Przywrócenie do orzekania przez sąd dyscyplinarny Igora Tulei jest wydarzeniem ważnym, bo jego osoba wyjątkowo symbolicznie wkomponowała się w spór o praworządność, a ten trwa od sześciu lat. Można powiedzieć, że jest najważniejszą i najbardziej rozpoznawalną twarzą sędziowskiego protestu. Dlatego jest też swoistym barometrem sporu, który na pewno po wtorkowym orzeczeniu się nie skończy. Decyzję sądu należy traktować raczej jako wymuszone poluzowanie śruby sędziom sprzeciwiającym się zmianom.
Czytaj więcej
Sędzia może orzekać, ale immunitet ma uchylony. Pytania o kamienie milowe pozostają.
To efekt wielu wcześniejszych decyzji, np. o likwidacji Izby Dyscyplinarnej i powołaniu w jej miejsce nowego sądu, dla którego priorytetem ma stać się m.in. weryfikowanie wcześniejszych decyzji i przywracanie do orzekania zawieszonych sędziów. Przez tę wymuszoną zmianę kursu politycy prawicy próbują jak najszybciej wygasić spór z Brukselą, by odblokować środki z KPO. Przywrócenie Tulei, będącego symbolem również dla Brukseli, temu właśnie ma służyć.
Czy tak się stanie? Wypada mieć wątpliwości. Spór z Unią jest wielowymiarowy, trudny już do wygaszenia polityką prostych gestów czy małych kroków. Unijni komisarze po latach szermierki z polskim rządem traktują ten spór w kategoriach zero-jedynkowych, na zasadzie wszystko albo nic. I nie chodzi nawet o to, że zawieszonych jest nadal kilku sędziów, a Tulei wciąż grozi zarzut, jaki usiłuje mu postawić prokuratura, czego efektem może być nawet ponowna próba doprowadzenia go na przesłuchanie. Wróćmy do punktu wyjścia. Konflikt o praworządność, który obserwujemy od lat, dotyczy kwestii fundamentalnych. Trudno mówić o ustabilizowaniu sytuacji w podzielonym coraz większymi zasiekami Sądzie Najwyższym, w pełnym politycznych harców Trybunale Konstytucyjnym czy wreszcie w Krajowej Radzie Sądownictwa z jej ciągle kwestionowanymi decyzjami dotyczącymi nominacji sędziowskich.
Za dużo tego, by rozwiązanie indywidualnego problemu sędziego Tulei zakończyło wieloletnią konfrontację. Warto też zwrócić uwagę, że to konflikt nie tylko między sędziami a władzą polityczną, ale też wewnątrz środowiska. Sędziowie „nasi” i „ich” próbują wzajemnie podważać swój status, a zdezorientowani zwykli obywatele nie nadążają w ocenie, o co w tym wszystkim chodzi. Fundamenty trzeciej władzy zostały podmyte. Obawiam się, że na wiele lat.