W praktyce jednak wielożeństwo nie funkcjonuje, średni wiek zawierania małżeństw przez kobiety rośnie i utrzymuje się na poziomie znanym z Europy, obecnie wynosi 22 lata, śluby dzieci są wielką rzadkością. Małżeństwa czasowe zaś kwitły szczególnie po wojnie z Irakiem, gdy po śmierci mężów na polu walki kobiety pozostawione bez środków do życia zupełnie legalnie oddawały się na umówiony czas mężczyznom w zamian za opiekę.
Niektórzy uznali to za zalegalizowaną prostytucję, inni – za rodzaj pomocy społecznej, której państwo wyniszczone rewolucją i wojną nie mogło udzielić. Obecnie takie małżeństwa nie są praktykowane.
Krytykom owego barbarzyństwa warto przypomnieć, że w katolickim Paragwaju po wojnie, którą w latach 60. XIX wieku szalony prezydent tego kraju wypowiedział równocześnie Brazylii, Argentynie oraz Urugwajowi i w efekcie której zginęło nawet 70 proc. mężczyzn, wprowadzono wielożeństwo, by pozostawione same sobie kobiety nie poumierały z głodu.
Pomimo deprecjonujących praw pozycja kobiety w Iranie jest w praktyce najwyższa w całym regionie, poza Turcją. Istotą porewolucyjnego systemu nie są represje wobec kobiet, jak to było w Afganistanie talibów, ale segregacja płci. Iranki są parlamentarzystkami, urzędniczkami, biznesmenkami, sportsmenkami i cieszą się dużymi swobodami, jednak pod warunkiem że – po pierwsze – nie mieszają swojego świata ze światem męskim, po drugie – przestrzegają narzuconego przez państwo kodu w zakresie zachowania, ubioru i ozdób.
Dotyczy on zresztą także mężczyzn; ostatnio głośno było o nowych regulacjach dla fryzjerów dotyczących dopuszczalnych fryzur. Sądy irańskie stopniowo ograniczały prawo mężczyzn do jednostronnego rozwodu (teraz musi być przeprowadzony przez sąd) oraz prawo męża do zabraniania żonie aktywności zawodowej. Młode Iranki studiują na masową skalę i na uczelniach liczebnie dominują nad mężczyznami. Nie ma żadnych przeszkód w ich edukacji, zarówno rodziny, jak i państwo wręcz zachęcają do niej.
Paradoks porewolucyjnego Iranu polega na tym, że w teorii kobiety mają znacznie skromniejsze prawa niż w czasach szacha, ale w praktyce mniejsze swobody dotyczą większego procentu żeńskiej populacji, bo za monarchii z wolności korzystała jedynie wąska warstwa elity.
Nie inaczej mają się sprawy z mniejszościami religijnymi, w tym chrześcijanami. Wyznawcy Chrystusa, Żydzi, zoroastryjczycy i sabejczycy są objęci ochroną konstytucyjną, wolno im praktykować swoje religie oraz obyczaje, posiadać świątynie.
Specjalny status mniejszości przybiera niekiedy humorystyczny charakter. Chrześcijanie mogą produkować i spożywać alkohol oraz bawić się prywatnie w mieszanym damsko-męskim towarzystwie, kobiety nie muszą wówczas zasłaniać włosów. Wszystko to pod warunkiem, że w piciu i zabawie nie uczestniczy żaden muzułmanin.
Gdyby podobna impreza odbyła się w domu muzułmańskim, mogłaby się skończyć brutalną interwencją strażników rewolucji i karą chłosty dla jej uczestników. – Pod tym akurat względem żyje nam się nie najgorzej – mówił autorowi ksiądz Dariusz, proboszcz nestoriańskiej parafii w mieście Urmia.
Nie kokietował. Chrześcijanie nie są w Iranie prześladowani za wiarę, mają wręcz swobody obyczajowe większe niż muzułmanie. Inna sprawa, że dzieje się to kosztem pozycji w społeczeństwie, a więc mogą mieć uzasadnione poczucie bycia obywatelami drugiej kategorii. Dla równowagi warto przypomnieć, że w Arabii Saudyjskiej zburzono kościoły, a katolickim Filipinkom pracującym jako służące za noszenie krzyżyka grozi więzienie.
Gorzej mają się sprawy w przypadku mniejszości nieuznanych konstytucyjnie za „ludy księgi", choć w obecnym Iranie nie dokonuje się już egzekucji bahaistów, zaś nieliczni Żydzi, którzy nie uciekli z kraju, mimo że są chronieni prawem, to powszechnie postrzega się ich jako agentów wpływu Izraela.
Kary cielesne są kolejnym dowodem na opresyjność reżimu. Irańska rewolucja przywróciła nie tylko biczowanie, ale też kamienowanie za cudzołóstwo i obcinanie kończyn za kradzież. W regionie wszędzie, gdzie obowiązuje szariat, to nic szczególnie oryginalnego, biczowanie zaś jest praktykowane także w ultranowoczesnym Singapurze.
W Iranie jednak dość szybko zrezygnowano z kamienowania i amputacji kończyn, wyroki śmierci wykonuje się poprzez powieszenie lub rozstrzelanie. Dla porównania – w Arabii Saudyjskiej nadal przez odrąbanie głowy lub kamienowanie, a amputacja za kradzież jest czymś zwyczajnym, Państwo Islamskie na kontrolowanych przez siebie terenach dodało do tego repertuaru także krzyżowanie.
Decyduje kontekst
Bez wątpienia człowiekowi wychowanemu w zachodniej demokracji trudno uznać Iran za miłe miejsce do życia, podobnie zeuropeizowanej inteligencji ze znanych z liberalnych tendencji północnego Teheranu czy Tabrizu. Państwo to jednak nie leży w Europie, ale na Bliskim Wschodzie, pomiędzy Irakiem a Afganistanem, i tamtejszy kontekst jest właściwszy do jego oceny niż porównanie z Francją czy Wielką Brytanią, co często czynią irańskie środowiska emigracyjne. Na tym tle nie wypada wcale tak źle, jak zwykliśmy je postrzegać.
Nader wszystko, nielogiczne byłoby nie dostrzegać prostego faktu, że republika islamska trwa w najlepsze, mimo iż w Iranie trzy czwarte populacji nie pamięta rewolucji, ponieważ urodziło się już po niej. Nawet podczas rewolty w 2010 r. przeciwko sfałszowanym – jak sądzili protestujący – wyborom prezydenckim wzburzona ulica nie kwestionowała republiki islamskiej oraz jej praw, popierała jedynie jedną z uznanych przez system frakcji, bardziej liberalną i tolerancyjną, przeciw innej, bardziej ortodoksyjnej i mniej tolerancyjnej.
Republika islamska, zrodzona we krwi, radykalna w swoich początkach, szybko zaczęła się przepoczwarzać w normalne państwo, łagodząc wiele początkowych obostrzeń obyczajowych i politycznych. Warto docenić te zmiany.
Trwanie przy kulturowej kliszy i dalsze praktykowanie fundamentalnych przesądów na temat Iranu jedynie utrudnia włączenie go do działań służących uspokojeniu sytuacji w regionie, tymczasem sporo interesów irańskich i zachodnich się pokrywa. Na przykład eliminacja Państwa Islamskiego w Iraku, ustabilizowanie sytuacji w Syrii, uniemożliwienie talibom powrotu do władzy w Afganistanie.
Nawet Polska ma wspólne cele z Iranem: to utrzymanie niskiej ceny ropy poprzez zalanie światowych rynków objętą dotychczas embargiem produkcją z Iranu. Taki eksport skutecznie podgryzie budżet Rosji i ograniczy możliwości realizowania jej ambicji geopolitycznych. Grać z Iranem można i trzeba, to nie wcielony diabeł, lecz potencjalny partner. Trudny, ale przewidywalny.
Autor jest dyrektorem ds. strategii w Warsaw Enterprise Institute oraz dyrektorem ds. komunikacji w Sikorsky Aircraft/PZL Mielec