Minecraft bije rekordy popularności

Zero scenariusza, zero akcji, zero grafiki – tak wygląda gra bijąca rekordy popularności. Sprzedała się w 54 mln egzemplarzy. Microsoft kupił ją za... 2,5 miliarda dolarów.

Aktualizacja: 18.10.2014 14:52 Publikacja: 17.10.2014 21:48

Minecraft bije rekordy popularności

Foto: materiały prasowe

Zaczyna się tak: ożywasz w świecie, w którym widzisz słońce (kanciaste), drzewa (kanciaste), wzgórza (kanciaste) i zwierzęta (zgadłeś – też kanciaste). Możesz się przejść i pooglądać krajobrazy w całej ich geometrycznej okazałości, żywcem wyjętej z gier sprzed dwóch dekad.

Ale lepiej się pośpiesz. Gdy zapadnie zmrok, wypełzną potwory. Dopadnie cię zielony zombi albo szkielet. I będziesz musiał zacząć od nowa.

Dlatego – jak radzi jeden z setek przewodników po świecie Minecrafta dla początkujących – zamiast oglądać widoczki, zacznij pracować. Do zmroku masz 20 minut realnego czasu. Znajdź drzewa i je zetnij. Zbierz piasek. Zabij kilka zwierząt i podnieś to, co z nich pozostanie. Jeżeli masz szczęście i jesteś szybki, wkrótce zrobisz sobie pierwszy drewniany kilof. Dzięki niemu wydobędziesz skałę (a to oznacza, że będziesz miał kamienny miecz, którym zabijesz w nocy potwory!). Z wełny owiec zrobisz łóżko. Z kamienia i desek – schronienie.

Jeśli nie dasz rady, pierwszą noc przesiedzisz po ciemku w dziurze wykopanej w ziemi. Nie wykopiesz – dorwą cię dosiadające pająków szkielety albo jeszcze gorsze creepery – zielone potwory kamikadze.

Fenomen

Ta gra nie wybacza błędów i nie prowadzi za rączkę. Jeżeli giniesz, to giniesz – nie masz „trzech żyć". Na najtrudniejszym poziomie po śmierci cały świat gry jest kasowany. Nie ma uproszczeń – jeśli chcesz oświetlić ciemne pomieszczenie, potrzebujesz pochodni. Zrobisz ją, ścinając drzewo, przerabiając na deski, później na kije. Zbudujesz warsztat, wykonasz kilof, kilofem wykopiesz węgiel. Połączysz węgiel z kijkiem i w ten oto prosty sposób uzyskasz pochodnię. Jedną. Jeśli chcesz więcej, wszystkie te czynności musisz powtórzyć.

Może trudno w to uwierzyć, ale w ten sposób w Minecrafcie można wybudować wszystko – od ufortyfikowanego zamku (ewentualnie wieży Eiffla czy Tadż Mahal) po armaty, samoloty, katapulty i łodzie. Jest Statua Wolności z Nowego Jorku i Gwiazda Śmierci z „Gwiezdnych wojen". Na YouTube są kanały graczy demonstrujących na filmach, w jaki sposób skonstruować szczególnie trudny element lub jak obejść jakiś problem.

I setki tysięcy ludzi – głównie od 10 do 15 lat – oglądają to z zapartym tchem. Czytają podręczniki (tak, są nawet drukowane), organizują się w grupy. Dla wielu Minecraft to prawdziwa obsesja wypełniająca całe życie. Bardziej zaawansowani gracze – ci udostępniający filmy ze stworzonych przez siebie światów – mają status idoli. Spotkać kogoś takiego w wirtualnym świecie to zaszczyt.

– To dobrze, że piszesz o Minecrafcie. Ja tego kompletnie nie rozumiem, ale mój syn to ubóstwia – mówi mi koleżanka z redakcji. – Gra w to właściwie bez przerwy.

– Na początku Maksymowi strasznie podobało się to, że można praktycznie wszystko samemu zbudować. Dom, broń – bo wiesz, w nocy wychodzą potwory i po tobie – relacjonuje Dominika, mama zaprzyjaźnionego dziesięciolatka. – I kiedy już wszystko zbudowaliśmy, odkryliśmy, że można też bawić się online. Można wchodzić na serwery innych osób z ich światami. No wiesz, można też wejść do świata jednego z tych graczy, którzy mają swoje kanały na YouTube, a to już przeżycie.

Co rzadkie w grach wideo, Minecraft nie dyskryminuje płci. – W klasie Maksyma w Minecrafta grają prawie wszyscy – mówi Dominika. – Głównie chłopcy, ale jest też kilka dziewczynek.

Zaskakujące jest to, że twórcom Minecrafta udało się zdobyć serca kilkudziesięciu milionów graczy na całym świecie dzięki stosunkowo prostym środkom. Jeżeli widzieliście kiedyś swoje dzieci grające w Call of Duty, Bioshock czy Grand Theft Auto na konsoli, Minecraft zaskoczy was wyglądem. Wszystko wykonane jest z sześciennych bloków – kostek. Od chmur przez świnki do groźnych szkieletów.

Analogia z klockami Lego jest tu jak najbardziej na miejscu – choć akurat one nie mają z tą grą nic wspólnego. Ale tak samo jak klocki wyzwala niesłychaną kreatywność. I to u tych samych graczy, którzy wcześniej robili krwawą miazgę z kosmitów.

Nic dziwnego, że rodzice i nauczyciele są Minecraftem zachwyceni. Przemoc nie jest tak realistyczna, jak w typowych konsolowych i komputerowych strzelaninach. Można ją zresztą całkiem wyłączyć (rezygnując z trybu survivalowego) i skupić się na projektowaniu budowli. W USA, gdzie Minecraft jest już wykorzystywany na lekcjach w podstawówce, nauczyciele podkreślają, że pomaga on doskonalić umiejętność czytania. Przewodniki publikowane w internecie wcale nie są pisane „dla dzieci", lecz fachowym językiem. Do tego gra zmusza do opanowania pewnych umiejętności komputerowych.

Minecraft zmienił też postrzeganie technicznych geeków wśród młodzieży. Ponieważ swobodnie poruszają się w „świecie z kostek", stali się popularni. A jeśli ktoś zrobi w swoim świecie statek kosmiczny „Enterprise" ze „Star Treka" w skali 1:1, zostaje bohaterem.

Anomalia

Sekret popularności Minecrafta kryje się w tym, że jest to program zupełnie odmienny od wszystkiego, z czym gracze mieli dotąd okazję się zetknąć. Oczywiście to nie tak, że wcześniej niczego podobnego nie wymyślono. Markus „Notch" Persson, szwedzki programista i twórca Minecrafta, przyznaje, że inspirował się podobnym Infiniminerem czy innymi „symulatorami górnika". Ale o nich wiedzieli – i grali w nie – nieliczni. Minecraftowi natomiast udało się zawładnąć wyobraźnią milionów.

Co dziwne, naśladowców brakuje. Pojawiają się wprawdzie klony gry albo programy wyposażone w mechanikę świata podobną do Minecrafta, ale żadnemu nie udało się zdobyć choć dziesiątej części tego, co ma dzieło Perssona. A bez zaludniających wygenerowany przez komputer świat ludzi to już nie to samo. Minecraft opiera się bowiem na treściach stworzonych przez samych użytkowników (to tzw. user generated content). Twórcy dają wolną rękę odbiorcom, którzy mogą sami kształtować i wzbogacać swoje światy. To rodzaj internetu 2.0, tyle że przeniesiony w rzeczywistość gry.

Dzięki temu na jednym z serwerów można się bawić w odmianę gry przygodowej RPG, na innym podziwiać architekturę miast, a w jeszcze innym świecie dołączyć do społeczności wioski i, nie wadząc nikomu, uprawiać ogródek. Różnica między typową grą na konsolę a Minecraftem jest uderzająca – tu po prostu każdy robi co chce.

Nie ma nawet klasycznego zakończenia gry. Można co prawda zabić Smoka Kresu, co wymaga odpowiednich przygotowań i sporego doświadczenia – ale po tym gra się nie kończy. Wracamy do konstruowania kolejnych budowli czy odwiedzania znajomych w ich światach. Mało tego, dla tych, którzy zrobili już wszystko albo już im się nie chce, przewidziano specjalny tryb „podglądania". Rozgrywkę można zatem obserwować jak film w telewizji – bez możliwości ingerencji w wydarzenia i samemu nie będąc widzianym.

To nie koniec odmienności „komputerowego Lego". Prymitywna grafika – entuzjaści mówią o ascetycznym projekcie – to w świecie superrealistycznych gier rzecz już niespotykana. Podczas gdy programiści męczą się nad jak najlepszym odwzorowaniem koloru skóry czy falującej wody, Minecraft postawił na wspomniane kubiki.

Inną anomalią w świecie elektronicznej rozrywki jest model sprzedaży. Persson, a później jego firma Mojang, którą założył za pierwsze pieniądze za Minecrafta, oferował program poza wielkimi sieciami dystrybucji, takimi jak Steam firmy Valve. Pierwsze kopie programu można było pobrać ze strony WWW twórców. Co więcej, autorzy kazali sobie płacić za wersje testowe – również te na bardzo wczesnym etapie rozwoju, najeżone błędami i niestabilne. Mojang nie miał też znaczących funduszy na marketing – czytaj: zero reklam.

Biznes

A jednak się udało. Gra została pierwszy raz pokazana w 2009 roku (jako wersja testowa), natomiast oficjalna data premiery to listopad 2011 roku. Próg miliona sprzedanych kopii przekroczono dopiero po kilku miesiącach. W porównaniu z superprzebojami, takimi jak najnowsze odsłony „Grand Thef Auto" czy „Call of Duty", to niewiele. Te gry sprzedają się w liczbie kilkunastu milionów egzemplarzy w ciągu pierwszych trzech dni. I przynoszą autorom ok. miliarda dolarów wpływów.

Jednak nawet te przeboje nie mają takich ocen w serwisach poświęconych grom (9/10 to najczęściej przyznawana). I tysięcy entuzjastów przyjeżdżających na specjalne konferencje MineCon. Pierwsza odbyła się w 2011 roku w hotelu Mandalay Bay w Las Vegas. 4,5 tysiąca biletów sprzedano na pniu. W 2012 roku taki sam MineCon zorganizowano w Disneylandzie we Francji. Wejściówki rozprzedano w dwie godziny.

No i świat komputerowych klocków doczekał się też najwyższego uznania – w 2012 roku Lego wypuściło zestaw wzorowany na Minecrafcie o nazwie Micro World.

Po tym wszystkim sukces finansowy wydawał się naturalną konsekwencją wydarzeń. W końcu firma Mojang rywalizowała o nagrody prasy fachowej i serca graczy z takimi potęgami, jak Electronics Arts, Bioware czy Valve. Minecraft opanował nie tylko komputery, ale również smartfony z Androidem i iOS oraz konsole gier Microsoft i Sony. A mówimy o firmie, która jeszcze do niedawna zatrudniała... 40 osób.

Tyle że za Minecraftem i firmą Mojang stał Markus „Notch" Persson – otoczony kultem programista, którego ekscentryczne poglądy praktycznie uniemożliwiały współpracę z jakimkolwiek dużym koncernem. Persson (urodzony w 1979 roku) jest członkiem Partii Piratów, co nie przeszkadza mu krytykować piractwo komputerowe. A kiedy okazało się, że dzięki Mojang zarobił ok. 100 mln dolarów, zawstydził się i przyznał, że może czas zrobić prawo jazdy i kupić sobie samochód.

Konkurentów z Electronics Arts nazwał bandą cynicznych drani niszczących rynek niezależnych gier. Na widok Facebooka „dostawał dreszczy", a po przejęciu przez Facebooka firmy Oculus (produkującej gogle do wirtualnej rzeczywistości) oświadczył, że jego gra nigdy z czymś takim nie będzie współpracować. Odmówił też opracowania wersji Minecrafta dla smartfonów z systemem Microsoft Windows, twierdząc, że system jest za mało popularny, żeby się czymś takim zajmować.

I właśnie ten Microsoft złożył Perssonowi propozycję nie do odrzucenia. Za Mojang (w praktyce za Minecraft, bo inne produkcje firmy nie mają takiego znaczenia) zapłaci 2,5 miliarda dolarów. Buńczuczny i antykorporacyjny „Notch" uległ (zapewne status miliardera osłodzi mu cierpienia). Zapowiedział jednak, że po przejęciu firmy przez giganta komputerowego odejdzie z firmy wraz z innymi menedżerami. „Stałem się symbolem, a nie chcę być symbolem. Nie chcę odpowiadać za coś, czego nie rozumiem. Nie jestem przedsiębiorcą. Nie jestem prezesem" – napisał Persson.

Dla społeczności Minecrafta odejście z firmy głównego twórcy i przejęcie antygry przez wielką korporację to koniec. Obawiają się, że Microsoft ograniczy swobodę graczy (znikną kanały YouTube, bo korporacja upomni się o prawa autorskie) i wykorzysta popularność Minecrafta do promowania Windowsa. Krótko mówiąc – że Minecraft przestanie być fenomenem, a stanie się jeszcze jednym produktem przemysłu elektronicznego.

Plus Minus
„Anioły w Warszawie”: Anioły i syreny u schyłku PRL-u
Plus Minus
„Ćma”: Polski superbohater słabości ma pod dostatkiem
Plus Minus
„Legioniści”: Historia Bałtów z Waffen-SS wydanych Sowietom. Powieść? Reportaż?
Plus Minus
„Właściwy moment. Pół wieku z aparatem”: Czyhanie na błysk
Materiał Partnera
Konieczność transformacji energetycznej i rola samorządów
Plus Minus
„Rozdzielenie”: Najbardziej filozoficzny serial wśród streamingowej rozrywki