Jezioro
Pełne wódki, ma się rozumieć. Jedna z najsłynniejszych historii „Faktu", rozgrywająca się w autentycznej wsi w Wielkopolsce, gdzie „chłopi rzucali się na kolana i na czworakach, jak zwierzęta, chłeptali wodę", która zawierała 30 procent alkoholu. Do zdjęć pozowali oczywiście prawdziwi mieszkańcy Bracholina. Niektórzy udzielali nawet wywiadów, choć w tym akurat wypadku można się zastanawiać nad autentycznością wypowiedzi w stylu: „Niech władze zrobią coś z tym jeziorem, bo mąż mi się rozpija".
Kosmita
Bohater kilkunastu hitowych artykułów. Szczególne uznanie dla kreatywności redaktorów wywołuje ten o rolniku spod Węgorzewa oszukanym przez ufoludka. Przybysz z obcej planety zapewniał nieszczęśnika, że poda mu zwycięskie cyfry z najbliższego losowania Lotto. Jak się okazało, kłamał. Choć niemal równie interesujący wydaje się tekst o pewnej kobiecie, która wyszła za kosmitę, a rozpoznała go po tym, że rozmawiał z kontaktem elektrycznym.
Kreowanki
Określenie używane czasem w branży na artykuły wyssane z palca. Zdaniem specjalistów znających tabloidy od środka ich newsy to w 30 procentach „kreowanki". Reszta ma jakieś oparcie w faktach, choć w przypadku kolejnych 50 procent są one naciągane. A zatem, z grubsza licząc, co piąty artykuł jest w 100 procentach prawdziwy.
Lolek
Czyli najsłynniejszy polski wieloryb. „Fakt" relacjonował przez kilkanaście dni jego podróż w górę Wisły. Ba, w Warszawie gazeta urządziła 30-tonowemu humbakowi uroczyste powitanie.
Łzy
Tabloidy wolą krew, ale jak nie ma nic innego, decydują się i na łzy. Stąd poruszające opowieści o biednych dzieciach, ludziach ciężko chorych i najróżniejszych nieszczęściach. „Fakt" założył nawet fundację wspierającą potrzebujących i dzięki temu jego właściciel oraz czytelnicy mogą się chwalić szlachetnością.
Mama Madzi
Ulubiona bohaterka. Przez wiele miesięcy sprzedawała kolejne wydania gazet. Szczytem była jej sesja w samym bikini na koniu w „Super Expressie" i news o nowej fryzurze. Dodajmy jednak, że działo się to, zanim sąd potwierdził, że jest dzieciobójczynią.
Marcinkiewicz Kazimierz
Zwany też Kazem. Żywy dowód, że z tabloidami nie można się układać. Były premier padł ofiarą wojny na newsy. Kiedy dziennikarze zaczęli go nękać, bo plotki o jego romansie z młodszą kobietą stały się tajemnicą poliszynela, przekazał zdjęcia słynnej Isabel jednej z redakcji. Finał był łatwy do przewidzenia. Okładka „Ten błazen był kiedyś premierem" ostatecznie skompromitowała Marcinkiewicza, którego do dziś nikt nie traktuje poważnie.
Meble
Bywają równie groźne jak sprzęt AGD. Niedawno w „Super Expressie" czytaliśmy, że „tapczan zabił dziecko", a z kolei w „Fakcie" pojawił się kiedyś pan Andrzej, który nie spał, bo w nocy podtrzymywał swój kredens. A to dlatego, że mieszkał blisko trasy uczęszczanej przez tiry.
Milion (z kawałkiem)
Rekord sprzedaży „Faktu": było to wydanie zawierające płytę Michała Wiśniewskiego. To, według informacji wydawcy, największa w historii polskiej prasy sprzedaż jednego numeru gazety.
Nowy Dzień
Przykład na to, że tabloidy można robić tylko na ostro. Wydawca „Gazety Wyborczej" próbował w 2005 roku robić bulwarówkę, nikogo nie obrażając i nie zaczepiając, bez plotek i „kreowanek". Skończyło się klęską tak spektakularną jak w przypadku politycznych faworytów tego środowiska, czyli Unii Wolności, którzy byli tak wyraziści, że nikt nie wiedział, jakie mają poglądy.
Oni
Ulubiony zaimek bulwarówek. Tajemniczy „oni" to najczęściej enigmatyczna władza, rzadko wskazana z imienia i nazwiska. Przeciwstawia się ich zwykłym ludziom. Władza jest zdemoralizowana i bez umiaru korzysta z przywilejów, zwyczajny Polak to z kolei ostoja wartości i osobnik na każdym kroku krzywdzony przez „onych".
Paparuchy
Czyli branżowa nazwa paparazzich. Bez nich bulwarówki można by zamknąć. Mają kontakty ze znanymi osobami i albo się z nimi dogadują, albo polują na ich potknięcia. Bo najcenniejsze są fotografie sław w kompromitujących sytuacjach.
Pedofil
Bodaj najsłynniejsza wpadka polskich tabloidów. „Fakt" opublikował na okładce zdjęcie redaktora naczelnego lokalnej gazety oskarżonego o molestowanie nieletnich. Sęk w tym, że w owym mieście wydawano dwa tygodniki i padło na człowieka niewinnego.
Polityk
Cham, leń, dureń, głupiec, pijak, gamoń, chuligan, kłamca, błazen, obłudnik, nierób. Tych wszystkich epitetów używano na określenie osób zajmujących się działalnością polityczną. Nikt nie poniewiera posłami i ministrami tak jak tabloidy i – jeśli chodzi o prasę – na niczym tak bardzo nie zależy spin doktorom jak na przychylności redaktorów bulwarówek. Co prawda nie wykryli oni żadnych poważniejszych afer w okolicach rządu czy Sejmu, ale uparcie tropią tych, którzy odwożą dzieci do szkoły służbowym samochodem albo za prywatną kolację płacą służbową kartą kredytową (np. Radosław Sikorski). A to wystarczy, żeby komuś zaszkodzić. Za to pomóc może zdjęcie z pieskiem czy kotkiem (Jarosław Kaczyński), z gołą klatą (Sławomir Nowak) albo z wnukiem (Donald Tusk).
Procesy
Nieunikniony efekt uboczny działania tabloidów. W czasach świetności dzienniki miały na to nawet specjalny fundusz, dziś biznes jest mniej dochodowy, więc wydawcy uważają, żeby nie narazić się na kosztowne postępowanie sądowe. Same odszkodowania za naruszenie dóbr osobistych nie są w Polsce bardzo wysokie, choć i tu zdarzają się już wyjątki (było parę wyroków w granicach 100 tysięcy złotych), ale obsługa prawna kosztuje. Właściciele tabloidów korzystają jednak z niesprawności polskiego wymiaru sprawiedliwości i wiedząc, że procesy trwają długo, a od kłamstwa do sprostowania droga daleka, pozwalają sobie na najróżniejsze manipulacje.
Romans
Najczęściej domniemany. Zaglądanie znanym ludziom do łóżka to jeden z ulubionych tematów bulwarówek, problem tkwi w tym, że nowe związki nie zawiązują się tak często, jak życzyliby sobie redaktorzy. Co wtedy zrobić? Trzeba zadać pytanie: „Czy mają romans?", i pokazać zdjęcie znanej osoby z kimś u boku. Zazwyczaj są to fotografie zrobione w jakiejś publicznej sytuacji. Ostatnio przydarzyło się to prowadzącej „Taniec z gwiazdami" Annie Głogowskiej, którą rozwiedziono z aktorem Piotrem Gąsowskim, bo stanęła na prezentacji ramówki Polsatu obok pewnego stylisty.
Seks
Wbrew pozorom nie może być go za dużo. Czytelnicy lubią czytać na ten temat i oglądać wdzięki pań (oraz panów), ale generalnie są dość purytańscy i nie życzą sobie pornografii. Dlatego redaktorzy nie kupili np. od paparazzich zdjęć dwojga posłów uprawiających seks oralny. I unikają innych obscenów.
„Super Express"
Pierwszy polski tabloid, który istnieje już od 23 lat. W swoich początkach był raczej gazetą rozrywkową, dziś jest bardziej bezwzględny niż konkurencja. Popularny „Superak" musi być ostrzejszy, bo walczy o życie. Kiedyś był na polskim rynku prasowym numerem 1, po wejściu „Faktu" jego sprzedaż spadła. Jednak wydawcy udało się uratować tytuł. I dziś gazeta jest prawdziwym tabloidem, podczas gdy konkurencyjny dziennik spiłował kły, zapewne ze strachu przed procesami.
Szantaż
Nie jest to sytuacja częsta, ale przynajmniej w jednym wypadku wiadomo, że redakcja kupiła zdjęcia od szantażysty. Przestępcy, którzy nagrali byłego senatora Krzysztofa Piesiewicza wciągającego biały proszek i ubranego w sukienkę, pukali do drzwi różnych redakcji. Ale tylko w „Super Expressie" im otworzono.
Ślub (celebryty)
Prawdziwe święto dla dziennikarzy bulwarówki. Można o nim pisać tygodniami, a na koniec dać na okładkę. Jeśli chodzi o polskie gwiazdy, rekordzistą jest Michał Wiśniewski, który przez ostatnich kilkanaście lat zapraszał paparazzich na trzy swoje śluby.
Trabanty
Pogardliwe określenie Niemców użyte na okładce „Faktu" przed meczem reprezentacji Polski z naszymi zachodnimi sąsiadami na mistrzostwach świata. Seria okładek: „Leo dokop trabantom" i „Leo powtórz Grunwald" (z Michaelem Ballackiem w stroju Krzyżaka), wzywająca trenera Beenhakkera do rozprawy z niemieckimi piłkarzami, wywołała wewnętrzną wojnę między tabloidami Springera – „Faktem" i „Bildem" (który dał okładkę o „wojnie futbolowej"). Wszystkich przebił jednak „Super Express", pokazując ucięte głowy Ballacka i trenera Loewa z hasłem: „Dobry Niemiec to martwy Niemiec".
Umoralnianie
Poza misją informowania społeczeństwa o najważniejszych wydarzeniach bulwarówki za swoje posłannictwo uważają podniesienie polskich elit z moralnego upadku. Codziennie nauczają polityków i celebrytów, jak powinni postępować. Nie wiedzieć czemu, ludzie nie chcą ich słuchać.
Ustawka
Umówiona sesja zdjęciowa, najważniejsze słowo opisujące relacje tabloidów z politykami i celebrytami. Najczęściej urządza się ją, żeby podbić notowania w sondażach i ocieplić wizerunek (stąd wysyp takich materiałów przed wyborami) albo sprzedać nowy produkt (film, serial, płytę). Z ustawkami trzeba uważać. Znany polityk umówił fotografa na wspólny jogging z żoną, żeby rozwiać plotki na temat rozwodu, tymczasem zanim ukazały się zdjęcia, związek się rozpadł i o tym traktował artykuł. Pewna posłanka z kolei dała się sfotografować na romantycznym spacerze ze znajomym, który został później zidentyfikowany jako ksiądz. Zresztą kłopoty wizerunkowe Marcinkiewicza również wynikły z ustawek. Należy jednak wiedzieć, że większość zdjęć tabloidów to efekt operatywności paparazzich i przypadku. Ustawki to kilka–kilkanaście procent.
Wrzutka
Temat (czasem gotowy materiał) podsunięty bulwarówce przez samego bohatera bądź osobę, która jest mu niechętna. Wrzutką była np. informacja o spotkaniu ekipy, która później utworzyła PJN. Kiedy Jarosław Kaczyński zobaczył, że spiskują, nie było odwrotu. Musieli odejść z PiS.
Zdjęcie
Wszystko może być w tabloidzie zmyślone, ale zdjęcia są prawdziwe. Czytelnik nie uwierzy, dopóki nie zobaczy. Dlatego fotografia jest autentyczna, nawet jeśli ilustruje tekst o krwiożerczych chomikach czy jeziorze pełnym wódki.
Znajomy
Sposób sprzedania plotki. Kiedy dziennikarze usłyszą jakąś pogłoskę na temat życia prywatnego znanej osoby, pojawia się tajemniczy znajomy (przy programach i serialach bywa nazywany osobą z produkcji). To z tego źródła czerpane są informacje o kłótniach, romansach i rozstaniach. Newsów od „znajomego" nie sposób podważyć, bo przecież dziennikarz jest zobowiązany chronić informatora.
Zwierzęta
Mają wielką zaletę z punktu widzenia redaktorów: nie mogą zdementować nieprawdziwych informacji na swój temat. To dlatego czytaliśmy w tabloidach artykuły „Napadły mnie szatańskie kozy" – o 19-latce skrzywdzonej przez kozy z piekła rodem. Albo tekst o panu Leonie, który „Dzięki żabom przestał pić" (płazy przemówiły do niego ludzkim głosem). Była też krowa Olga porwana przez trąbę powietrzną (nic jej się nie stało), „Pani bocianowa, która żyje z kochankiem", i „Atak wściekłego bobra". Trzeba przyznać, że ten ostatni tytuł ma potencjał symboliczny. Czytając tabloid, człowiek czasem czuje się tak, jakby to jego zaatakował wściekły bóbr.