Kiedy ten stan zaczął mi doskwierać, pomyślałem sobie, że odpowiednie służby państwowe powinny obwieścić wszem wobec, że mamy kataklizm, klęskę żywiołową. I nie chodzi tu (tylko) o zagrożenie suszą. Główny problem stanowi lejący się z nieba żar, do którego organizm przeciętnego Polaka nie jest przyzwyczajony.
Tak więc coś, z czym sobie bez kłopotów radzą mieszkańcy krajów śródziemnomorskich, nad Wisłą staje się prawdziwym wyzwaniem. W Rzymie jest mnóstwo źródeł z wodą pitną, których jakże brakuje w Warszawie. Południowi Europejczycy zdają sobie sprawę z tego, jak ważny jest cień, a więc i zadrzewienie terenu. Nie ekscytują się tak słońcem, którego złaknieni są ludzie z północy Starego Kontynentu, z łatwością narażający się przez to na rozmaite oparzenia. Wreszcie południowcy dbają o dostosowanie planu dnia do pogody. Kiedy północni Europejczycy ciężko w pocie czoła harują, oni urządzają sobie sjestę i nadrabiają czas przeznaczony na nią wieczorem.
Skoro jednak w Warszawie nie może być Barcelony (chociaż Duma Katalonii otworzyła w stolicy Polski swoją szkółkę piłkarską), to trzeba uciec się do nowoczesnych technologii, z których korzystają białe kołnierzyki na Manhattanie. Oni nawet w najbardziej skwarne dni (a w Nowym Jorku są one bardziej skwarne niż w północnej Europie) zasuwają w tych swoich nasłonecznionych szklanych wieżowcach, korzystając po prostu z klimatyzacji.
A zatem, gdy Polakom dokuczają coraz większe upały, i nie potrafią oni w związku z tym zmienić trybu życia, to może klimatyzacja powinna być nad Wisłą takim samym standardem jak centralne ogrzewanie. Niestety, tak łatwo nie pójdzie, o czym świadczą skutki wysokich temperatur. Nie przypominam sobie, aby w przeszłości w Polsce głośno było o awariach energetycznych, spowodowanych nadmiernym użytkowaniem klimatyzatorów czy lodówek.
Teraz wracają komunikaty z czasów PRL o ograniczeniach w dostawie prądu. Wtedy jednak ogłaszano je głównie zimą, kiedy było największe zapotrzebowanie na ogrzewanie i oświetlenie. Z kolei okazuje się, że dziś niedobory mocy występują głównie w lipcu i sierpniu. Kilka dni temu na łamach „Rzeczpospolitej" można było przeczytać o tym, że część dużych przedsiębiorstw w Polsce musiała z tego powodu przyhamować produkcję.