W folklorze współczesnych opowieści na temat przepisów konstytucyjnych oraz zważywszy na inflację przyszywanego koleżeństwa po fachu, staram się rzadko sięgać po formę publicystyczną, gdy wypowiadam się na temat prawa konstytucyjnego jako własnej specjalności zawodowej. Tym razem jednak chciałbym zabrać głos, skoro kwestia zarządzania mediami publicznymi realnie powróciła. Pragnę zasygnalizować pewną kwestię związaną z wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego z 13 grudnia 2016 r. (K 13/16), w którym po raz ostatni orzekałem, i to w roli sędziego sprawozdawcy.
Kto ma media, ten ma władzę – i odwrotnie
Dla bacznego obserwatora życia publicznego proces podmiany ustrojowego znaczenia wyborów, z legitymacji politycznej do stworzenia rządów w swobodę przejęcia państwa przez rządzących, był bardzo wyraźny już od końca 2015 r. Tego śmiertelnego grzechu życia społecznego dokonywano bowiem z ostentacją.
Czytaj więcej
Naczelny Sąd Administracyjny oddalił skargę kasacyjną przewodniczącego Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, uznając tym samym, że dopuścił się on rażącego naruszenia prawa.
Projekt ustawy o zmianie ustawy o radiofonii i telewizji zgłoszono już 28 grudnia 2015 r., czyli w drugim miesiącu nowej kadencji. Uchwalono ją 30 grudnia, a ogłoszono w Dzienniku Ustaw 7 stycznia 2016 r. Prawdą jest, że już wcześniej ustawa o radiofonii i telewizji była jedną z mniej stabilnych ustaw ustrojowych w Polsce. Nawet jednak najszybszy pilny tryb ustawodawczy nie dorównywał pośpiechowi legislacyjnemu podczas dojścia do skutku tej ustawy, dotyczącej tak newralgicznej sfery życia społecznego.
Szczególnie dwa rozwiązania ustawy nowelizującej były doniosłe. Ustawodawca pozbawił Krajową Radę Radiofonii i Telewizji (KRRiT) po pierwsze, wpływu na powoływanie i odwoływanie członków władz, w tym zarządów (art. 27 ustawy), a po drugie na zmiany w statutach (art. 29 ustawy) spółek publicznej radiofonii i telewizji. Kompetencje te przekazał ostatecznie nowo wykreowanej Radzie Mediów Narodowych (RMN). Choć przepisy ustawy nowelizującej uległy kolejnym zmianom przed orzeczeniem, TK uznał te ostatnie zmiany za irrelewantne w perspektywie swojej właściwości w sprawie. Trybunał wypowiedział się o normach, które pozbawiały konstytucyjny organ państwa – KRRiT – kompetencji służących realizacji jej konstytucyjnych zadań. Okoliczność zajścia dalszych zmian prawodawczych nie była zatem istotna. Od dawna bowiem dla Trybunału derogacja normy prawnej nie jest tym samym co wejście w życie ustawy uchylającej. Wejście w życie przepisów zmieniających czy uchylających niekoniecznie ma znaczenie dla dopuszczalności rozpoznania sprawy przez sąd konstytucyjny. Chodzi tu głównie o przypadki, gdy mimo formalnej zmiany stanu normatywnego pozostaje możliwość stosowania dotychczasowych przepisów lub utrzymują się w systemie prawa ich skutki. Tak też było właśnie w tym przypadku. TK nie dał się zatem złapać w pułapkę zastawioną przez prawodawcę, chcącego obejść znaczenie zasady nadrzędności konstytucji w kontekście organizacyjnego rozdziału kompetencji w sferze ładu medialnego.