Często spotykany widok w sali sądowej i na korytarzu sądowym: jeszcze przed rozpoczęciem merytorycznego rozpoznania sprawy sędzia nakłania strony do polubownego zakończenia sporu. Oczywiście gdy kodeks zezwala na zawarcie ugody, chociaż elementy polubownego i ugodowego rozwiązania spotkać można praktycznie we wszystkich możliwych sprawach.
Ugoda 91 razy
Ustawodawca od lat kładzie duży nacisk na polubowne i ugodowe załatwianie spraw sądowych. Powszechnie znany jest art. 10 kodeksu postępowania cywilnego nakładający na sąd obowiązek dążenia do ugodowego załatwiania spraw. Słowo „ugoda" pada w k.p.c. aż 91 razy i jest odmieniane przez wszystkie przypadki. Zwykle korzystają na niej wszyscy – sędzia może zamknąć sprawę bez konieczności wydawania wyroku i czasochłonnego sporządzania jego uzasadnienia, nie będzie drogi apelacyjnej. Zadowoleni są zwykle również pełnomocnicy stron (chyba że ich wynagrodzenie zostało ustalone np. od liczby rozpraw).
Sędzia nie chce wypuścić
Spotkałem sędziów, którzy przywiązują taką wagę do ugodowego załatwiania spraw, że godzinami potrafią namawiać strony i nie chcą wypuścić uczestników z sali sądowej, dopóki ci się nie dogadają. Raz sędzia zaczął dyktować do protokołu rozprawy treść ugody, jeszcze zanim jakakolwiek decyzja została podjęta. Byłem nawet namawiany na podpisanie ugody bez obecności i bez wyrażenia zgody przez mojego klienta, który nie podnosił akurat telefonu. Tłumaczę to dziś sobie tak, że jeśli klient byłby rozczarowany wynegocjowanymi warunkami ugody, to przecież do mnie skierowałby pretensje jako swojego pełnomocnika, a nie do sędziego. Takie zachowanie w niczym więc mu nie zagraża, skoro w protokole rozprawy nigdy nie ma adnotacji, czy prawnik zawarł ugodę za zgodą i wiedzą swojego klienta czy też nie.