko i straszliwie poparzył sobie twarz. Albo Beaty Wolskiej i jej syna Kacpra, których chciał zabić „czajnik grozy" (bo eksplodował w kuchni). A także pani Krystyny z Gdyni zaatakowanej przez zabójcze termoloki (podczas przygotowywania efektownej koafiury).



Baba



Naturalnie – goła. Obowiązkowa atrakcja każdego wydania tabloidów. Pomysłowość redaktorów w wymyślaniu podpisów i sesji nagim paniom doprawdy nie zna granic. Kilka dni temu w „Super Expressie" pokazano np. panią Marlenę, która biustem poleruje szyby w swoim mieszkaniu. Dzięki temu jest ono pełne blasku.



Bioenergoterapeuci



Bywali w historii polskich bulwarówek dźwignią handlu. „Fakt" wydrukował kiedyś numer z plakatem napromieniowanym przez uzdrowiciela. W gazecie ukazała się też cała kolekcja leczniczych figur geometrycznych oraz specjalna podstawka pod szklankę, na której wystarczyło postawić napój, by nabrał cudownych właściwości.

Brukowiec

Słowo, którego w tabloidach bardzo nie lubią, uważając je za obraźliwe. Dlatego chętnie używają tego epitetu wobec innych tytułów. I tak nieudolna próba wydawania dziennika bulwarowego przez wydawcę „Gazety Wyborczej" zyskała miano „brukowca Agory", a o „Newsweeku" pisze się czasem w „Super Expressie" „brukowiec Lisa". Jak najbardziej słusznie.

Celebryci

Poza politykami ulubiony cel ataków. Od kiedy pojawił się „Fakt", a „Super Express" się do niego upodobnił, żaden sławny człowiek nie zazna spokoju.

Chomiki

Zwierzęta używane w tabloidach do misji szpiegowskich, jak w artykule o zazdrosnym mężu, który podczepił do gryzonia miniaturową kamerkę i dzięki temu przekonał się, że żona go zdradza. Jednak do annałów polskiej prasy przeszedł, połączony z sesją zdjęciową, tekst o zwyrodnialcach organizujących krwawe walki chomików.

Debata

Choć dziś trudno w to uwierzyć, w początkach istnienia „Faktu" zorganizowano tam debatę prezydencką między Lechem Kaczyńskim i Donaldem Tuskiem. Ten drugi był zresztą przez jeden dzień, przy okazji innych wyborów, redaktorem gazety. Warto pamiętać, że tabloidy miewają ambicje opiniotwórcze. Kiedyś „Fakt" publikował sporo tekstów publicystycznych, i to autorów z najwyższej półki (także zagranicznych), a „Super Express" wciąż stara się to robić.

Edyta (Górniak)

Pierwsza gwiazda, która poszła na wojnę z tabloidami, nie rozumiejąc, że nie da się jej wygrać. Gdy paparazzi sfotografowali niedługo po urodzeniu jej syna Allana, zaoferowała im zdjęcie jego pełnej pieluchy. Wytoczyła też gazetom kilka procesów w obronie swojej prywatności. Jeśli odnosiła zwycięstwa, to raczej pyrrusowe, bo tych, którzy z nimi wojują, bulwarówki traktują wyjątkowo bezwzględnie.

Fakt

Polski rynek prasowy dzieli się na epokę przed wejściem dziennika wydawanego przez niemiecki koncern Axel Springer (wzorowanego na należącym do tej samej firmy„Bildzie") i po niej. „Fakt" wciąż jest najlepiej sprzedającą się gazetą w kraju, choć dzisiejsze 300 tysięcy to żaden sukces w porównaniu z czasami świetności, gdy codziennie sprzedawał pół miliona egzemplarzy. Ale po debiucie dziennika (w 2003 roku) zmieniły się też w tabloidach standardy. Wcześniej „Super Express" był gazetą w sumie dość sympatyczną, ale kiedy pojawiła się konkurencja, też musiał zaostrzyć kurs. To 11 lat temu zaczęła się pogoń za krwawym newsem i polowanie na celebrytów. Warto wiedzieć, że tzw. plotkarskie portale internetowe na tabloidach pasożytują, bez nich nie miałyby większości swoich informacji.

Grób

Zdjęcie Donalda Tuska przy grobie matki stało się przedmiotem poważnych kontrowersji. Byli tacy, co utrzymywali, że ktoś z jego współpracowników poinformował paparazzich o tym, gdzie się wybiera, a miało to być potrzebne Platformie przed wyborami. Sam zainteresowany twierdzi, że to obrzydliwa insynuacja, i w sumie nie ma powodu, by mu nie wierzyć.

Helikopter

Tylko raz w historii polskiej prasy gazeta wynajęła śmigłowiec. Zrobił to „Fakt", by zdobyć zdjęcia ze ślubu Roberta Lewandowskiego.

Infografiki

Czyli rysunkowe rekonstrukcje wydarzeń. W tabloidach ukazują się wtedy, gdy nie ma szansy na opublikowanie fotografii, i dlatego są nad wyraz fantazyjne. Hitem była rekonstrukcja zatrzymania pijanego Tomasza Adamka przez amerykańską policję (do autentycznych zdjęć z USA doklejono głowę boksera) i Zabójczy Kurz (o wyglądzie bajkowego potwora), który złamał rękę pani Teresie z Łodzi. Czasem bywa to jednak znacznie mniej zabawne – zwłaszcza wtedy, gdy tabloidy publikują infografikę z płonącymi górnikami (katastrofa kopalni) lub ofiarami wypadków lotniczych.

Jaruzelscy

Można odnieść wrażenie, że redaktorzy tabloidów znaleźli szczególne upodobanie w ich dręczeniu. Najpierw „Super Express" opublikował rozmowę z żoną generała o tym, że ten ją zdradza z gosposią (choć był wtedy umierający). Później „Fakt" uśmiercił byłego komunistycznego dyktatora kilkanaście dni przed jego rzeczywistym zgonem, co stało się pretekstem do odwołania Grzegorza Jankowskiego, twórcy gazety, ze stanowiska naczelnego.

Jezioro

Pełne wódki, ma się rozumieć. Jedna z najsłynniejszych historii „Faktu", rozgrywająca się w autentycznej wsi w Wielkopolsce, gdzie „chłopi rzucali się na kolana i na czworakach, jak zwierzęta, chłeptali wodę", która zawierała 30 procent alkoholu. Do zdjęć pozowali oczywiście prawdziwi mieszkańcy Bracholina. Niektórzy udzielali nawet wywiadów, choć w tym akurat wypadku można się zastanawiać nad autentycznością wypowiedzi w stylu: „Niech władze zrobią coś z tym jeziorem, bo mąż mi się rozpija".

Kosmita

Bohater kilkunastu hitowych artykułów. Szczególne uznanie dla kreatywności redaktorów wywołuje ten o rolniku spod Węgorzewa oszukanym przez ufoludka. Przybysz z obcej planety zapewniał nieszczęśnika, że poda mu zwycięskie cyfry z najbliższego losowania Lotto. Jak się okazało, kłamał. Choć niemal równie interesujący wydaje się tekst o pewnej kobiecie, która wyszła za kosmitę, a rozpoznała go po tym, że rozmawiał z kontaktem elektrycznym.

Kreowanki

Określenie używane czasem w branży na artykuły wyssane z palca. Zdaniem specjalistów znających tabloidy od środka ich newsy to w 30 procentach „kreowanki". Reszta ma jakieś oparcie w faktach, choć w przypadku kolejnych 50 procent są one naciągane. A zatem, z grubsza licząc, co piąty artykuł jest w 100 procentach prawdziwy.

Lolek

Czyli najsłynniejszy polski wieloryb. „Fakt" relacjonował przez kilkanaście dni jego podróż w górę Wisły. Ba, w Warszawie gazeta urządziła 30-tonowemu humbakowi uroczyste powitanie.

Łzy

Tabloidy wolą krew, ale jak nie ma nic innego, decydują się i na łzy. Stąd poruszające opowieści o biednych dzieciach, ludziach ciężko chorych i najróżniejszych nieszczęściach. „Fakt" założył nawet fundację wspierającą potrzebujących i dzięki temu jego właściciel oraz czytelnicy mogą się chwalić szlachetnością.

Mama Madzi

Ulubiona bohaterka. Przez wiele miesięcy sprzedawała kolejne wydania gazet. Szczytem była jej sesja w samym bikini na koniu w „Super Expressie" i news o nowej fryzurze. Dodajmy jednak, że działo się to, zanim sąd potwierdził, że jest dzieciobójczynią.

Marcinkiewicz Kazimierz

Zwany też Kazem. Żywy dowód, że z tabloidami nie można się układać. Były premier padł ofiarą wojny na newsy. Kiedy dziennikarze zaczęli go nękać, bo plotki o jego romansie z młodszą kobietą stały się tajemnicą poliszynela, przekazał zdjęcia słynnej Isabel jednej z redakcji. Finał był łatwy do przewidzenia. Okładka „Ten błazen był kiedyś premierem" ostatecznie skompromitowała Marcinkiewicza, którego do dziś nikt nie traktuje poważnie.

Meble

Bywają równie groźne jak sprzęt AGD. Niedawno w „Super Expressie" czytaliśmy, że „tapczan zabił dziecko", a z kolei w „Fakcie" pojawił się kiedyś pan Andrzej, który nie spał, bo w nocy podtrzymywał swój kredens. A to dlatego, że mieszkał blisko trasy uczęszczanej przez tiry.

Milion (z kawałkiem)

Rekord sprzedaży „Faktu": było to wydanie zawierające płytę Michała Wiśniewskiego. To, według informacji wydawcy, największa w historii polskiej prasy sprzedaż jednego numeru gazety.

Nowy Dzień

Przykład na to, że tabloidy można robić tylko na ostro. Wydawca „Gazety Wyborczej" próbował w 2005 roku robić bulwarówkę, nikogo nie obrażając i nie zaczepiając, bez plotek i „kreowanek". Skończyło się klęską tak spektakularną jak w przypadku politycznych faworytów tego środowiska, czyli Unii Wolności, którzy byli tak wyraziści, że nikt nie wiedział, jakie mają poglądy.

Oni

Ulubiony zaimek bulwarówek. Tajemniczy „oni" to najczęściej enigmatyczna władza, rzadko wskazana z imienia i nazwiska. Przeciwstawia się ich zwykłym ludziom. Władza jest zdemoralizowana i bez umiaru korzysta z przywilejów, zwyczajny Polak to z kolei ostoja wartości i osobnik na każdym kroku krzywdzony przez „onych".

Paparuchy

Czyli branżowa nazwa paparazzich. Bez nich bulwarówki można by zamknąć. Mają kontakty ze znanymi osobami i albo się z nimi dogadują, albo polują na ich potknięcia. Bo najcenniejsze są fotografie sław w kompromitujących sytuacjach.

Pedofil

Bodaj najsłynniejsza wpadka polskich tabloidów. „Fakt" opublikował na okładce zdjęcie redaktora naczelnego lokalnej gazety oskarżonego o molestowanie nieletnich. Sęk w tym, że w owym mieście wydawano dwa tygodniki i padło na człowieka niewinnego.

Polityk

Cham, leń, dureń, głupiec, pijak, gamoń, chuligan, kłamca, błazen, obłudnik, nierób. Tych wszystkich epitetów używano na określenie osób zajmujących się działalnością polityczną. Nikt nie poniewiera posłami i ministrami tak jak tabloidy i – jeśli chodzi o prasę – na niczym tak bardzo nie zależy spin doktorom jak na przychylności redaktorów bulwarówek. Co prawda nie wykryli oni żadnych poważniejszych afer w okolicach rządu czy Sejmu, ale uparcie tropią tych, którzy odwożą dzieci do szkoły służbowym samochodem albo za prywatną kolację płacą służbową kartą kredytową (np. Radosław Sikorski). A to wystarczy, żeby komuś zaszkodzić. Za to pomóc może zdjęcie z pieskiem czy kotkiem (Jarosław Kaczyński), z gołą klatą (Sławomir Nowak) albo z wnukiem (Donald Tusk).

Procesy

Nieunikniony efekt uboczny działania tabloidów. W czasach świetności dzienniki miały na to nawet specjalny fundusz, dziś biznes jest mniej dochodowy, więc wydawcy uważają, żeby nie narazić się na kosztowne postępowanie sądowe. Same odszkodowania za naruszenie dóbr osobistych nie są w Polsce bardzo wysokie, choć i tu zdarzają się już wyjątki (było parę wyroków w granicach 100 tysięcy złotych), ale obsługa prawna kosztuje. Właściciele tabloidów korzystają jednak z niesprawności polskiego wymiaru sprawiedliwości i wiedząc, że procesy trwają długo, a od kłamstwa do sprostowania droga daleka, pozwalają sobie na najróżniejsze manipulacje.

Romans

Najczęściej domniemany. Zaglądanie znanym ludziom do łóżka to jeden z ulubionych tematów bulwarówek, problem tkwi w tym, że nowe związki nie zawiązują się tak często, jak życzyliby sobie redaktorzy. Co wtedy zrobić? Trzeba zadać pytanie: „Czy mają romans?", i pokazać zdjęcie znanej osoby z kimś u boku. Zazwyczaj są to fotografie zrobione w jakiejś publicznej sytuacji. Ostatnio przydarzyło się to prowadzącej „Taniec z gwiazdami" Annie Głogowskiej, którą rozwiedziono z aktorem Piotrem Gąsowskim, bo stanęła na prezentacji ramówki Polsatu obok pewnego stylisty.

Seks

Wbrew pozorom nie może być go za dużo. Czytelnicy lubią czytać na ten temat i oglądać wdzięki pań (oraz panów), ale generalnie są dość purytańscy i nie życzą sobie pornografii. Dlatego redaktorzy nie kupili np. od paparazzich zdjęć dwojga posłów uprawiających seks oralny. I unikają innych obscenów.

„Super Express"

Pierwszy polski tabloid, który istnieje już od 23 lat. W swoich początkach był raczej gazetą rozrywkową, dziś jest bardziej bezwzględny niż konkurencja. Popularny „Superak" musi być ostrzejszy, bo walczy o życie. Kiedyś był na polskim rynku prasowym numerem 1, po wejściu „Faktu" jego sprzedaż spadła. Jednak wydawcy udało się uratować tytuł. I dziś gazeta jest prawdziwym tabloidem, podczas gdy konkurencyjny dziennik spiłował kły, zapewne ze strachu przed procesami.

Szantaż

Nie jest to sytuacja częsta, ale przynajmniej w jednym wypadku wiadomo, że redakcja kupiła zdjęcia od szantażysty. Przestępcy, którzy nagrali byłego senatora Krzysztofa Piesiewicza wciągającego biały proszek i ubranego w sukienkę, pukali do drzwi różnych redakcji. Ale tylko w „Super Expressie" im otworzono.

Ślub (celebryty)

Prawdziwe święto dla dziennikarzy bulwarówki. Można o nim pisać tygodniami, a na koniec dać na okładkę. Jeśli chodzi o polskie gwiazdy, rekordzistą jest Michał Wiśniewski, który przez ostatnich kilkanaście lat zapraszał paparazzich na trzy swoje śluby.

Trabanty

Pogardliwe określenie Niemców użyte na okładce „Faktu" przed meczem reprezentacji Polski z naszymi zachodnimi sąsiadami na mistrzostwach świata. Seria okładek: „Leo dokop trabantom" i „Leo powtórz Grunwald" (z Michaelem Ballackiem w stroju Krzyżaka), wzywająca trenera Beenhakkera do rozprawy z niemieckimi piłkarzami, wywołała wewnętrzną wojnę między tabloidami Springera – „Faktem" i „Bildem" (który dał okładkę o „wojnie futbolowej"). Wszystkich przebił jednak „Super Express", pokazując ucięte głowy Ballacka i trenera Loewa z hasłem: „Dobry Niemiec to martwy Niemiec".

Umoralnianie

Poza misją informowania społeczeństwa o najważniejszych wydarzeniach bulwarówki za swoje posłannictwo uważają podniesienie polskich elit z moralnego upadku. Codziennie nauczają polityków i celebrytów, jak powinni postępować. Nie wiedzieć czemu, ludzie nie chcą ich słuchać.

Ustawka

Umówiona sesja zdjęciowa, najważniejsze słowo opisujące relacje tabloidów z politykami i celebrytami. Najczęściej urządza się ją, żeby podbić notowania w sondażach i ocieplić wizerunek (stąd wysyp takich materiałów przed wyborami) albo sprzedać nowy produkt (film, serial, płytę). Z ustawkami trzeba uważać. Znany polityk umówił fotografa na wspólny jogging z żoną, żeby rozwiać plotki na temat rozwodu, tymczasem zanim ukazały się zdjęcia, związek się rozpadł i o tym traktował artykuł. Pewna posłanka z kolei dała się sfotografować na romantycznym spacerze ze znajomym, który został później zidentyfikowany jako ksiądz. Zresztą kłopoty wizerunkowe Marcinkiewicza również wynikły z ustawek. Należy jednak wiedzieć, że większość zdjęć tabloidów to efekt operatywności paparazzich i przypadku. Ustawki to kilka–kilkanaście procent.

Wrzutka

Temat (czasem gotowy materiał) podsunięty bulwarówce przez samego bohatera bądź osobę, która jest mu niechętna. Wrzutką była np. informacja o spotkaniu ekipy, która później utworzyła PJN. Kiedy Jarosław Kaczyński zobaczył, że spiskują, nie było odwrotu. Musieli odejść z PiS.

Zdjęcie

Wszystko może być w tabloidzie zmyślone, ale zdjęcia są prawdziwe. Czytelnik nie uwierzy, dopóki nie zobaczy. Dlatego fotografia jest autentyczna, nawet jeśli ilustruje tekst o krwiożerczych chomikach czy jeziorze pełnym wódki.

Znajomy

Sposób sprzedania plotki. Kiedy dziennikarze usłyszą jakąś pogłoskę na temat życia prywatnego znanej osoby, pojawia się tajemniczy znajomy (przy programach i serialach bywa nazywany osobą z produkcji). To z tego źródła czerpane są informacje o kłótniach, romansach i rozstaniach. Newsów od „znajomego" nie sposób podważyć, bo przecież dziennikarz jest zobowiązany chronić informatora.

Zwierzęta

Mają wielką zaletę z punktu widzenia redaktorów: nie mogą zdementować nieprawdziwych informacji na swój temat. To dlatego czytaliśmy w tabloidach artykuły „Napadły mnie szatańskie kozy" – o 19-latce skrzywdzonej przez kozy z piekła rodem. Albo tekst o panu Leonie, który „Dzięki żabom przestał pić" (płazy przemówiły do niego ludzkim głosem). Była też krowa Olga porwana przez trąbę powietrzną (nic jej się nie stało), „Pani bocianowa, która żyje z kochankiem", i „Atak wściekłego bobra". Trzeba przyznać, że ten ostatni tytuł ma potencjał symboliczny. Czytając tabloid, człowiek czasem czuje się tak, jakby to jego zaatakował wściekły bóbr.

A

Ulubiony spójnik redaktorów. Zazwyczaj pojawia się w kontekście przywilejów władzy. „My tłoczymy się w pociągach, a oni wożą się limuzynami" (w związku z zamieszaniem przy okazji zmiany rozkładu PKP) albo: „Takie trzynastki dostaje władza, a mi dajecie 1800 miesięcznie" (o prezydentach miast).

Pozostało jeszcze 98% artykułu
Plus Minus
„Cannes. Religia kina”: Kino jak miłość życia
Plus Minus
„5 grudniów”: Długie pożegnanie
Plus Minus
„BrainBox Pocket: Kosmos”: Pamięć szpiega pod presją czasu
Plus Minus
„Moralna AI”: Sztuczna odpowiedzialność
Plus Minus
„The Electric State”: Jak przepalić 320 milionów