W ciągu 25 lat, które minęły od śmierci Mirosława Dzielskiego, zmieniło się w Polsce bardzo wiele. Zanim jednak postawimy tom jego dzieł na półce z historią polskiej myśli politycznej, spróbujmy odczytać to, co w zasadzie się nie zestarzało. Co więcej, zachowało swą atrakcyjność także dla tych, którzy inaczej niż Dzielski oceniają zdarzenia lat 80. czy nie podzielają jego przekonań ideowych, a są do pewnego stopnia rozczarowani współczesną polityką. Polityką, której sensem jest uczestnictwo we władzy, okupione rezygnacją z przekonań i stawianych wcześniej celów.
Po Dzielskiego sięgnąć powinni przede wszystkim ci, którzy uważają, że niewiele da się zrobić lub drogi do zrobienia czegokolwiek upatrują we wchodzeniu w struktury istniejących partii politycznych lub tworzeniu nowych, konkurencyjnych projektów. Dzielski proponował inną drogę: organizowania się wokół jasnych, zrozumiałych dla szerokiego kręgu ludzi celów. Tworzone przez niego Krakowskie Towarzystwo Przemysłowe wychodziło w swych zainteresowaniach bardzo daleko poza to, co interesowało ówczesne elity opozycyjne, a zarazem formułowało proste przesłanie – wymusić większą swobodę działania w sferze prywatnej przedsiębiorczości, dość twardo ograniczanej przez ówczesne struktury państwowe.
Zapomniany prorok
W znieruchomiałej ekonomicznie i intelektualnie oficjalnej przestrzeni politycznej PRL takie działania miały charakter rewolucyjny. Były jednak także czymś istotnie odbiegającym od tonu związkowej opozycji, której doradcy i liderzy nawrócili się na ekonomicznych liberałów na chwilę przed tym, jak przyszło im zasiąść w ministerialnych fotelach. Zresztą także wtedy bardziej interesowały ich ogólne modele niż realia rozwoju przedsiębiorczości, a zwłaszcza warunki startu tych, którzy nie mieli kapitału czy znajomości wyniesionych z poprzedniej epoki.
Co ciekawe, o Dzielskim zapomnieli nie tylko liberalnie nastawieni ekonomiści, ale także borykający się z etatystyczną hydrą przedsiębiorcy. Nie wspominają o nim politycy broniący zasad wolnego rynku ani publicyści nawiązujący do liberalnej prawicy. Dzielski wydaje się im zapewne niezwykle anachroniczny, a jest – jak sądzę – jedynie bardzo wymagający. Uczy bowiem, że polityka nie sprowadza się do haseł, lecz jest sztuką wskazywania konkretnych i dających się osiągnąć celów oraz metodą dążenia do nich przez samoorganizację i poszukiwanie sojuszników w różnych politycznych i ideowych obozach. A zatem dokładnie odwrotnie niż we współczesnym polskim życiu publicznym, gdzie poglądy uzyskuje się dzięki personalnym sporom, negując możliwie pryncypialnie słowa tych, których nie lubimy.
Propozycja Dzielskiego może być dziś odczytana jako metoda polityki obywatelskiej, a nie recepta, jak urządzić się w klientelistycznych układach zawodowej polityki. Dlatego zainteresuje tych, dla których ważna jest polityczna podmiotowość i niezależność, a rozczaruje tych, którzy szukają silnego patrona. Istnieje 100 powodów, dla których rówieśnicy Dzielskiego i pokolenie, które po nich nastąpiło, nie są w stanie nawiązywać twórczo do jego myśli, rozwijać proponowanej przezeń metody w praktycznym działaniu. Mówiąc bardzo delikatnie, „tak już się sprawy potoczyły", że intelektualne i polityczne nurty popłynęły w całkiem przeciwnym kierunku. Po wydany przez Krakowskie Towarzystwo Przemysłowe, pokaźny, blisko 900-stronicowy tom pism powinny natomiast sięgnąć dzisiejsze 20- i 30-latki. Bo znajdą tam nieistniejący w debacie publicznej język, ciekawe ujęcie wyświechtanych pojęć wolności i przedsiębiorczości, lepsze niż w propozycjach partyjnych liberałów wszystkich maści.
Warto zrozumieć, że Dzielski nie proponował krucjaty liberalnej w stylu, w jakim dziś realizuje się rozmaite „wielkie projekty", ale politykę skrojoną na miarę „zwykłego człowieka". Koncentrującą się na tym, w jakich warunkach pracuje, na ile skrępowana jest jego pomysłowość i przedsiębiorczość, na ile jego praca może być efektywna i stanowić źródło utrzymania i ekonomicznej samodzielności. Silnym akcentem liberalnym myśli Dzielskiego było przekonanie, że własność prywatna i wolna przedsiębiorczość stanowią lepszy fundament osobistej wolności niż demokracja.