Są to zmiany nieodwracalne. Podobnie będzie w przypadku firmy, szczególnie tej średniej wielkości, która miesiąc w miesiąc generuje potężne koszty. Może to być kilkaset tysięcy złotych, lub znacznie więcej - w zależności od skali działania..
Za duży, aby nie upaść
Jakie będą więc konsekwencje, dla naszej gospodarki, systemowych działań ratunkowych przez pandemią, podjętych w Polsce? Będzie gorzej, niż tragicznie. Najprawdopodobniej około 90 proc. firm poniesie poważne (lub potężne) straty. A minimum 20 proc. z nich zakończy działalność, ze względu na niewypłacalność. Nieco łatwiej będzie mikro-przedsiębiorcom, którzy albo pracują sami na własny rachunek, albo zatrudniają maksimum kilku pracowników i nie mają znaczących kosztów. W najgorszej sytuacji będą podmioty zaliczane do grupy średnich przedsiębiorców, czyli firmy, które zatrudniają od 50 do 250 pracowników. Przy tak rozbudowanych kosztach, nawet drobny spadek osiąganych przychodów, oznaczać może załamanie się finansów tego przedsiębiorstwa. A przecież, w wielu przypadkach – w zależności od branży – przychody takiej firmy mogą w okresie kwarantanny, spaść niemal do zera. Takie firmy, nie będą więc miały nawet najmniejszych szans na przetrwanie.
Pomocna dłoń? Tak, ale dla wybranych
W tego typu sytuacjach, przedsiębiorca nie może liczyć na nic innego, jak tylko na pomoc systemową. Czy zatem faktycznie takowej się doczekamy? Czy będzie jakaś super spec-ustawa, dzięki której zniszczone przez przymusową kwarantannę firmy, podniosą się jak feniks z popiołów? Dotychczasowe doświadczenia w zakresie systemowej pomocy, na skutek kryzysu, lub nieoczekiwanego wydarzenia nie napawają optymizmem. Patrz: kryzys finansowy w latach 2007 – 2008. Jak się okazało pomoc – i to potężną – otrzymały jedynie banki, a więc ... bezpośredni sprawcy tej katastrofy, która z USA rozlała się niemal na cały świat. Nie doczekali się także żadnej pomocy frankowicze, poszkodowani skokiem kursu franka, który miał miejsce 15 stycznia 2015 roku.
Dlaczego tak się dzieje? Systemowa pomoc może być wyłącznie dziełem rządu danego kraju. A rząd, jak to rząd, działa w interesie własnym oraz powiązanych z nim grup biznesowych. Tu zawsze na miejscu pierwszym będzie sektor bankowy, jako że ten - finansuje deficyt budżetowy. Potem – spółki Skarbu Państwa, oraz potężne korporacje, dzięki działaniom swoich lobbystów. Na samym końcu tego „łańcuszka ważności" są – niestety – polscy przedsiębiorcy. Z pewnością więc, jeśli nawet jakaś systemowa pomoc nastąpi dla tej grupy, będzie to co najwyżej przysłowiowy plaster dla umierającego.
A przecież nasz system niełaskawie podchodzi do przedsiębiorców. Widać to choćby z polskiego prawa, w którym to wszystkich przywilejów, jakie posiadają konsumenci, pozbawia się tych, którzy prowadzą własny biznes. Prawa konsumenta są dość rozbudowane, także w ich sporach z bankami, czy korporacjami. Jeśli jednak spór dotyczy podmiotu gospodarczego, nawet jeśli to jest firemka o przychodach na poziomie kilku tysięcy miesięcznie, staje w sądzie naprzeciwko potężnego banku i musi walczyć jak równy z równym. W konsekwencji bank, czy też korporacja, mogą całkiem bezkarnie stosować w swoich umowach - zawartych z przedsiębiorcami – klauzule abuzywne. Sąd nie uzna wówczas oczywistych racji słabszej strony, bowiem prowadzący działalność gospodarczą nie jest konsumentem, więc można stosować wobec tej grupy nieuczciwe zapisy w umowach i kontraktach.
Musisz umrzeć... aby żyć!
Nie tak dawno temu, jakby przewidując obecną gospodarczą katastrofę, zachęcałem przedsiębiorców do zabezpieczenia się przed sytuacjami ekstremalnymi, jakich w biznesie nie brakuje. W tekście z dnia 24 lutego br. opublikowanym na rp.pl, pt. „Antywindykacyjne porady dla przedsiębiorców" przedstawiłem kilka porad dla osób prowadzących działalność gospodarczą. W tym opracowaniu doradzałem m.in. stosowanie w biznesie spółki komandytowej (co ogranicza odpowiedzialność finansową do drobnej kwoty) oraz do oddzielania majątku od działalności operacyjnej.