Gdy czytam tomik „Dwanaście dni", przypominam sobie znane słowa Czesława Miłosza z wiersza „Ars poetica?" o poszukiwaniu formy bardziej pojemnej, która nie byłaby zanadto ani poezją, ani prozą i pozwoliłaby się porozumieć, nie narażając nikogo – autora ni czytelnika – na męki.
Bo tak właśnie brzmią najnowsze wiersze autora „Ulicy Reformackiej". Zawieszone pomiędzy czymś w rodzaju mówionej opowieści – sączonej niespiesznie przy winie, wieczorem, w jakiejś knajpce dowolnego miasta środkowoeuropejskiego – a liryką zwierzenia, osobistej refleksji. Wierszom tym patronuje dawna, a zdaje się, że przemijająca obecnie idea, że poezja to rodzaj dialogu, w którym słuchającym uczestnikiem jest czytelnik, konfrontujący własne stany emocjonalne z tymi podanymi w lekturze. Albo szukający w wierszach zgrabniejszych i bardziej syntetycznych opisów dla swoich przeżyć niż te, które sam umiałby skonstruować.
Innym walorem dobrej poezji, poza dbałością o porozumienie z odbiorcą, jest jej nieoczywistość, obca wszelkim tekstom zaangażowanym, jakże popularnym i w naszych czasach. Doskonałą ilustrację stanowi wiersz „Jednym okiem, drugim uchem", będący ironicznym komentarzem do wdzierającego się w nasze życie nachalnego dyskursu politycznego, każącego się deklarować i stawać po czyjejś stronie. Tymczasem przywilejem postawy poetyckiej jest zdystansowanie się od tego, co jednoznacznie bieżące i bezrefleksyjne. Ale przecież Drzewucki nie ucieka od doczesności w jej wymiarach społecznych czy politycznych, jak choćby w komentarzach do trudnych współczesnych relacji między Polską a Litwą („List do L."), stosunków państwo – Kościół w Polsce („Głos w dyskusji Polska i Kościół"), jak też smoleńskiej katastrofy („Druga sobota kwietnia, czyli pod Pałacem Prezydenckim"), bałkańskich powikłań etniczno-politycznych („Belgrad się nie poddaje") czy węgierskich protestów antyrządowych w 2006 roku („Pierwsze godziny w Budapeszcie"). Wszędzie przyjmuje jednak osobistą, emocjonalną perspektywę w przeciwieństwie do tej, którą budują wielkie idee – często destrukcyjne . I tak Litwa jawi się przede wszystkim w zapoznanej perspektywie dawnej wspólnoty, budowanej przez historię i literaturę, w której nasz narodowy wieszcz przywoływał ją jako ojczyznę. Kościół zaś pytany jest o to, co zawdzięcza narodowi i państwu, a trauma smoleńska każe poecie przywołać moment, kiedy katastrofa ta spowodowała, że na chwilę zjednoczyliśmy się w cierpieniu.
Cały tomik składa się z trzech głównych części: „Wierszy podróżnych", „Dwunastu dni" (utworów z lat 2004–2012) oraz „Wierszy podzwonnych". Część podróżna to zapis wypraw do innych państw Mitteleuropy: na Węgry, do Rumunii czy na Bałkany (przede wszystkim Serbii). Drzewucki nie tyle chłonie krajobrazy czy rejestruje poetyckie uniesienia, ile raczej stara się zapisywać podobieństwo losów ludzkich, które objawia się pod postacią spotkań i rozmów z pisarzami. Clou tomiku to jednak część środkowa zapisków – owych dwunastu tytułowych wierszy, zapisy drobnych epifanii zdarzających się czasem każdemu z nas: „czuję/wszechogarniające/ uczucie szczęścia,/ spokoju i szczęścia" („Pierwsza środa września, czyli dzieci idą do szkoły"); ale też depresji czy ataków pesymizmu: „lato na zabój, bez końca,/ ale ja wiedziałem swoje;/ nic z tego, jutro/ zacznie padać, będzie/ padać dzień w dzień/ i nigdy nie przestanie" („Pierwsza niedziela lipca, czyli cisza w Warszawie"). To liryka wstrzemięźliwego, ale jednak, osobistego wyznania, taka, w najlepszym stylu, opowieść o życiu jako o specyficznym indywidualnym losie, z którym należy dojść do ładu, aby nie przepaść. Jednocześnie przeniknięta dyskrecją, wypowiadana jakby spoza zgiełku, który mija gdzieś obok: „Za chwilę/rozkroję chleb,/ naleję wina/ do szklanki,/ za chwilę./ Póki co,/ siedzę/ w półmroku,/ w ciszy,/ nieruchomo" (Pierwszy poniedziałek maja, czyli święto flagi).
Dopełnieniem książki są teksty poświęcone zmarłym znajomym i przyjaciołom, z których – dla mnie przynajmniej – najbardziej przejmującymi wydają się dwa utwory o Henryku Berezie („Podzwonne dla Henryka" i „Czarna cisza"). To rodzaj prozy poetyckiej, przenikającej w formułę rozbudowanego nekrologu, gdzie pojawia się to, co w wierszach autora „Podróży na południe" najbardziej charakterystyczne: że nasze indywidualne dzieje i nasze osobiste zmagania łączą się i przenikają z podróżami innych bliźnich przez ten świat.
Za książkę „Dwanaście dni" Janusz Drzewucki otrzymał niedawno Nagrodę Literacką im. Norwida. Jak najbardziej zasłużenie.