Rok 2010 wspominam źle. Tragedia narodowa w Smoleńsku, choroba i pogrzeb w rodzinie. Po ciężkiej wiośnie przyszło lato. Chciałem oderwać się od rzeczywistości. Postanowiłem wreszcie zobaczyć Visby. Miałem pieniądze. Mieliśmy samochód – opla agilę o silniku jak serce myszki, ale za to bardzo oszczędnego w eksploatacji. Koleżanka mojej żony, Gosia, miała prawo jazdy, wzięliśmy ją jako drugiego kierowcę. Córka miała sześć lat, uznaliśmy, że to odpowiedni wiek, by przespać kilka nocy na kempingu. Zapakowaliśmy nowy, większy namiot, śpiwory i pojechaliśmy... Własnym autem do Szwecji. A na promie wzięliśmy sobie kajutę! I przespaliśmy noc w pokoju hotelowym w Sztokholmie. Jak panis... Nie. Jak normalni ludzie.
Stolicę Szwecji odwiedzałem po raz trzeci. Z uwagi na obecność nowych członków wyprawy zdecydowaliśmy się powtórzyć wizytę w Muzeum Vasa. Nie ma sensu opisywać tego po raz kolejny. Ponieważ i Żona, i jej Koleżanka są muzykami, na liście obiektów do zwiedzania znalazło się Muzeum Muzyki. Dotarliśmy do miasta po południu. Zabukowaliśmy pokój w hotelu. Zostawiliśmy rzeczy i podjechaliśmy kolejką – na wieczorny spacer. Z dworca poszliśmy na Gamla stan. Na obrzeżach starówki spostrzegliśmy rzeźbę niby istoty ludzkiej, ale z głową lisa. Może było to nawiązanie do hanzeatyckich legend o Lisie Reinicke? Podeszliśmy na rynek. W położonym obok budynku wręczana jest literacka Nagroda Nobla. Obejrzałem sobie fasadę i na próbę wszedłem kilka stopni po schodkach. Na Nobla raczej nie liczę. Z drugiej strony w ubiegłych latach przyznawano go wedle naprawdę dziwacznych kryteriów. Otrzymywali ją dziwni ludzie, i to za wyjątkowo marne u-tfu!-ory, więc może i ja mam szansę? W każdym razie gdybym ją jednak kiedyś dostał, będę wiedział, gdzie trzeba się zgłosić.
Opodal zamku królewskiego znajduje się niewielki ryneczek ozdobiony fontanną. Wygląda sielankowo – ale miała tu miejsce ponura tragedia. U progu XVI wieku Szwedzi podnieśli bunt przeciw unii kalmarskiej skupiającej Danię, Norwegię i Szwecję pod władzą króla Danii. Na czele powstańców stanął regent Sten Sture Młodszy. Zajęli między innymi Sztokholm. Na konflikt polityczno-militarny nałożyły się kwestie religijne. Mieszczaństwo Sztokholmu chętnie słuchało nauk Lutra... Król Chrystian II Okrutny wyruszył podbić zbuntowaną prowincję. Sten Sture został ciężko ranny na polu walki i zmarł. Mieszkańcy oblężonego miasta poddali się w zamian za obietnice amnestii. Jednak duński władca nie zamierzał dotrzymać słowa. Uwolnił z więzienia przetrzymywanego przez buntowników biskupa Uppsali, Gustava Trolle. Zaledwie kilka dni po koronacji aresztowano członków rady i niektórych mieszczan. Prawdopodobnie osiemdziesięciu dwóch obywateli Sztokholmu, w tym dwu biskupów, uznano za przywódców buntu. Biskup Trolle usłużnie oskarżył wszystkich o herezję i po parodii procesu skazano ich na śmierć. Duchowny musiał cierpieć na poważny deficyt miłości bliźniego albo pobyt w mamrze zdrowo mu dopiekł, skoro nawet kolegów wysłał na szafot. Niektórych mieszczan stracono wraz z całymi rodzinami, zatem liczba ofiar była znacznie większa.
...bo mnie matka zbije
To właśnie na wspomnianym placyku 8–9 listopada 1520 roku rozegrał się krwawy epilog walk o władzę. Tu właśnie zabijano oskarżonych o nielojalność wobec nowego władcy. Zaczęto od ścięcia dwu biskupów, mniej ważnych więźniów powieszono. Wydarzenia te przeszły do historii jako krwawa łaźnia sztokholmska. Wśród zamordowanych znalazł się kilkuletni chłopiec – ostatni z niegdyś królewskiego rodu Bonde. Chwilę wcześniej na jego oczach ścięto wszystkich członków rodziny. Trzymając już szyję na pieńku, zaskoczył kata prostoduszną prośbą: „Tylko niech mi pan tak jak bratu nie powala krwią sukienki nowej". Oprawca, słysząc te słowa, osłupiał, po czym stanowczo odmówił ścięcia dziecka. Król, nie namyślając się długo, dołączył go do listy skazańców. Istnieje też druga wersja tej historii – z tym, że wydarzyć się miała w Jönköping. Zostali tam straceni dwaj bracia, Peder i Lindorm Ribbing, oraz ich synowie, liczący sobie osiem i pięć lat. Młodszy miał wypowiedzieć słowa: „Mój dobry człowieku, proszę nie plamić mojej koszuli, tak jak zrobiliście moim braciom, bo matka mnie zbije".
I w tej wersji kat odrzucił miecz. Wersję pierwszą przytoczył polski podróżnik Maciej Szukiewicz w swojej książce „Z ziemi fiordów i fieldów" wydanej w Warszawie w 1900 roku. Wersja druga krąży w necie. Pomógł mi ją odnaleźć Godhand z portalu Weryfikatorium.