Faktem natomiast pozostaje, że Terlecki ujawnił, iż jego ojciec, pisarz Olgierd Terlecki, był byłym tajnym współpracownikiem UB. I to bezsprzecznie był akt jego determinacji politycznej. Zatem jeden z gwardianów prezesa Kaczyńskiego, arogancki wobec nieserwilistycznych dziennikarzy i każdego, kto nie zgadza się z poglądami PiS-u, kreującego się na "przewodnią siłę narodu" (dawne określenie PZPR), tym razem obraził aktorów Teatru Narodowego.
Idąc tropem "marionetkowym", nie sposób pominąć pięknej bajki i mistrza Dżepetto, który wystrugał drewnianego pajacyka - Pinokia. Pajacyk ten też był niegrzeczny i niesforny, ale w końcu poprawił się, zmądrzał, za co w nagrodę został prawdziwym chłopcem. Czy wicemarszałek zmieni się i zapanuje nad swoimi politycznymi emocjami i słowami - tego nie wiem. Podejrzewam, że nie. Jak ktoś był kontestatorem, a teraz chce być kreatorem, a przy okazji krytykiem teatralnym, to albo trzeba mieć, jak Pinokio, drewniane synapsy w mózgu, albo wycofać się z polityki. A jak taki ktoś ma jeszcze większe ambicje i chce wymądrzać się na temat teatru, jego formy, funkcji, ważności w kulturze, to najpierw musi się sporo nauczyć, a dopiero potem wygłaszać swoje opinie.
Wracając do Pinokia: bajki mają tę cechę (pomijam braci Grimm), że dobrze się kończą - w dodatku morałem, który często jest przestrogą dla innych, podczas gdy w życiu nie zawsze zakończenie jest szczęśliwe. Szczególnie mało przejmuje się tym rządząca klasa polityczna, na co dowodów zbyt wiele. W tym wypadku dowodem jest wypowiedź ministra kultury, który zamiast stanąć w obronie obrażanych publicznie artystów oświadczył, że aktor Gajos to nie "święta krowa" i ma się liczyć ze słowami. I tak sprawa jednej wypowiedzi nabierała rozpędu; w obronie swojego zespołu stanął dyrektor Teatru Narodowego w Warszawie, Jan Englert, mówiąc, że takie wypowiedzi obrażają jego rodzinę. Piękne to porównanie. Szlachetne i odważne! Zważywszy na fakt, że pan minister kultury w każdej chwili może odwołać obecnego dyrektora, postawa taka zasługuje na wyjątkowe uznanie.
Nie jest też tajemnicą, że środowisko artystów, ludzi sztuki, kultury, w tym aktorów, w zdecydowanej większości nie sympatyzuje z aktualną władzą, za co jest postponowane przez rządowe media. W tę narrację wpisuje się były hipis. Kpiąc z aktorów Teatru Narodowego, wali kilofem w jeden z filarów kultury polskiej - teatr, który od ponad dwóch wieków pełni jakże ważną rolę w naszej historii. Mało tego! Wali w każdy teatr! Kpi z nas wszystkich traktując tzw. suwerena (tylko w okresie kampanii wyborczych) instrumentalnie, bez cienia szacunku dla demokracji. Co to za postawa, jakiż cynizm, aby dla przypodobania się swojemu guru poniżać, próbować odbierać godności aktorom (tego i tak nie da się zrobić), którzy swoimi osobowościami kreują tak delikatną materię jaką jest sztuka. Bo co by o aktorach nie powiedzieć, z reguły są to ludzie bystrzy, inteligentni, a jako współtwórcy każdego dzieła - wrażliwi. Czyż nie mają prawa do komentowania, oceny rzeczywistości w której żyją? Mają tylko wygłaszać zadane role? A czy w prawdziwym teatrze kukiełek nie występują aktorzy? Przede wszystkim ludzie, których powinniśmy szanować. Dopiero potem artyści, równie ważni, jak ci na czołowych scenach.