Składam uroczyste przyrzeczenie, że dzień po wyborach pojadę i odblokuję pieniądze z Krajowego Planu Odbudowy – mówił Donald Tusk na wiecu wyborczym pod koniec sierpnia. Były premier prezentował tę sprawę jako priorytetową. Teraz, kiedy opozycja zapewne przejmie władzę, jej załatwienie to pierwszy test wiarygodności Tuska, a także sprawdzian jego wpływów w Brukseli.
Odblokowanie środków z unijnego funduszu odbudowy nie jest proste, gdyż nie jest to wyłącznie kwestia politycznej decyzji jednego komisarza czy urzędnika w UE. Polska podpisała porozumienie, w którym wypłatę środków uzależniono od spełnienia tzw. kamieni milowych. Najważniejszy dotyczy reformy sądownictwa dyscyplinarnego i przywrócenia do pracy zawieszonych sędziów.
Część tego zobowiązania Polska wypełniła. Kluczowa ustawa o Sądzie Najwyższym ugrzęzła jednak w Trybunale Konstytucyjnym, do którego prezydent skierował ją na początku roku. TK nigdy nie podjął się jej zbadania z powodu buntu pięciu sędziów, którzy wypowiedzieli przywództwo Julii Przyłębskiej.
To pewnie się nie zmieni, bo wszyscy sędziowie TK zawdzięczają wybór Zjednoczonej Prawicy i w większości prezentują punkt widzenia odchodzącej władzy. Wkrótce może się okazać, że Trybunał, który w ostatnich miesiącach był kulą u nogi Jarosława Kaczyńskiego, stanie się jego sojusznikiem, „bastionem oporu” przeciwko władzy Tuska. Część sędziów z jeszcze większą determinacją może wstrzymywać się przed rozpatrzeniem ustawy, która dałaby nowej koalicji rządzącej paliwo polityczne na następne lata. Sejm nie ma zaś możliwości uchwalenia nowej ustawy, która regulowałaby tę samą kwestię po myśli Brukseli.
Jeżeli Donald Tusk nie dogada się z UE, np. renegocjując porozumienie i kształt kamieni milowych, politycznie nie będzie wyglądało to dobrze. Pytanie, na ile elastyczni są unijni komisarze i czy będą chcieli pójść na rękę politykowi, któremu kibicowali w kampanii.